PRZECZYTAJ BO WAŻNE I DOTYCZY FF. jeśli już czytałeś/łaś poprzednią część to do niej wróć, a konkretnie do momentu rozmowy w kawiarni. Bo ją kompletnie zepsułam i do niczego mi to nie pasowało, więc dzisiaj ją całkiem zmieniłam i teraz wydaje mi się, że jest znośnie, a przynajmniej ma to jakiś logiczny ciąg ;)
********************************************************************************************
Prawie wybiegłam z kawiarni. Co we mnie wstąpiło? Jak mogłam się tak zachować? Jak mogłam go tak potraktować? Chciał dobrze. Myślał, że mi pomoże. Mogłam mu to spokojnie wytłumaczyć, ale zamiast tego wydarłam się w miejscu publicznym na oczach obcych ludzi.
Ktoś zderzył się ze mną ramieniem, ale nawet nie spojrzałam w te stronę, szłam dalej.
Upokorzyłam się. Upokorzyłam nas oboje, przy tylu ludziach, a oni pewnie przekażą dalej. Będę wariatką w oczach tyłu osób. W oczach Jungkooka, a to przecież na jego opinii najbardziej mi zależało. Miał rację, oczywiście, że ją miał. Potrzebowałam pomocy, ale jej nie chciałam i nie było mnie na nią stać. Pieniądze wysyłane przez ciocię wystarczały, na pokrycie kosztów utrzymania malutkiego mieszkania, rachunki, jedzenie, drobne wydatki. Na nic więcej. Musiałam radzić sobie sama.
Krzyknęłam, gdy tuż obok usłyszałam pisk opon i dźwięk klaksonu. Stałam na środku ulicy, a samochód zatrzymał się mniej niż metr przede mną. Nawet nie zauważyłam kiedy tam weszłam. Kierowca coś krzyczał i zaczął wychodzić, więc uciekłam. Raz obejrzałam się za siebie, by zobaczyć, że stoi przy aucie i rozmawia z kilkoma przechodniami. Więc oni też już wiedzą, że nie jestem normalna.
Dotarłam do mniej zamieszkanej części miasta na jego obrzeżach. Zdążyłam ochłonąć, ale za każdym razem, gdy kogoś mijałam miałam wrażenie, że wie co się stało, mimo iż wiedziałam, że to niemożliwe.
Chodnik się zwęził, a po prawej stronie zamiast budynków były drzewa, im dalej w tę stronę tym gęstsze. Niedługo później przeszły w las po obu stronach drogi.
Chciało mi się płakać, ale nie mogłam. Łzy nie chciały lecieć, po prostu szłam, a im dalej byłam, tym większy czułam smutek. Już nie byłam zdenerwowana, byłam zła na siebie. Zła na to co pomyślałam zanim odeszłam. "Mam nadzieję że się udławisz". Z wszystkiego co zrobiłam to bolało mnie najbardziej. Jak mogło mi to w ogóle przyjść do głowy? Czym ten chłopak mi zawinił? Nie zrobił nic złego, a ja w tamtym momencie naprawdę chciałam żeby spotkała go krzywda. Jak mogłam pragnąć krzywdy kogoś, kogo podobno kochałam? I to przez taką błahostkę. On na to nie zasługuje. Nie zasługuje na bycie z kimś kto będzie wpadał w furię i życzył mu śmierci za każdym razem gdy powie coś nie tak.Dotarłam do mostu. Dużego mostu wysoko nad powierzchnią wody. Po prawej i lewej stronie ciągnął się gęsty, zielony las kontrastujący z błękitem czystego nieba. Stanęłam przy zardzewiałej barierce i podziwiałam ten piękny widok.
Nie byłam dobrym człowiekiem. Dobrzy ludzie nie zachowaliby się tak jak ja. Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby mnie nie było, gdybym się nie urodziła. Ciocia nie musiałaby tracić na mnie pieniędzy, Jungkook nie najadłby się wstydu, nie zepsułabym niczyjego spotkania, dla nikogo nie byłabym problemem. Zimny wiatr targał sukienką i szumiał mi w uszach. A gdyby tak... Zniknąć? Na zawsze. Dla nikogo więcej nie być problemem i nie musieć więcej o nic się martwić. Uwolnić się od wszystkiego co mnie dręczyło, raz na zawsze. Odnaleźć spokój.
Przerzuciłam jedną nogę przez barierkę, potem drugą i stanęłam na małym podeście. Nie martwiłam się podwiniętą sukienką, w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby to zobaczyć. Woda była głęboka, płynęła powoli, ale to w niczym nie przeszkadzało. Nie umiałam pływać. Stojąc na krawędzi nie czułam nic. Ani strachu ani bólu, jakbym była pusta w środku.
Wystawiłam jedną nogę w przestrzeń. Tak mało brakowało. Dlaczego się wahałam? To jedyne słuszne rozwiązanie. Najlepsze dla wszystkich. Najlepsze dla mnie.
Chwilę później leciałam w dół i wpadłam do lodowato zimnej wody. Dopiero wtedy dotarło do mnie co zrobiłam i nie było już odwrotu. Machałam rękami na oślep, kopałam, nie czułam gruntu pod nogami, nie mogłam otworzyć oczu, nic nie widziałam. Brudna woda zalewała mi usta gdy próbowałam krzyknąć, złapać oddech. Zimno, strasznie zimno. Boże co ja narobiłam?! Wcale nie chciałam umierać, tak naprawdę cały czas chciałam żyć, ale być szczęśliwa. Powoli docierało do mnie, że nigdy więcej nie zobaczę wschodu słońca, który tak bardzo lubiłam oglądać, że nigdy więcej nie zjem ulubionej czekolady, nie obejrzę żadnego nowego filmu, nie przeczytam książki, nie posłucham muzyki, nie zobaczę Jungkooka, że wszystko się skończy. Nie chciałam tego. Jeszcze bardziej bałam się tego co spotka mnie po śmierci. Odbędę podróż w nieznane. Ale ja wcale nie chciałam tam być! Wszystko trwało chwilę. Z zimna i wyczerpania traciłam czucie w kończynach. To koniec. Nie ma odwrotu. Teraz mogę tylko czekać co stanie się dalej. Jedynym jasnym punktem w ogarniającej mnie rozpaczy była myśl, że może zobaczę rodziców. Mamę i tatę.Ale widać nie takie było moje przeznaczenie.
Poczułam jak coś oplata mnie wokół pasa i ciągnie w górę. Łapczywie wciągnęłam powietrze, gdy tylko głową wynurzyła się nad powierzchnię wody. Coś, ciągnęło mnie do brzegu. Byłam wykończona. Gdyby teraz ktoś mnie puścił nawet nie próbowałabym się ratować. Ktoś wziął mnie pod ramiona i wyciągnął na trawę. Słońce raziło w oczy.- Słyszysz mnie? - zapytał męski głos. Znajomy głos, którego na tamtą chwilę nie potrafiłam zidentyfikować, za to z każdą sekundą było mi coraz bardziej niedobrze. Mężczyzna odwrócił mnie na bok i w tej chwili zwymiotowałam całą brudną wodę której się opiłam. Kiedy kaszlałam moje ramiona przykrył suchy, miękki materiał. Spojrzałam zaintrygowana. Okrywała mnie męska koszula, taka sama jaką miał na sobie...
- Jungkook? - zapytałam i usiadłam nagle co poskutkowało drobnymi zawrotami głowy.
- Tak to ja - odpowiedział siedząc koło mnie ubrany jedynie w wilgotny podkoszulek, z jego włosów kapała woda, a on sam był blady i trząsł się z zimna tak samo jak ja - wyszłaś bardzo zdenerwowana, chciałem przeprosić,porozmawiać, ale gdy weszłaś pod rozpędzony samochód stwierdziłem, że będzie lepiej jeśli po prostu za tobą pójdę i się upewnię, że jesteś bezpieczna. A jak widać nie byłaś - dodał po chwili, a mi zrobiło się strasznie głupio. Zaczęłam go przepraszać, przepraszać za to co wydarzyło się w kawiarni, za to czego przed chwilą był świadkiem, że musiał mnie ratować. Było mi tak strasznie przykro. Wszystko co do tej pory czułam uzewnętrzniło się w postaci łez, których nie potrafiłam opanować.
- Nie płacz - powiedział Jungkook i podał mi chusteczkę.
Otarłam łzy, a on westchnął i... Mnie przytulił. Pierwszy raz od lat poczułam się bezpieczna. Naprawdę bezpieczna, bo przy nim taka byłam. Tylko on tak się o mnie troszczył, tylko on tak o mnie dbał, a teraz zawdzięczałam mu życie.- Masz tu w pobliżu jakąś rodzinę? Przyjaciół? Kogokolwiek kto pomoże ci doprowadzić się do porządku i wrócić do domu? - zapytał i odsunął się. Niestety.
- Sama wrócę od razu do domu, nie mam tu nikogo- odparłam.
Pokręcił głową.- Nie mam samochodu, przystanek jest daleko, a nie ma mowy żebym puścił cię samą.
- To co zrobimy? - zapytałam szczerze ciekawa bo nie widziałam żadnej innej opcji.
Spojrzał mi prosto w oczy i powiedział:
- Mieszkam kilka minut drogi stąd, zabiorę cię do siebie.
CZYTASZ
Jungkook
FanfictionStandardowy imagine, w którym dziewczyna się tnie. Nic specjalnego. Po drugim rozdziale jest bardziej ogarnięte. Okładkę zrobiła: @to_wcale_nie_ja