So who am I supposed to be today?

662 48 10
                                    

  Biegłem ile sił w nogach. Nie wiem, czy mnie dogonią, ale przynajmniej nie widzę już Jaimii, więc pewnie gdzieś się ukryła. Poczułem jakiś kamyk w bucie. Cholera, pewnie wpadł gdy przebiegaliśmy za kinem.... Strasznie boli. Poczułem jak spadam, a po chwili na mojej twarzy odciskał się beton z uliczki za sierocińcem. Kurwa! Prawie mi się udało!

A co się właściwie stało? Ano szanowna panienka Nestor zachciała sobie wypróbować torebkę Bellatrine (naczelnego plastiku w naszej szkole), a ja jako jej "braciszek" miałem jej w tym pomóc. No i oczywiście jak zawsze; ona ucieka nierozpoznana, a za mną biegnie facet właścicielki zguby. Chcecie się dowiedzieć jak zareagują moi opiekunowie?

-Znowu? Free, dlaczego mi to ciągle robisz? Dlaczego masz ten dziwny fetysz kobiecych rzeczy? Naprawdę, zastanawiam się co jest ze mną nie tak, że ciągle nie wyciągam żadnych konsekwencji. - powiedziała rozczarowana jak zwykle Lana, siostra naczelna mojego "katolickiego" sierocińca.

-Oh dear... Lee, przecież siostra wie... - powiedziałem zrezygnowany, nikt się tego nie spodziewa, jak zawsze.
Może to zabrzmieć dziwnie, ale taka rozmowa to nasza wspólna rutyna; co tydzień tego samego dnia Jaimia coś chce. Nie jest to egoistyczne, chodzi raczej o dziwny mechanizm w jej głowie.
Mianowicie.

Jaimia, zarówno jak ja, od zawsze mieszka w sierocińcu i uwierzcie, nie jest to żaden luksus. Czasem o rzeczy trzeba walczyć. Pracujemy, żeby mieć pieniądze na jedzenie, razem z siostrami. Dla nas zabranie czegoś jest bardzo dotkliwe, bo wiemy, jak trudno będzie o nowy egzemplarz. Do tego nasza dwójka ma bardzo głębokie poczucie sprawiedliwości. Jee zawsze chce ukarać osoby, które są dość..... niefajne dla innych i robi to w najdotkliwszy dla niej sposób; zabierając.

Niby sobie teraz myślicie, że skoro ktoś jest dziany, to nic mu to nie zrobi. Otóż, kiedy ukradniesz napompowanej swoją dumą nastolatce jej torebkę od Gucciego z iPhonem X w diamentowej oprawce i ulubionym psiakiem (jak one mogą je tak torturować?!) będą oburzone i wściekłe, że ktoś odebrał im ich symbol. Tak, symbol. Kiedy ktoś z tej szkoły zobaczy GG Chevron Duffel na jakiejś wystawie, to myśli tylko i wyłącznie o Bellatrine i automatycznie widzi w nim gryfonika belgijskiego.

- Kochany, ale tak nie można... - Lana z frasunkiem potarła skroń. - Free, pewna kobieta chce zaadoptować chłopca. Myślę, że podpasowałbyś jej, a ona jest dobrą kobietą i na pewno zepchnie cię na dobrą ścieżkę... Co o tym myślisz? - dokończyła z wyraźnym zawahaniem kobieta.
- Jak się nazywa?
- A to ważne Free? Donna Way, dwóch synów, Michael i Gerard... Zastanów się, jutro przychodzi, żeby spotkać potencjalnych kandydatów... Po prostu się zastanów. - powiedziała i wygoniła mnie ze swojego biura.

*

- Adopcja?!! - krzyknęła na całą melinę Jaimia. - Co ty sobie wyobrażasz?! Że niby zostawisz sobie tak po prostu swoją siostrę?!! Oni mieszkają na drugim końcu miasta jełopie!!!
- Skąd wiesz? - przerwałem jej spokojnym głosem, przyzwyczajony do jej tyrad.
- Myślisz, że jak miałabym egzekwować sprawiedliwość bez adresów różnych ludzi?! Ten Gerard to w ogóle jakiś dziwny typ. Nie powinieneś do nich iść.
- Jeśli mnie zechcą, to idę, koniec kropka Jaimia. - zmarszczyła nos. Nigdy się jej nie sprzeciwiam bez tłumaczenia. - Skończmy pędzić ten samogon i oddajmy tym z czarnego rynku, bo inaczej nas rozstrzelają.  

WELL I DO NOT KNOWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz