- Co robisz Gee? - zapytałem podchodząc do stołu w salonie, przy którym siedział Pan Wampir Wielce Mroczny Way.
-Oh, to nic. Robię rysunek na urodziny Lin.
-aawwwwwww jakie to uroczeee. - westchnął Michael z kuchni.
-Ty rób te kotlety, a nie że się obijasz! - krzyknął do niego straszy.
-Mogę- oh- udało mi się wyksztusić gdy zobaczyłem już dzieło Gerarda.
Przedstawiało ono jego i Linz wśród emo jednorożców, a wszystko wyglądało tak realistycznie, że aż nie chciało mi się wierzyć, że to rysunek.
- Co ci? Zachłysnąłeś się czy jak? - zapytał drwiąco Gerard.
- Nie po po prostu to jest.. - zaciąłem się szukając pasującego określenia. - To jest kuźwa arcydzieło! - wykrzyknąłem odnajdując wreszcze odpowiedni epitet.
- Ta jasne Franiu, wmawiaj to sobie.
- No ale serio! - zaprotestowałem oburzony. - Pokazać ci jak ja rysuję?
- Dajesz, chcę to zobaczyć. - stwierdził starszy Way.
Tak więc zgodnie z jego wolą, zabrałem jedną z leżącyh nieopodal kartek i zabrałem się za rysowanie oka.
Chyba nie muszę mówić jak bardzo tragicznie to wyglądało. Naprawdę,Gerard niemal wypluł śledzionę patrząc na mój popis.
- Iero, chodziłeś do jakiejś szkoły plastycznej, bo aż czuć od tego profesjonalizm. - zaczął sobie kpić.
- Wypraszam sobie! Moje zdolności są normalne jak na piętnastoletniego chłopaka.
- To ty masz tylko piętnaście lat?! - zdziwił się wielce.
- No a co myślałeś?
- Czekaj czy to przypadkiem nie oznacza, że jesteś już legalny? - zapytał podejrzanie dziwnym tonem.
- Sprzedawanie ludzi nigdy nie jest legalne, Gerard. - westchnęła Pani Way wchodząc do salonu.
- O, hejka mamuś, zauważyłaś może przypadkiem, że Muiki jeszcze nie zrobił kotletów?
- Oh, Mikuś, proszę, pospiesz się trochę, dopiero wróciłam z pracy, jestem cholenie głodna, wiesz, że poniedziałki są dla mnie trudne... - rozczarowana matka obu chłopców weszła do kuchni.
- Tak, tak, już mamo.... - westchnął Michael jednocześnie mordując Gerarda wzrokiem.
- Dobra mały... Trzeba by cię czegoś nauczyć... Czy ty serio nigdy nie widziałeś ludzkiego oka? - zapytał z niedowierzaniem. - Powiedz mi, czy moje oko ma taki kształt?
- Nie. - tylko tyle zdołałem powiedzieć, tak aby się nie zaśmiać.
- Chłopcy, jak było? Franiu, podobno poznałeś Ray'a i Alicię? - zaczęła Pani Way siadając na kanapie nieopodal nas.
- Tak, to bardzo miła osoba. - uśmiechnąłem się. - Trochę zmokliśmy, ale było warto.
- No dobrze, ja wam już nie przeszkadzam, ale pamiętajcie o zadaniu domowym. - zerknęła jeszcze na pracę swojego syna i poszła do pokoju.
-No to zaczynamy. - Pan Wampir Way zatarł ręcę. - A ty Muik nie gap się tylko rób kotlety. - zganił wyglądającego z kuchni Michaela.
Starszy z braci wpierw kazał mi narysować prawdziwy kształt oka.
Trochę się nad tym namęczyłem, ale się udało.- Świetnie, teraz zarysuj na górnej powiece gałkę oczną. - zrobiłem co kazał. - Nadwyraz szybko jak na twoją mierną inteligencję Iero, gratuluję. - przewróciłem oczami.
Następnie pokazywał mi jak narysować rzęsy, ale Michael w końcu zrobił te kopane kotlety.
*
- Wiesz co mały? - zaczął myśl Gerard pilnując mnie podczas nauki. - Jakby cię trochę poduczyć.... Masz potencjał. Poczekaj chwilę.
Wyszedł z pokoju i po chwili wyraźnie słyszałem jak tłucze się po swojej piwnicy.
Po paru minutach był już spowrotem.- Popatrz Frank. - jedną ręką podał mi tajemnicze pudełko, a drugą wskazał na zabazgroloną ścianę. - Podejdź. Kiedyś ten pokój należał do mnie i rysowałem sobie takie różne gówna na ścianach. Teraz twoja kolej. W tym pudełku masz kredki. Od dzisiaj przez pół godziny dziennie będę cię uczył rysowania, a póki co rysuj sobie cokolwiek.
Po tych słowach, po których swoją drogą znów zastanawiałem się co z nim jest nie tak, klepnął mnie (znów!) w tyłek i wyszedł.
- Ale i tak idzisz spać o 22 najpóźniej! - krzyknął jeszcze zza drzwi.
Jaki dziwak...
???????????????????????????????????????
Witajcie
Wiem, że rozdział nie jest najdłuższy, przepraszam z całego serca, ale reszta będzie już raczej normalna.Chyba całkiem polubiłem jogę,
Kellin.
CZYTASZ
WELL I DO NOT KNOW
FanfictionPo adopcji Frank nie spodziewał się huku fajerwerk, tylko w miarę normalnej rodziny. Ale cóż, w złą godzinę wypowiedział te słowa na głos i stało się zupełnie inaczej. Czy Frank dostanie choroby wieńcowej przez ciągły szok i zdziwienie przejawami cz...