Pizza Pepperoni (nie ja) Każdy Ją Zje.

207 28 33
                                    

FRANK, MAMA WYJECHAŁA, JEST JUŻ GRUBO PO DZIESIĄTEJ I KAZAŁA I CIĘ OBUDZIĆ. - Obudził mnie krzykiem Pan Wampir Way. Była sobota. Piękna, pogodna sobota. Przez okno do pokoju wkradały się promyki słoneczne. Zapowiadał się naprawdę cudo-
- Wogle Franiu to trza przygotować obiad, a ja nieszczególnie się na tym znam, więc zostaniesz dzisiaj moim niewolnikiem. - Przerwał mi moją kontemplację.
- A co z kotletami Michaela? - zapytałem go z nadzieją na dzień wolny od wyzysku.
- Ostatnio on robił, więc teraz moja kolej.
- To rób sam. - Obróciłem się na drugi bok i przykryłem szczelnie kołdrą.
- O nie nie, pomożesz mi czy tego chcesz czy nie. - Chłopak brutalnie zerwał ze mnie jednyne źrodło ciepła i otworzył okno. Do pokoju wleciał błyskawicznie mroźny wiatr. Miałem na sobie jedynie bokserki i jakiś podkoszulek.
Popatrzyłem na Gerarda wzrokiem mówiącym wszystko.
- Ja Ciebie też, Frankuś. - Posłał mi całusa i perfidnie się śmiejąc opuścił swój były pokój.

Krzyknął coś jeszcze niezrozumiale ze schodów.
Chwilę potem usłyszałem serię, wręcz symfonię, trzasków, uderzeń kości o drewno i przekleństw Way'a.
Chyba spadł ze schodów.
A niech ma ten głupi poteflon za wyzyskiwanie mnie od bladego świtu.

Założyłem nieśpiesznie jakieś dresy i nucąc pod nosem zeszedłem na dół.
U stóp schodów nadal leżał czerwonowłosy wampir i cicho pojękiwał.
- Ty głupia wiedźmo! - prychnął w moim kierunku. - Przez Ciebie potłukłem sobie moje cenne cztery litery!
- Gerard, przecież ty nie masz mózgu. - Ze stoickim spokojem westchnął Michael z salonu. Czytał jakąś dziwną kolorową gazetkę o szydełkowaniu.*
Mało Mroczny W Dresach Pan Wampir Way przewrócił tylko oczyma.
- Franuold, pomóż mi wstaaać!
- I co, jeszcze mam Ci rozmasować tyłek? - stanąłem nad nim.
- No dobrze by było. - Popatrzyłem na niego z odrazą pomieszaną z rozbawieniem. - Przecież wiem, że tego chcesz. - Pomachał do mnie sugestywnie brwiami, a jak tylko pociągnąłem go za nogawkę w stronę kuchni. Obił sobie twarz o ostatnie schodki, ale Pani way powiemy, że to przez dzieci z sąsiedztwa; Gerard uwielbiał podkradać im słodycze, a one uwielbiały się na nim mścić. Taka o, symbioza.

- Zwyzywałbym Cię Mike, ale nie mam na to siły. - Najstarszy osobnik w tym domu powoli zebrał swoje resztki z podłogi. - Frankulcu, będziemy robić pizzę.
- Nie możemy po prostu zamówić? - zapytałem, a Mike z dramatycznym wyrazem twarzy oderwał się od swojej gazetki. Zlustrował wzrokiem swojego brata i jego minę, która wyrażała złość pomieszaną z politowaniem.

Chyba poruszyłem jakiś temat tabu.

- Co się tak patrzysz? - zapytałem Gerarda, próbując przerwać tę okropną ciszę.
- Ja nie zamawiam pizzy. Moja pizza jest lepsza. - Powiedział grobowym głosem i pociągnął mnie do kuchni.

***

Po zaledwie kwadransie czerwonowłosy zapomniał calkowicie o zniewadze i nucąc radośnie, poruszając się jak epileptyczna jaszczurka, wyjmował produkty niezbędne do stworzenia pizzy.
- Ty młody wyjmij sos pomidorowy, warzywa, ser, szynkę i pieczarki. - Zaordynował i zaczął mieszać składniki na ciasto.
- Przypadkiem pieczarka nie należy do warzyw? - Gerard powoli odwrócił się do mnie z politowaniem i zaśmiał się kpiąco.
- Wieczorem chyba będę musiał Ci zrobić powtórkę z biologii... - zachichotał złowieszczo, a jak zadrżałem na wspomnienie poprzedniej "powtóreczki".
Już się więcej nie odzywałem.

Przez kilkanaście kolejnych minut ja kroiłem nadzienie, a Gerard formował idealne ciasto z miną natchnionego artysty.

- Widzisz Franklin, lubię klasycyzm. Ten początkowy; delikatny, subtelny i wywarzony. Pizza musi być pełna ducha starożytnych rzeźbiarzy, Wersalu i wyższości formy nad barwami, które są ciepłe i raczej... przewidywalne. - Zaczął swój dziwny wykład, układając ciasto w blaszce. - Powiedz mi więc, dlaczego te pierdolone warzywa są pokrojone na najróżniejsze puzzle? - zrobił bardzo sztuczny uśmiech jednocześnie wiercąc mi dziurę w oczach.
- Ale o co Ci chodzi? To tylko kawałek pierdolonego z ogórka i krzywych pieczarek, a ty się zachowujesz conajmniej jakbym krzywdził Ci matkę.* - Sparafrazowałem film, który ostatnio razem oglądaliśmy.
- Pierdolę Frank... - Chłopak nie wytrzymał i zaczął walić czołem o szafkę. - Dlaczego. Nie. Umiesz. - Za każdym słowem uderzał w drewno. - Pociąć. Równo. Kilku. Warzywek.
- Daj mu już spokój, Gerry. - Z opresji wybawiła mnie Pani Way, która weszła bezszelestnie do kuchni. - Dokończ to i wsadź do piekarnika. Ty Frank idź odpocznij od tego szaleńca. - Gerard posłał swojej matce minę mówiącą "a co ty tam wiesz", a ona odpowiedziała mu najcieplejszym uśmiechem jaki mogła tylko znaleźć.

***

Przy jedzeniu obiadu Gerard raz na jakiś czas strzelał do mnie błyskawicami z oczu.
Michael obserwował to zjawisko ze śmiechem, a Pani Way podliczała jakieś rachunki.
- Bardzo dobra impresjonistyczna pizza, Gerard. - Spróbowałem jakoś udobruchać Wampira. On tylko podparł czoło dłonią i głęboko westchnął.
Po chwili z rozmachem powrócił głową do właściwego ułożenia i posłał mi słodki, protekcjonalny uśmiech.
Nie mogąc się powstrzymać posłałem mu całusa, a on pomachał do mnie brwiami. Uśmiechnął się do mnie zbereźnie. Odpowiedziałem mu równie komiczną miną.
Kontynuowalibyśmy naszą zabawę, ale przerwał nam Michael, który bardzo głośno uderzył dłonią w czoło i wyszeptał coś o kazirodztwie. Potem głośno dodał:
- Jak chcecie się podrywać do nie przy jedzeniu. Będziecie sprzątać moje wymiociny z podłogi jeśli tylko spróbujecie zrobić to znowu.

?????????????

*Jakby ktoś nie pamiętał tego wywiadu, to Michael James Way uwielbia tzw "arts and cafts".

*Cytacik z Chłopaki Nie Płaczą (oboszzz kocham ten film, znam go chyba na pamięć), polecam, to chyba klasyka polskiego kina.

Piątek=sobota ok.
Lubię ten rozdział.

WELL I DO NOT KNOWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz