Na prośbę MoonPrime09kjk8uy
Przyjemnej lektury :)Pociąg zwalniał. Reiner wyjrzał przez okno. Świtało. W oddali, pod różowofiołkowymi chmurami zobaczył zarys stacji. W sąsiednich przedziałach coraz głośniejsze stawały się szmery i nagle drzwi rozsunęły się z trzaskiem i zobaczył roześmianą Gabi.
- Reiner, pobudka! Oh, widzę, że ty też już wstałeś! Też się nie mogłeś doczekać, co? - mówiła bardzo szybko - Wreszcie w domu! Widziałeś gdzieś Falco? Eh, nieważne, zaraz będziemy na stacji, muszę go obudzić. - Zanim Reiner zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Gabi zniknęła za drzwiami.
Blondyn powoli wstał, przeciągnął się i zarzucił kurtkę na ramiona. Usłyszał zgrzytanie szyn i poczuł, że pociąg zaczął zwalniać. Dał się słyszeć donośny gwizd i maszyna stanęła. Na korytarzu rozległ się stukot kilkunastu par stóp.
- Reiner, no chodź! Jesteśmy! - Głowa Gabi mignęła mu w drzwiach przedziału.
Blondyn ziewnął i wyszedł na peron. Po chwili odnalazł w tłumie twarz matki, która machała do niego. Tak bardzo chciał odwzajemnić jej ciepły uśmiech. Czuł w sobie dławiący fałsz i uśmiech na jego twarzy wyszedł dość sztucznie. Przypomniał sobie gdy odjeżdżał i matka tak samo jak teraz machała w jego stronę, a jej uśmiech przepełniony był dumą. Stał wtedy z trójką przyjaciół, których rodzice żegnali w podobny sposób. Opuszczali ich niepewni, ale pełni nadziei, że to co robią ma sens i gdy wrócą, razem będą mogli cieszyć się choć odrobiną praw i wolności. Po tych wszystkich latach wrócił tylko on. Jego przyjaciele zginęli, a los Annie był jedną wielką niewiadomą, z bardzo małą szansą na dobre rozwiązanie. Czuł, że powinien się cieszyć, że przeżył, ale jedynym co czuł była gorycz i wyrzuty sumienia.
- Reiner, kochanie, tak się cieszę. - Matka wreszcie przecisnęła się przez tłum i mocno go przytuliła.
- Witaj, mamo - powiedział z ledwo widocznym uśmiechem.
Kobieta odsunęła się i ze szczęściem przyglądała mu się. Nigdy nie widział jej tak promieniejącej.
- Kiedy odjeżdżałeś, żegnałam chłopca. A teraz stoi przede mną piękny i silny mężczyzna - pochwaliła go, sama pełna dumy.
- Ależ mamo - zarumienił się Reiner.
- Reiner - ich rozmowę przerwał surowy głos jednego z komendantów - Nie zapomnij o badaniach kontrolnych. Doktor (Nazwisko) będzie czekała na ciebie dziś o szóstej w baraku medycznym. Nie spóźnij się.
- Tak jest - zasalutował Braun.
Patrzył potem przez chwilę na oddalającego się komendanta. (Nazwisko)? Skądś znał to nazwisko. W drodze do domu próbował sobie przypomnieć, gdzie już je kiedyś słyszał. Gdy matka poczęstowała go w domu obiadem, wreszcie mu się to udało. (Imię) (Nazwisko) była jednym z rekrutów, których poznał jeszcze w dzieciństwie. Nawet przy najlepszych staraniach jej wyniki wypadały przeciętnie, toteż o udziale w misji na wyspie Paradis mógła tylko pomarzyć. Kto by pomyślał, że zostanie lekarzem. Reiner skończył jeść i spojrzał na zegar. Było wpół do trzeciej, miał więc jeszcze trochę czasu, by porozmawiać z matką.Został kwadrans do szóstej.
- I nie zapomnij zaprosić doktor (Nazwisko) - przypominała mu w progu matka - Jestem z ciebie taka dumna! Chcę się podzielić tym szczęściem ze wszystkimi.
- No dobrze mamo, zaproszę ją, ale naprawdę muszę już iść - Reiner zaśmiał się w odpowiedzi i pożegnawszy się wyszedł na ulicę.
Była końcówka lata i na zewnątrz panował lekki chłód. Blondyn spokojnym krokiem ruszył w stronę bazy wojskowej, w której miał czekać na niego lekarz. Bruk lśnił, wilgotny od deszczu, który spadł przed godziną. Powietrze było wilgotne, ale niebo rozpogodziło się i dzień dogorywał powoli w gasnących błękitach.
Reiner szedł szybko, nie patrząc pod nogi, w trawiony ponurymi myślami. Choć z pozoru wyglądał na zupełnie spokojnego, w rzeczywistości był u kresu psychicznej wytrzymałości. Zbyt świeże i niezabliźnione były rany z Paradis i Reiner obawiał się pytań lekarza. Przede wszystkim bał się własnych na nie reakcji i tego, czy uda mu się zachować spokój i utrzymać maskę. Przed matką łatwo było udawać, nie zadawała mu trudnych pytań, zamiast tego wymyślając dla niego coraz to nowe pochwały i posyłając mu ciepły uśmiech.
Z niepokojem zatrzymał się przed drzwiami gabinetu i po chwili walki z własnymi myślami, nieśmiało zapukał.
- Proszę. - Reiner usłyszał przyjazny głos zza drzwi i delikatnie nacisnął klamkę.
Zobaczył przed sobą młodą kobietę o (kolor) włosach, która w powitalnym geście wyciągnęła do niego rękę.
- Reiner, Reiner Braun! Ze sto lat się nie widzieliśmy - zaśmiała się, gdy uścisnęli ręce - Pamiętasz mnie jeszcze?
- Ależ oczywiście, (Imię). Choć może powinienem teraz mówić doktorze (Nazwisko). Dobrze cię widzieć. - odparł delikatnie się rumieniąc Reiner.
- Ach, tylko bez takich formalności. Proszę siadaj - lekarz wskazała na fotel stojący przed biurkiem, podczas gdy sama usadowiła się wygodnie po jego drugiej stronie - Rozumiem, że reszta pojawi się jutro?
Reiner pobladł i zamilkł, jakby szukając odpowiednich słów. (Imię) obserwowała go bacznie. Blondyn mógł nie wiedzieć, ale badanie zaczęło się już w chwili, gdy przestąpił próg gabinetu. Teraz każda jego reakcja, każda najmniejsza zmiana w zachowaniu będzie dokładnie analizowana przez (Imię).
- Och, przepraszam! Tak mi przykro! Wybacz mi, ale nikt mnie nie poinformował o szczegółach - (Imię) mówiła znów po chwili pokornym głosem z przepraszającą miną - Myślałam... Wierzyłam, że wrócicie wszyscy. Naprawdę bardzo mi przykro.
Reiner kiwnął tylko głową i nastała chwila niezręcznej ciszy.
- Musi ci być ciężko - zaczęła wreszcie lekarz.
- Chyba się już z tym pogodziłem - odpowiedział blondyn. Kłamał - (Imię) szybko wywnioskowała na podstawie jego poprzedniej reakcji.
- Rozumiem, powiedz, to stało się nagle?
- Cóż - Reiner zbladł odrobinę - Ja… nie, oni… Wybacz, ale czy nie dostałeś raportu?
- Reiner - (Imię) zwróciła się do niego z delikatnym uśmiechem - Mówiłam ci przed chwilą, nic od nich nie dostałam.
- No tak! Przepraszam, ja nie-
- Spokojnie, nie musimy teraz o tym rozmawiać. Dopiero co wróciłeś, nie chcę ci psuć nastroju. To tylko rutynowe badanie. Powiedz mi, co tam u matki?
Reiner zdziwił się trochę reakcją (Imię). Zapytany, zaczął opowiadać mu o kobiecie. Mijał właśnie kwadrans ich rozmowy.
- Musi być z ciebie bardzo dumna, nie dziwię się, jest to całkowicie zrozumiałe - z przyjaznym uśmiechem zauważyła (Imię).
- Matka trochę przesadza, ja naprawdę nie zrobiłem nic szczególnego - Reiner zarumienił się.
- Ależ oczywiście, że tak! Przeżyłeś i dostarczyłeś nam cennych informacji. Jak na 13-letniego chłopca wysłanego na tak niebezpieczną misję to bardzo dużo.
- Nie zrobiłem tego sam.
- To musiało być straszne. Otoczony przez te potwory…To był słoneczny, letni dzień. W dni jak tamten zazwyczaj na ulicach Shiganshiny słychać było rozmowy, rżenie koni i śmiech dzieci. Sprzedawcy na targu głośno zachwalali swoje towary, końskie kopyta rytmicznie uderzały o bruk, a oficerzy Żandarmerii pili i żartowali. Jednak nie tamtego dnia. Tamtego letniego dnia roku 845, skwarne powietrze wypełniały krzyki i jęki. Ziemia dudniła pod stopami wielkich, morderczych kolosów, które napływały do miasta przez wyrwę w murze. Widok zmiażdżonych i rozszarpanych ciał stale nawiedza go podczas snu. Reiner starał się nie patrzeć, ale i tak zobaczył zapłakanych ludzi żywcem pożeranych przez Tytanów. Za wszelką cenę starał się nie dopuścić do siebie myśli, że cała ta rzeź jest jego dziełem. Starał się nie myśleć, po prostu biegł, tak długo, aż nie poczuł jak jego pancerz przebija się przez kolejną bramę, niosąc tym samym śmierć kolejnym setkom ludzi. Więc kto tu jest potworem?
- Proszę?
Reiner zrozumiał, że ostatnią myśl musiał wypowiedzieć na głos. Przeszył go dreszcz i zaschło mu w gardle.
- Ja nic nie mówiłem, musiałaś się przesłyszeć - powiedział z wymuszonym uśmiechem, z trudem hamując drżenie głosu.
Nastała chwila ciszy, podczas której Reiner czuł jak para (kolor) oczu próbuje przejrzeć go na wylot. Nagle blondyn usłyszał perlisty śmiech i zaskoczony spojrzał na (Imię).
- Reiner, jesteś biały jak ściana, a ja się tak tylko z tobą droczę. Przepraszam - powiedziała z przepraszającym uśmiechem i poklepała go przyjaźnie po ramieniu - Masz rację, musiało mi się zdawać. Ostatnio, przy tym natłoku pracy zdarza mi się to coraz częściej.
Reiner uśmiechnął się nieśmiało i w myślach odetchnął z ulgą. Rozmawiali jeszcze przez godzinę, ale Reiner pilnował się już dużo bardziej i nie przydarzyła mu się kolejna, podobna ,,wpadka”.- Dziękuję za wizytę. Wszystko jest z tobą w porządku. - (Imię) uśmiechała się uspokajająco, żegnając blondyna - Mówiłam, że to będzie tylko rutynowe badanie.
- To ja dziękuję za poświęcony mi czas - Reiner odwzajemnił uśmiech - Ach, właśnie, zapomniałbym. Moja matka organizuje jutro o szóstej małe przyjęcie i może zechciałabyś przyjść?
- Zapewne z okazji twojego szczęśliwego powrotu, co? Ależ tak, oczywiście, że przyjdę. Dziękuję bardzo za zaproszenie.
- Świetnie, będziemy w takim razie czekać. Do zobaczenia jutro - Reiner pożegnał się i skierował ku wyjściu, czując jak kamień spadł mu z serca po wreszcie zakończonym badaniu.
- Do zobaczenia - doktor odpowiedziała dopisując ostatnie obserwacje w raporcie z badania.
CZYTASZ
Attack on Titan oneshoty (i nie tylko)
FanfictionTytuł wszystko mówi, czyż nie? Pierwszy oneshot jest, żeby jakoś rozruszać imprezę, hehe, chyba nikt normalny tak nie mówi... Ale po co się przejmował normalnością? Szybkie sprostowanie - postacie i fanarty użyte w opowiadaniach nie należą do mnie...