Czyjś samochód gwałtownie zatrzymał się tuż przed taśmą oddzielającą strażaków i gapiów dokładnie śledzących rozwój wydarzeń.
Ostatni raz tego typu rozrywka przytrafiła im się jakiś rok temu, kiedy w jednym z domków kobieta wyszła na zakupy i zostawiła niepełnosprawnego męża samego z obiadem stojącym na kuchence, której zapomniała wyłączyć. Nic mu się nie stało, nie licząc podtrucia tlenkiem węgla.Z samochodu wybiegł Jungkook, nie zatrzymał się nawet, gdy facet w mundurze próbował zagrodzić mu drogę. Powinnam się cieszyć, że przyjechał, że mnie przytulił, próbował pocieszyć... Ale było mi wszystko jedno, nie czułam nic.
Co mi z jakiegoś chłopaka kiedy nie mam dachu nad głową.Zabrano mi ostatnią rzecz, którą uważałam za swoją, w której czułam się bezpieczna, w której trzymałam cały dobytek, z którą wiązała się większość wspomnień. Nie miałam już nic.
- Słyszysz? - czułam jak chłopak mną potrząsa. Zbytnio skupiałam się na użalaniu nad sobą, żeby słuchać co ma do powiedzenia.
- Hę?
- Musimy ją znaleźć.
- Kogo? - zapytałam bardziej odruchowo niż umyślnie. Domyślałam się o kim mówi, ale jedyny powód, dla którego miałabym jej szukać, to żeby własnymi rękami pozbawić ją życia. O tak.Zemsta.
- Kigai, musimy znaleźć Kigai! - Jungkook wciąż mną potrząsał - przed chwilą była pod moim domem, cała poraniona. Musimy ją znaleźć zanim zrobi krzywdę sobie, albo innym. Albo tobie.
Chwilę zajęło mi oddanie się emocjom. Gniew. Czułam gniew. Czysty gniew.
- Słyszysz mnie?! - krzyk Jungkooka wyrwał mnie z rozmyślań.
- Tak - odpowiedziałam cicho - musimy ją znaleźć.Zanim się obejrzałam siedziałam po stronie pasażera, potężnie przekraczającego dozwoloną prędkość samochodu Kooka. Podobno wiedział gdzie może być. Most na którym bliżej się poznaliśmy. Z którego głupia ja chciałam skakać. Żałosne.
Dojechaliśmy na miejsce. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, w kompletnej ciemności, na prawie pustkowiu.
- Pomogę Ci - zaczął - biorę na siebie odpowiedzialność za nią i za to, co ci zrobiła. Pomogę Ci, nie zostawię cię samej, ale musimy znaleźć Kigai, oddać ją na terapię, nie wiem, leczenie, cokolwiek - chłopak wydawał się sfrustrowany. Machał rękami przy każdym słowie, głos mu się łamał jakby sam nie do końca wierzył, że terapia, leczenie albo "cokolwiek" mogłoby załatwić sprawę.- Trzymaj - podał mi latarkę i wyciągnął drugą ze schowka - rozdzielimy się. Nie sądzę, że będzie próbowała bezpośrednio cię skrzywdzić, więc jeśli ją zobaczysz zadzwoń do mnie, jeśli ona zobaczy ciebie, krzycz. Chwilę później będę przy was i wszystkim się zajmę. Rozumiesz?
Czy rozumiałam? Tak.
Czy chciałam postępować według tego co nakazał? Niekoniecznie.Pierwsza wyszłam z auta i zamknęłam drzwi nieco głośniej niż było trzeba. Z wyciągniętą przed siebie latarką szłam ścieżką w kierunku mostu i zejścia po jego prawej stronie. Jungkook poszedł w lewo. Ostrożnie stąpałam po drewnianych schodkach, skrzypiących przy każdym kroku. Nigdzie nie widziałam nawet śladu dziewczyny. A szkoda. Powoli przeczesywałam każdy skrawek zieleni. I nic. Wściekła kopnęłam trawę.
Nagle kątem oka zauważyłam, że jeden z filarów mostu jest okrągły przy podstawie,a przecież powinien być prosty i smukły, chyba że... Chyba że ktoś się go trzyma. Podniosłam latarkę. Światło padło na bladą jak śmierć twarz, znajomą twarz. Wyglądała na zmęczoną, wręcz wyczerpaną, oddychała z trudem, a ręce ześlizgiwały jej się z gładkiego metalu. Wyciągnęła jedną w moją stronę. Prosiła o pomoc.
Sięgnęłam do kieszeni po telefon i szukałam numeru do Jungkooka, trzęsące dłonie zdecydowanie nie pomagały mi naciskać w odpowiednie miejsca na ekranie.
Coś głośno chlupnęło. Kigai nie zdołała utrzymać się jedną ręką i powoli odpływała z nurtem rzeki z trudem utrzymując się na powierzchni.Stałam z telefonem w ręce, z palcem nad przyciskiem połączenia i patrzyłam jak dziewczyna tonie. Karma wróciła, a ja napawałam się widokiem sądzonej sprawiedliwości.
Wróciłam z powrotem na most. Stopniowo docierało do mnie co się stało i co mi grozi jeśli ktoś się dowie. Usiadłam na zimnym gruncie, nagle poczułam się słabo. Co ja właśnie zrobiłam?
Prawdziwy problem, to podjęcie decyzji, której konsekwencji nie będzie można zmienić. Zdecydowałam, że pozwolę jej umrzeć, nie mogę już zrobić nic, żeby zmienić bieg wydarzeń. I muszę żyć z konsekwencjami.
- Znalazłaś ją? - głos przyjaciela ponownie przywrócił mnie do rzeczywistości... Ale czy naprawdę?
- Nie - odparłam - po mojej stronie też nic nie ma.***************************************
Kigai uznano za zaginioną, Jungkook wywiązał się ze złożonej obietnicy i pomógł mi dostać mieszkanie socjalne. Nasza relacja powoli się pogłębiała, niedawne zdarzenia pomogły nam się do siebie zbliżyć i chociaż ciężko mi żyć z wyrzutami sumienia, to nie zamierzam w następnych latach niczego zmieniać.
*KONIEC*
CZYTASZ
Jungkook
FanfictionStandardowy imagine, w którym dziewczyna się tnie. Nic specjalnego. Po drugim rozdziale jest bardziej ogarnięte. Okładkę zrobiła: @to_wcale_nie_ja