SPOILER ALERT jeśli macie zamiar oglądać śmieszny film jakim jest Sinister, uprzejmie uprzedzam, że pojawi się tu wątek tego jakże cudownego filmu, chociaż w horrorze fabuła chyba się nie liczy jako coś ważnego.
Zabijcie mnie.
Serio, mam dość.
Dzisiaj miałem lekcje do 16:10. Zajebiście, nieprawdaż?
No ale może przekonam jeszcze tych, którzy nie są pewni czy mi współczuć czy się śmiać.Otóż ta wredna typiara od angielskiego pytała mnie z jakiejś składni. Bez bicia przyznaje, że w ogóle się wczoraj nie przygotowywałem, za co Gerard najprawdopodobniej mnie zabije, gdy tylko się dowie.
Coś tam wykombinowałem, ale lasencja z pierwszej ławki (swoją drogą ona ma chyba ze mną jakiś problem; ciągle się do mnie klei) uznała, że świtnym pomysłem będzie podniesienie na wysokość moich oczu dużej kartki z odpowiedzią na jedno z pytań.
Zabijcie mnie i ją najlepiej też.
Oczywiście za domniemaną próbę ściągania dostałem jedynkę bez możliwości poprawy.Do tego, na przerwie jakiś Brad czy inny Jason się do mnie przyczepił, bo coś mu nie pasowało w moim makijażu.
Ja jako przykładny chrześcijanin postanowiłem dalej z nim spokojnie porozmawiać, a gdy się zniecierpliwiłem niczym wzorowy uczeń zakonniczek, przywaliłem mu z prawego sierpowego.
Bo wiecie, uciekanie przed tymi idiotami to nie jedyna rzecz, którą potrafię.Kolejna godzina w tej mętnej placówce, kolejna męka, czyli wizyta u dyrcia. Co jak co, ale w tym tygodniu nic nie zrobiłem.
To jednak nie przeszkodziło prezesowi w dwugodzinnym kazaniu o zabieraniu cudzej własności.
Dopiero gdy dzwonek zadzwonił (zabrał mnie jeszcze na początku przerwy) sygnalizując tym samym koniec lekcji, dotarło do niego, że to chyba jednak nie moja sprawka i wygonił mnie mrucząc pod nosem coś w stylu "nie wpiszę ci zwolnienia, martw się".Kocham to miejsce.
Oczywiście to nie koniec.
Znów zaczął padać mój ukochany deszczośniego, akurat gdy skończyły się lekcje, więc byłem cały przemoczony.
Kolejny powód dla Pana Wampira Way'a, aby mnie zabić.Jednak pomińmy już te mało ważne szczegóły. W domu byłem około 18:20. Byłem głodny jak cholera, ale oczywiście kuchnię okupywał mój ulubiony wampir.
- Hejka Franiu. Jesteś głodny? - pokiwałem głową. - To poczekaj tak z pół godzinki, robię zupę. - wyszczerzył się i kazał mi "spierdalać i robić zadanie."
Jak zawsze w takich sytuacjach tracąc kontrolę nad moimi myślami, otworzyłem na oścież okno i usadowiwszy się na parapecie, wyciągnąłem nogi tak, że swobodnie zwisały.
Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w las naprzeciwko mnie.
Zacząłem wolniej oddychać i miąć swetr.
Moje spodnie bardzo szybko nasiąkły deszczem.Powoli uspokoiłem się i otworzyłem oczy.
- Franiu! Co ty ogarniasz?! - krzyknął Michael wchodząc do pokoju. Cała ta nirvana poszła się kochać, dzięki, serio. Podszedł do mnie i delikatnie ściągnąć mnie z parapetu. - To jest drugie piętro, Gerry złamał nogę gdy stąd skoczył! Eh..... właśnie! Ten mroczny emos skończył już gotować i kazał cię zawołać.
Zamknąłem okno i powoli poturlałem się po schodach.
- Oto i jestem. - westchnąłem ciężko siadając na moim krześle.
- No Franiu, wreszcie. Masz. - położył przede mną talerz z zupą i łyżkę. - Tylko mi nie wpadnij do tej zupy. - wyglądał jakby się czymś zawachał. - No dobra, zapytam. Co jest, Iero? Wyglądasz jak człowiek, który za chwilę otrzyma miano samobójcy.
CZYTASZ
WELL I DO NOT KNOW
FanfictionPo adopcji Frank nie spodziewał się huku fajerwerk, tylko w miarę normalnej rodziny. Ale cóż, w złą godzinę wypowiedział te słowa na głos i stało się zupełnie inaczej. Czy Frank dostanie choroby wieńcowej przez ciągły szok i zdziwienie przejawami cz...