Tak, zrobiłam to ponownie i chyba czas zmienić nazwę "oneshoty" , bo znów oneshot toto nie będzie :') Mimo wszystko życzę miłej lektury i obiecuję postarać się, by II część pojawiła się jak najszybciej.
Dla AgnesFreewingDzień miał się powoli ku końcowi. Przed chwilą skończyła się burza i w monotonii granatu zachmurzonego nieba pojawiły się pierwsze przebłyski nieskazitelnego błękitu, który przepuszczał na zacienioną powierzchnię ziemi smugi światła. Wraz z burzą odszedł również męczący ludzi od rana zaduch, czyniąc powietrze rześkim i lekkim. Mokry bruk błyszczał na słońcu, a w gładkich taflach kałuż odbijały się dachy kamienic stojących wokoło placu oraz fragmenty nieba.
Ludzie niespiesznie opuszczali przytulne wnętrza kawiarni i sklepów, wychodzili spod łuków arkad i plac na nowo zapełniało życie. Dzieci z radosnym krzykiem skakały w kałuże, z których przed chwilą piły ptaki. Kobiety podnosiły nieśmiało spódnice, by nie ubłocić materiału, niektóre nawet szły dalej na palcach obawiając się przemoczenia skórzanych trzewików. Mężczyźni wracali do pracy nucąc pod nosem proste przyśpiewki. Na placu na nowo śpiewać zaczynał chór najróżniejszych głosów, które nawzajem się uzupełniając wykonywały swoją codzienną pieśń. Akompaniował im szum wody chlupoczącej w rynnach, której kaskady następnie rozbijały się o kamienie bruku, by wreszcie spokojną strużką spłynąć do kanału. Poza tym dawały się słyszeć stukot kół powozów oraz rżenie koni.
(Imię) obserwowała to wszystko spod przymkniętych powiek, mocno znudzona i trochę senna. Siedziała w kwiaciarni ciotki od samego rana, a mimo to wciąż nie pojawił się żaden klient, z którym mogłaby porozmawiać i trochę się rozerwać. Wszyscy albo się spieszyli albo zupełnie ignorowali wszelkie próby rozpoczęcia przez dziewczynę rozmowy.
Wreszcie wstała i zaczęła przechadzać się po ciasnym sklepiku. Sosnowa, wytarta podłoga skrzypiała pod wpływem kroków dziewczyny, stukot jej podbijanych trzewików wypełniał panującą w sklepie ciszę. Wsłuchana w ten stukot, krążyła po pomieszczeniu i rozmyślała czy aby na pewno wypełniła wszystkie otrzymane na ten dzień od ciotki obowiązki.
Gdy tak chodziła zatopiona w rozmyślaniach, nagle, zza wystawionych w witrynie kaktusów, w oczy rzuciła jej się kępka blond włosów. Stukot trzewików ustał i para (kolor) oczu skierowała się na witrynę. Naraz zza kaktusów wynurzyła się cała głowa i ich spojrzenia na chwilę się spotkały. (Imię) szybko jednak odwróciła wzrok i pospieszyła na zewnątrz.
Nieznajomym jak się okazało był mężczyzna mniej więcej w jej wieku, bardzo wysoki i umięśniony.
- Dzień dobry, czy mogę w czymś pomóc? - zapytała, towarzyszył jej uprzejmy uśmiech.
Odwrócił głowę i spojrzał na nią. W jego oczach zauważyła dezorientację. Czyżby wahał się co odpowiedzieć? Wciąż milczał.
- Proszę pana, przepraszam, ale czy mogę w czymś pomóc? - powtórzyła trochę drżącym głosem, onieśmielona.
- Ach, tak! Przepraszam, zamyśliłem się - powiedział z przepraszającym uśmiechem. - Chciałbym kupić bukiet róż.
- Oczywiście! Proszę wejść do środka, mamy różne odmiany. - Wskazała na drzwi.Nieduży pokój, służący za całą kwiaciarnię, ciasno upakowany był wazonami, donicami i wiązankami kwiatów. Powietrze w środku zawsze było duszne i wilgotne. Gąszcz liści i łodyg oplatał się wokół ciał wchodzących, kwiaty swoimi soczystymi barwami oraz fantazyjnymi kształtami wabiły głębiej w gęstwinę, a słodkie wonie mąciły umysły.
- Proszę spojrzeć - zwróciła się do mężczyzny, wskazując na duże, terakotowe wazony, w których stały kwiaty.
Gdy tylko zauważyła, że jego spojrzenie zostało skierowane we wskazaną stronę, zaczęła opisywać kolejne odmiany. Były tam rozłożyste róże francuskie, róże damasceńskie o intensywnym zapachu, jaskraworóżowe róże stulistne, róże chińskie zwane też hibiskusem oraz wreszcie róże biało kwiatowe.
- A oto jedna z najnowszych odmian - powiedziała z dumą, sięgając po bladoróżowy kwiat.
- Proszę tylko powąchać - powiedziała i zbliżyła się do niego, by podać mu różę.
Ku jej zdziwieniu mężczyzna zamiast wziąć podawany kwiat, schylił nieco głowę i wciągnął aromatyczną woń. (Imię) poczuła na gładkiej skórze dłoni jego ciepły oddech i podniósłszy nieśmiało wzrok, ze zgrozą zauważyła jak blisko siebie były ich twarze. Wtedy i on skierował na jej rozognioną rumieńcem twarz spojrzenie swoich stalowoszarych oczu. NIe patrzyli tak na siebie jednak zbyt długo. Dziewczyna szybko odwróciła głowę i postępując krok w tył, zapytała trochę drżącym głosem:
- To róża herbaciana. Co pan myśli, czyż nie pachnie cudownie?
Dopiero wtedy, słysząc jej drżący głos, uświadomił sobie całą niezręczność wcześniejszej sytuacji i samemu zaczynając się czerwienić, skinął tylko nieśmiało głową i poprosił o skomponowanie z nich bukietu.
Chcąc nieco rozładować napiętą atmosferę, która zapanowała w kwiaciarni, (Imię) spróbowała zainicjować rozmowę:
- To bardzo miły gest. Ludzie obecnie coraz rzadziej dają sobie kwiaty. Dla kogo jest ten bukiet, jeśli mogę wiedzieć?
- Ach, to dla matki - odpowiedział jakby wyrwany ze snu. Wcześniej cały czas zapatrzony był w (Imię), jak swymi zgrabnymi palcami układa kwiaty, obcinając kolce i mierząc wstążkę, którą obwiąże bukiet. Czasami też rzucał nieśmiałe spojrzenia na jej skupioną twarz, zaciśnięte usta i wpatrzone w pracę (kolor) oczy.
Czekała aż doda coś więcej, lecz wciąż milczał. Przerwał wreszcie tę niezręczną ciszę.
- Pani pracuje tu chyba od niedawna.
- Tak, mniej więcej od miesiąca. Zastępuję chorą ciotkę.
- A więc pani (Imię ciotki), która dawniej tu sprzedała, to pani ciotka? I mówi pani, że jest chora. Proszę ją ode mnie pozdrowić i przekazać życzenia zdrowia.
- Jest Pan stałym klientem?
- Można tak powiedzieć. Przychodzę tu co miesiąc. - Zaśmiał się cicho. Czy można mówić o stałości czegoś tak kruchego jak ludzkie życie, szczególnie jego?
- A więc wypada mi się przedstawić, skoro jeszcze się spotkamy. - Bukiet był gotowy. Podała mu go, po czym wyciągnęła w powitalnym geście dłoń. - Jestem (Imię) (Nazwisko), miło mi pana poznać.
Nie uścisnął jednak wyciągniętej ręki, lecz ujął ją delikatnie w swoją i kłaniając się nisko pocałował. Zdziwiło ją to trochę, pierwszy raz została tak powitana przez mężczyznę. Choć było to zaledwie delikatne muśnięcie warg, udało mu się uchwycić jej słodki zapach, mieszaninę najróżniejszych kwiatowych woni.
- Mike Zacharias. Jeśli to nie problem, proszę mi mówić po prostu ,,Mike”.
- A jakiż to miałby być problem? Proszę mi jednak obiecać, że i - już miała powiedzieć ,,pan”, w porę się jednak poprawiła - ty, zaczniesz używać mojego imienia.
- Z największą przyjemnością.
CZYTASZ
Attack on Titan oneshoty (i nie tylko)
FanfictionTytuł wszystko mówi, czyż nie? Pierwszy oneshot jest, żeby jakoś rozruszać imprezę, hehe, chyba nikt normalny tak nie mówi... Ale po co się przejmował normalnością? Szybkie sprostowanie - postacie i fanarty użyte w opowiadaniach nie należą do mnie...