To być może najgłupszy pomysł jaki kiedykolwiek przyszedł mi do głowy. Może to już desperacja, może coś jest ze mną nie tak, może powinnam się leczyć, ale obojętnie jak życie potoczy mi się dalej, ja MUSZĘ znać prawdę. A jeśli żadne z nich nie chce jej wyznać, sama się wszystkiego dowiem.
Nawet jeśli mam uciekać z lekcji i śledzić Kigai do jej domu.
Nisko upadłam chodząc za dziewczyną chłopaka, którego kochałam, wiem, ale nie widziałam żadnej innej możliwości. Cały ten konflikt to słowo przeciwko słowu i żadnych dowodów. Pary zazwyczaj trzymają w pokojach zdjęcia, na których są razem, albo chociaż samych drugich połówek, prawda? U Jungkooka nic takiego nie widziałam, nie było tam śladu obecności kogokolwiek spoza członków rodziny, a Kigai wydaje się typem, który lubi zaznaczać co należy do niej i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby zdjęcie swojego chłopaka powiesiła nad łóżkiem, w formacie A4. Jej terytorialne zapędy są moją ostatnią nadzieją. Mogłabym otwarcie z nią porozmawiać, ale brakowało mi odwagi. Kilka razy widziałam ją dzisiaj, przechadzającą się szkolnym korytarzem i za każdym chciałam do niej podejść i wygarnąć wszystko prosto w oczy, nawet jeśli świadkiem miało być pół szkoły. W głowie miałam zaplanowany każdy element rozmowy, przewidzianą każdą możliwą reakcję i moje odpowiedzi. Widziałam siebie, pewnym krokiem podchodzącą do dziewczyny, łapiącą ją za ramię i stanowczym tonem mówiącą, że mnie okłamała. Widziałam jak się tłumaczy, jak się jąka, w jednym scenariuszu nawet przepraszała, a ja, pełna łaski i z dobrym sercem wybaczałam jej karygodne zachowanie i wszystko wracało do normalnego porządku.
Z tym, że w moich wyobrażeniach postacie były zamienione charakterami i w realnym życiu to mnie na widok Kigai oblewał zimny pot, a serce zaczynało nagle szybciej bić. Po tym co dzień wcześniej usłyszałam od Jungkooka, że nigdy nie byli, ani nie są razem zaczęłam się jej bać. Skoro nic ich nie łączyło, skąd miała mój adres? Skąd wiedziała gdzie spędziłam weekend? Im dłużej o tym myślałam, tym większym niepokojem napawała mnie świadomość, że mogę być ciągle obserwowana. Albo zwyczajnie popadam w paranoję. Druga opcja wydaje się znacznie bardziej prawdopodobna.
A teraz robię dokładnie to samo.
Szłam za Kigai w bezpiecznej odległości, po drugiej stronie ulicy, czasem przechodząc wąskimi przejściami zamiast główną drogą, jednak myślami wciąż błądziłam wokół rozmowy z Jungkookiem poprzedniego wieczoru, gdy zamiast drążyć temat, po prostu pokręciłam głową i wsiadłam do autobusu, który przyjechał w idealnym momencie. Specjalnie wybrałam pojedyncze siedzenie, tuż za kierowcą, a chłopak zrozumiał przekaz i zajął miejsce na samym końcu, z daleka ode mnie. Jak zwykle wszystko w jednej chwili przybierało cudowny obrót i równie szybko rozpadało się na kawałki. Z normalnego nastroju przechodziłam do euforii, a chwilę później staczałam się na samo dno najgłębszej depresji. Nic nigdy nie mogło iść po prostu dobrze, albo po prostu źle, przez co nie wiedziałam nawet na czym stoję.
Kigai zatrzymała się przed jednopiętrowym, małym domkiem i weszła do środka. Znalazłam tabliczkę z nazwą ulicy i porobiłam zdjęcia. Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś... bogatszego. Patrząc po jej wyglądzie, dumie, postawie, zachowaniu, można wywnioskować, że powodzi jej się lepiej niż zwyczajnym, szarym ludziom. Tymczasem mieszkała w standardowym jednorodzinnym domu pokrytym białym tynkiem, bez jakichkolwiek ozdób, niczego wyróżniającego się na tle reszty dzielnicy.
Mając wszelkie potrzebne materiały wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu, nawet nie kupiłam biletu, i wróciłam do domu. Na ten moment moje zadanie się kończyło, musiałam się przygotować na ciąg dalszy.
********************************
Gotowa do wyjścia siedziałam pod drzwiami mieszkania dobrą godzinę, zastanawiając się co mi strzeliło do głowy, żeby zrobić coś takiego. Naszły mnie wszelkie możliwe wątpliwości, a idealny wcześniej plan nagle wydawał się mocno niedopracowany. Co miałam do stracenia? Chciałabym móc powiedzieć, że nic, ale za wtargnięcie na cudzą posesję, z tego co się orientowałam, groziło więzienie. Przygryzłam mocno wargę. Nagłym ruchem wstałam, zarzuciłam plecak na ramię i wyszłam z domu, zanim zdążyłam się rozmślić.
***********************
Próbowałam się uspokoić gdy jechałam na miejsce i starałam się uporządkować plan, krok po kroku. Jakiś mężczyzna na mój widok przystanął i zamiast iść dalej w moją stronę znalazł siedzenie bliżej środka pojazdu. Zdawałam sobie sprawę, że osoba ubrana od stóp do głów na czarno, z maską na twarzy i kapturem na głowie nie wzbudza zaufania w środkach komunikacji miejskiej, tym bardziej w godzinach wieczornych, ale i tak trochę mnie to rozbawiło. To przyjemne uczucie kiedy ktoś się ciebie boi, daje poczucie władzy, której w rzeczywistości nie miałam.
Po krótkim spacerze byłam na miejscu. Stałam przed metalowym płotem z boku budynku. Jeszcze mogłam zawrócić, pojechać do domu i żyć jakby nic się nie stało, wymazać wszystkich , którzy mnie zranili i udawać, że nic się nie stało.
Nie.
Nie mogłam.
Weszłam na niski murek, złapałam prętów i zaczęłam wspinać po zdobieniach ogrodzenia. Miałam nadzieję, że czarny strój wystarczająco zlewał się z ciemnością nocy i nikt nie zauważył jak włamuję się na czyjeś podwórko. Obeszłam budynek skradając się nisko. Jedno okno prowadziło do kuchni, gdzie przy stole siedziały dwie osoby, mężczyzna i kobieta, pewnie jej rodzice, ale oni mnie nie interesowali. Przeszłam dalej i byłam u celu. Brak świadków to nie jedyny powód, dla którego postanowiłam wybrać się tu nocą. Kigai nie miała zamontowanych rolet, jedynie firanki zasłaniały okna i chroniły ją w dzień przed ciekawskimi spojrzeniami.
Siedziała na łóżku i bawiła się telefonem, mimo wszystko postanowiłam być ostrożna i minimalnie się wychylając skanowałam wzrokiem zawartość jej pokoju. Miałam rację, chociaż nie do końca. Spodziewałam się dużego zdjęcia Jungkooka, a zamiast tego zobaczyłam cały ołtarzyk w rogu biurka. Różnych rozmiarów zdjęcia oprawione w kolorowe ramki stały równo ułożone w widocznie specjalnie przeznaczonym na nie miejscu. Na niektórych widać było dwie osoby, pewnie wspólne zdjęcia. Nie widziałam ich dokładnie, ale może to i dobrze... nie byłam pewna, czy chcę zobaczyć cokolwiek więcej. A jednak, moją uwagę przykuła korkowa tablica i przypięte do niej polaroidy, pewnie z aparatu Jungkooka. Schowałam się gdy Kigai nagle się poruszyła, ale dziewczyna tylko wstała i wyszła z pokoju. Mogłam swobodnie przyglądać się dalej. Ciekawe z kim pisała. Pewnie z Jungkookiem. A ten duży, biały miś trzymający w łapkach serce z napisem "kocham Cię"? Pewnie dał jej na rocznicę, albo walentynki. W otępieniu opadłam na kolana i przyłożyłam czoło do zimnego tynku. Przynajmniej wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Chciałam uciec stamtąd jak najszybciej, wrócić do domu, położyć się do łóżka i zapomnieć o całym dniu, ale życie najwidoczniej miało wobec mnie inne plany, bo gdy się odwróciłam by odejść, oślepił mnie błysk światła, a Kigai stała tuż obok, z latarką w ręce, świecąc mi prosto w oczy.
***************************************************************************
Nie macie pojęcia jak bardzo jestem wdzięczna za waszą cierpliwość, naprawdę, szczerze wam dziękuję, że wciąż tu jesteście mimo rozdziałów raz na miesiąc.
Jeżeli obejrzeliście debiut TXT możecie podzielić się wrażeniami, chętnie poczytam wasze opinie. Moim zdaniem jest bardzo dobry, a chłopcy są piękni.
Miłego ranka/dnia/wieczoru/miłej nocy <3

CZYTASZ
Jungkook
Fiksi PenggemarStandardowy imagine, w którym dziewczyna się tnie. Nic specjalnego. Po drugim rozdziale jest bardziej ogarnięte. Okładkę zrobiła: @to_wcale_nie_ja