Bonus 3/?

1.4K 70 6
                                    

Nagłe wycie klaksonów przyprawiało mnie o zawał serca, ale starałam się nie zwracać na to większej uwagi i biegłam dalej. Gorące powietrze rozwiewało mi włosy, żar lał się z nieba, krople potu spływały po mojej skórze rujnując delikatny makijaż i sprawiając, że lekka, czarna sukienka, którą wybierałam rano dobre kilka godzin, przyklejała mi się do ciała. Właśnie przez upalny dzień postanowiłam pojechać autobusem, spacer nie zająłby dużo czasu, może jakieś pół godziny, ale nie o to chodziło. Spędziłam cały dzień wybierając ubranie, nakładając kosmetyki, wyobrażając sobie jak z gracją wchodzę do kawiarni czysta i pachnąca, zauważam Jungkooka, uśmiecham się, siadam przy stoliku i miło spędzamy czas. Może później gdzieś mnie zabierze? Pójdziemy na spacer, albo na most, żeby popatrzeć na rzekę i las ciągnący się po obu jej stronach. Tak, ułożyłam sobie w głowie cały scenariusz, w którym wszystko szło idealnie. Tymczasem o 18:00, czyli czasie, gdy miałam już z gracją przekraczać drzwi, od pół godziny tkwiłam w autobusie stojącym w gigantycznym korku i panikując co chwila zerkałam na zegarek, aż w końcu postanowiłam iść błagać kierowcę, żeby otworzył drzwi. Wyszłam z autobusu na środek ulicy i slalomem między stojącymi samochodami próbowałam dostać się na chodnik, po czym puściłam biegiem starając się omijać wszystkich ludzi idących przede mną, co nie zawsze się udawało i mimo wykrzyczanych na szybko przeprosin wciąż słyszałam kolejne wyzwiska pod swoim adresem. Byłam spóźniona ponad piętnaście minut, gdy zgrzana, spocona i trzęsącą z wysiłku wparowałam do kawiarni. Była pełna rozmawiających klientów i uwijających się kelnerek. Przez chwilę stałam i rozglądałam się szukając Jungkooka, ale nie widziałam go przy żadnym stoliku. Wciąż próbując złapać oddech wyciągnęłam z kieszeni telefon. Może o czymś zapomniałam? Może odwołał spotkanie, a ja nie przeczytałam wiadomości? Drżącymi rękami odblokowałam ekran. Żadnych nowych powiadomień....Wystawił mnie? W jednej chwili przypomniałam sobie wszystkie przykre scenariusze, które do tej pory z całych sił wypierałam z głowy. Co ja sobie myślałam? Że pojawi się w moim życiu jak książę z bajki? Spotkamy się, wszystko się dobrze ułoży i będziemy razem do końca życia? Głupia...Rozejrzałam się jeszcze raz w nadziei, że może gdzieś go przeoczyłam, ale nic się nie zmieniło. 

- Mogę w czymś pomóc?- zapytała kelnerka. Przez szum rozmów ledwo słyszałam co powiedziała, ale odparłam - nie, dziękuję - czym przywołałam na jej twarz sztuczny, wypracowany uśmiech. Kobieta spojrzała na mnie nieufnie, skinęła głową i odeszła, by dyskretnie opowiedzieć stojącej niedaleko koleżance o dziwnej dziewczynie patrzącej bez wyraźnego celu po rozstawionych stolikach.  Zrezygnowana spuściłam głowę i ruszyłam do wyjścia, czułam na sobie spojrzenia klientów i nie potrzebowałam bardziej zwracać na siebie uwagę. Miałam otwierać drzwi, gdy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i odruchowo spojrzałam mu w oczy. Ciemne, duże, mogłam w nich zobaczyć odbicie ulicy. I siebie.

- Przepraszam, bardzo Cię przepraszam - zaczął - gdy przyszedłem nie było tu wolnych miejsc, ale udało mi się dostać stolik na balkonie i tam na ciebie czekałem - dodał ciągle trzymając rękę na moim ramieniu - zapomniałem uprzedzić, jeszcze raz przepraszam.  

Jak mogłam mu mnie wybaczyć, gdy mówił tym cichym, miękkim głosem?  

- W porządku, nic się nie stało - odpowiedziałam i nawet spróbowałam lekko się uśmiechnąć. Chyba podziałało, bo jego twarz wydawała się już nieco mniej zaniepokojona. Odwzajemnił uśmiech, podał mi ramię i ostrożnie poprowadził kręconymi schodami do naszego stolika.  

Przez przyjemną pogodę wszystkie stoliki na balkonie były zajęte. Ludzie woleli spędzać czas na świeżym powietrzu, gdzie mimo obecności innych czuli się bardziej anonimowi niż w zamkniętym pomieszczeniu, nawet jeśli było w nim chłodniej. Ludzie. Dużo ludzi. Idąc kurczowo trzymałam się ramienia chłopaka, miałam wrażenie, że każdy zerkał na mnie kątem oka. Czułam się bardzo niepewnie i bardzo niekomfortowo, ale obecność Jungkooka, będącego tuż obok i uśmiechającego się za każdym razem gdy na niego spojrzałam, sprawiała, że musiałam chociaż udawać normalną, nie chciałam go zawieść, więc spokojnie szłam dalej nie odrywając wzroku od podłogi przede mną. 

- To tutaj - powiedział Jungkook wskazując miejsce w rogu, na samym końcu. Gestem pokazał, że miejsce na małej, obitej ładnym różowym, kwiecistym wzorem ławeczce jest moje i grzecznie poczekał aż usiądę, po czym sam zajął miejsce na równie ładnie zdobionym krześle naprzeciwko. Cały czas się uśmiechał... a ja nie wiedziałam co robić. Szybko wzięłam menu i udawałam, że jestem bardzo pochłonięta czytaniem opisu naleśników z wiśniami, by tylko mieć chwilę czasu na myślenie. Nigdy wcześniej nie byłam na randce i nie miałam bladego pojęcia co się na nich robi, ani jak powinny wyglądać. Nie sądzę też, że filmy w telewizji są wiarygodnym źródłem informacji. Zanim tam przyszłam myślałam, że wszystko naturalnie samo się ułoży, ale jak na razie nic się na to nie zanosiło. Jungkook chwilę patrzył, lecz nic nie powiedział i tak jak ja zaczął przeglądać menu. Oboje siedzieliśmy w ciszy, on wybierając jedzenie, ja panicznie próbując znaleźć temat do rozmowy. O co mogę go zapytać? Co u ciebie? Nie, to zbyt ogólne, pewnie powie, że wszystko dobrze i na tym się skończy. Jak w szkole? Też nie bardzo, przecież chodzimy do tej samej, a on jest popularny i wszyscy wiedzą, że dobrze się uczy i nie ma z nim żadnych problemów. To może zapytać o jego zespół? Tak, to chyba dobry pomysł, tylko kiedy będzie na to dobry mome-

- Heeej - usłyszałam nagle i zobaczyłam jak coś zamachało mi przed twarzą sprowadzając do rzeczywistości. Zdezorientowana uniosłam głowę znad karty. Jungkook uśmiechał się promiennie i wyglądał przy tym jak szczęśliwy króliczek. To jego dłoń wyrwała mnie z zamyślenia. Potem zauważyłam stojącą obok kelnerkę, tą samą, którą spotkałam na dole. Miała dziwny wyraz twarzy, ale postanowiłam to zignorować, może była zazdrosna?

- Co dla  pani? - zapytała.

- Eee... poproszę naleśniki z wiśniami - odpowiedziałam, a ona zanotowała zamówienie, zabrała karty i odeszła. Już nie miałam czym się zasłaniać...

- Jeszcze raz przepraszam, niefajnie wyszło - powiedział chłopak.

- Nie, nic się nie stało, wszystko w porządku - odparłam patrząc na dłonie i zdrapując skórki.

- Ładnie tu - zaczął, mimo że mówił o miejscu, w którym byliśmy nie spuszczał ze mnie wzroku. 

Faktycznie, było ładnie, wszędzie wokół mnie stały doniczki ze słodko pachnącymi kwiatami, ozdoby utrzymano w przyjemnym, letnim klimacie, ludzie wokół elegancko ubrani w pastelowe kolory, motyle przelatujące obok... Wszystko idealnie współgrało.

- Ty też ładnie wyglądasz - dodał śmiało, a ja spłonęłam rumieńcem.

- Dziękuję - odparłam cicho i przeczesałam dłonią włosy, by opadły i zakryły mi twarz. Wiedziałam, że kłamie, ale to i tak miło z jego strony, że stara się poprawić mi samopoczucie. Do tej pory nikt tak po prostu nie powiedział, że ładnie wyglądam, żaden chłopak. To kolejne przyjemne doświadczenie zebrane dzięki niemu.

Niestety w następnym momencie spoważniał, a mi zapaliła się w głowie czerwona lampka.

- Jak się czujesz? - zapytał, a w jego głosie brzmiała troska. Nie patrzył już tak pewnie, jego postawa się zmieniła, skurczył się na krześle, chyba bał się tego co może usłyszeć. Nawet mu się nie dziwię, też bym się bała reakcji osoby, która dzień wcześniej pocięła sobie rękę nożyczkami.

- Posłuchaj - zaczęłam spokojnie - nie masz się czym martwić. Wczoraj po prostu miałam gorszy, słabszy dzień. Tyle. Nie ma o czym myśleć ani do czego wracać.

Słuchał uważnie, ale nie wydawał się przekonamy.

- Myślę, że powinnaś poszukać profesjonalnej pomocy - powiedział.

Chwilę siedziałam zanim dotarło do mnie co miał na myśli.
- Profesjonalnej pomocy? ... Masz na myśli psychologa? - zapytałam głośniej niż to było konieczne - mam się zwierzać obcym ludziom?! Za kogo ty mnie masz?! Za jakąś wariatkę, której nie można na chwilę zostawić samej? Mam się obdzierać z prywatności przed obcymi ludźmi, których tak naprawdę obchodzą tylko moje pieniądze, których, jak pewnie nie potrafisz sobie wyobrazić, NIE MAM?- ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam, a uwaga innych klientów skupiła się na mnie. Byłam tak wzburzona, że naprawdę nie wiele mnie to w tamtej chwili obchodziło.
Jungkook siedział zszokowany moim nagłym wybuchem, którym nieświadomie potwierdziłam własne słowa. Byłam wariatką. I powinnam się leczyć.

Ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego za mną mężczyznę.
- Wszystko w porządku? - zapytał patrząc dziwnie na Jungkooka.
- Tak - odpowiedziałam zbierając swoje rzeczy - przepraszam - dodałam i wstałam z ławeczki nie patrząc nikomu w oczy.
- Smacznego - dorzuciłam mijając Jungkooka. Mam nadzieję, że się udławisz.

JungkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz