- Zapraszam do środka - powiedziała, zgasiła latarkę i chwilę później już jej nie było. Weszła do domu zostawiając mnie zdezorientowaną przez kolorowe plamy migające przed oczami po tym jak znowu zapanowała ciemność. Mogłam uciec, nikt nie udowodni gdzie byłam tej nocy, ale ton Kigai nie brzmiał jak zachęta, lecz jak polecenie, któremu zważywszy na okoliczności nie śmiałam odmówić. Ponownie okrążyłam dom, tym razem by znaleźć wejście, ale nawet to mi ułatwiła zostawiając otwarte drzwi i pozwalając ciepłemu światłu wylewać się na betonowy podjazd. Niepewna co mnie czeka przekroczyłam próg.
- Nie zapomnij zamknąć za sobą drzwi! - krzyknęła gdzieś z drugiej strony korytarza, a ja zrobiłam jak kazała.
Szłam powoli krótkim korytarzykiem przypominającym wnętrze ogromnej dyni przez pomarańczowy tynk na ścianach. Wszystkie mijane pokoje były zamknięte, tylko śmiech kilku osób, odgłosy rozmowy i zapach jedzenia zdradzał, że oprócz mnie i dziewczyny, ktoś jeszcze tu jest. Siedziała na łóżku, otoczona różem z każdej strony jak księżniczka, zawzięcie pisząc na telefonie i nie zwracając najmniejszej uwagi na moją skromną osobę stojącą bez celu dwa metry dalej.
- Co teraz? - zapytałam - powiesz rodzicom? zadzwonisz na policję?
Dziewczyna spojrzała na mnie znad telefonu, nie ruszała się, wydawało się, że nie oddycha, jej wzrok przewiercał mnie na wylot przez co czułam się jak obiekt badawczy, eksperyment, który nie wiadomo jak się zakończy, ale jest na tyle ciekawy, że warto go przeprowadzić bez względu na wynik.
Lekkim gestem odłożyła komórkę na pościel po swojej prawej. Ale za daleko.
Spadła.
Wzdrygnęłam się na nagły huk aluminiowej obudowy roztrzaskującej się o panele. Kigai siedziała niewzruszona.
- Rozgość się - łaskawie wyciągnęła rękę i ruchem dłoni pokazała, że mogę sama wybrać swoje miejsce. - nie lubię kiedy ktoś, z kim rozmawiam stoi. To tak jakbym kazała ci to robić. Usiądź.
Szkoda, że nigdzie nie było, żadnego krzesła.
Wybrałam podłogę. Blisko drzwi.
- Jak wolisz.
- Co teraz? - zapytałam niepewna czego się spodziewać.
- Zrobimy to co chciałaś. Porozmawiamy.
- Nie chciałam z tobą rozmawiać.
- Nie sądzę, żeby śledzenie mnie aż do domu było tylko głupim sposobem zabicia nudy - wstrzymałam oddech. Ona wiedziała. - naprawdę myślałaś, że przejście na drugą stronę ulicy w czymś ci pomoże? - prychnęła - uwłaczasz mojemu intelektowi.
- A skąd wiedziałaś kiedy-
- Posiadanie sąsiadów też jest przydatne - przerwała mi w pół zdania - wiedziałam, że przyjdziesz, inaczej nie byłby potrzebny ci mój adres, o który mogłaś zwyczajnie kogoś zapytać. - ułożyła się wygodnie na skraju łóżka - wystarczyło poczekać, aż ktoś cię zobaczy.
Spuściłam głowę. Chciałam być sprytna. Okazałam się głupia.
- Zawsze wyprzedzę cię o krok.
Zapamiętam.
- O co chciałaś zapytać?
O nic.
- Nie wyjdziesz póki nie odpowiesz.
Sama umiem otworzyć drzwi.
- Są zamknięte.
Czytała mi w myślach.
Zignorowałam dreszcze. Mówiła do przesady opanowanym głosem. Była o krok przede mną. Udawała, że daje mi wybór, ale tak naprawdę rysowała wokół mnie krąg, a ja byłam mrówką uwięzioną wewnątrz własnego umysłu, zdolną myśleć tak daleko, jak ktoś mi pozwolił. Nie dalej.
Mogłam wstać, zaśmiać jej się w twarz, wyjść i żyć dalej. Ale nie mogłam.
- Kłamałaś – już nie miałam nic do stracenia. A przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.
- Słucham? - Kigai zaśmiała się, ale też nerwowo uniosła.
- Czego nie rozumiesz? - zapytałam uszczypliwie - Okłamałaś mnie, ty i Jungkook nigdy nie byliście razem - widziałam jak wyraz jej twarzy zmienia się z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem - nie jesteście razem - Kigai wstała i szła w moją stronę - i nigdy nie będziecie - pochyliła się i zdzieliła mnie otwartą dłonią w lewy policzek, a echo uniosło się korytarzem. Przynajmniej upewniłam się, że mam rację. Kigai oddychała ciężko jakbyśmy zamieniły się rolami i to nie ja, a ona została spoliczkowana.
- Nieprawda - powiedziała wciąż nade mną stojąc.
- Prawda i właśnie to potwierdziłaś.
- Wyjdź - ostrym ruchem wskazała drogę na zewnątrz. Wstałam powoli, nie spuszczałam wzroku z dziewczyny gotowa na kolejny atak z jej strony. Komoda, o którą się opierałam okazała się być ołtarzykiem zdjęć chłopaka. Wzięłam jedno do ręki.
- Nie dotykaj! - krzyknęła Kigai i próbowała wyrwać zdobioną ramkę z mojej dłoni. Odepchnęłam ją nie patrząc nawet czy nic jej się nie stało. Coś było nie tak, coś w tych zdjęciach było nie tak. Ich ciała były w stosunku do siebie nieproporcjonalne, elementy, tła nie pasowały do siebie. Dziewczyna podjęła kolejną rozpaczliwą próbę odzyskania własności, ale tym razem oddałam ją dobrowolnie. Już nie była mi potrzebna.
- Powinnaś podszkolić się w przerabianiu zdjęć - zaczęłam - to na razie nie jest twoją mocną stroną - wzięłam koszulkę, męską, zwiniętą w roku w równą kostkę.
- Zostaw!
- Jego koszulka? Ukradłaś jak przebierał się w szatni - Kigai wyglądała, jakby miała za chwilę się rozpłakać. Teraz to ja ją osaczyłam. Czasami potrzebny jest solidny cios, by przywrócić nas do rzeczywistości. - Jesteś żałosna. I chora - powiedziałam starając się brzmieć najbardziej pogardliwie jak tylko byłam w stanie. - To dlatego cię nie chciał - dodałam ciszej i mimo wszystko bojąc się, że oberwę czymś gdy będę odwrócona plecami, wyszłam na świeże powietrze.
I zamknęłam za sobą drzwi.
Przeszłam przez furtkę. Ulica była pusta, towarzystwa dotrzymywały mi latarnie. Podskoczyłam przestraszona, kiedy jedna nagle zgasła tuż nade mną. Powiedziałam najbardziej okrutną rzecz jaką tylko mogłam jej powiedzieć. Wiedziałam, że mocno ją zaboli. Może aż za mocno. Może przesadziłam. Dopadły mnie wyrzuty sumienia. Jest chorą osobą, powinnam była podejść do niej inaczej, może spróbować ją zrozumieć... w całym monologu myśli było zbyt dużo możliwości, zbyt wiele "może", zbyt wiele różnych dróg, którymi mogłam pójść i których nie wybrałam. Ale wiedziałam, że którąkolwiek bym poszła, żałowałabym tak samo mocno.
Nie czekałam na autobus, nie łapałam stopa, nie zamówiłam taksówki. Biegłam chodnikiem chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, w swoim łóżku, owinąć ulubionym kocem i zasnąć, zapomnieć, że w ogóle dziś z niego wychodziłam.
Zdyszana i zmęczona zdecydowałam się przejść ostatni kawałek drogi. Wtedy zobaczyłam niebieskie i czerwona światła migające na przemian, odbite od szyb okien bloków stojacych w pobliżu. Naprzeciwko mojego stały dwa wozy strażackie, a z jednego z okien wciąż unosił się dym. Na chwilę stanęło mi serce. Pożar już ugaszono, tłum gapiów obserwował pracę strażaków. Spojrzałam na budynek, policzyłam okna i ugięły się pode mną kolana. Moje mieszkanie spłonęło. Spróbowałam wejść do bloku, ale wpuszczono mnie tylko holu. Automatycznie wsunęłam rękę do skrzynki na listy sprawdzając czy coś jest w środku. I było. Niezdarnie wyciągnęłam białą kopertę, na której odręcznie zapisano moje imię i nazwisko. Bez adresu.
Siedząc na zimnej, metalowej ławce, drżącymi dłońmi rozerwałam papier, łzy kapały na świeżo wyprane spodnie. Bałam się czytać list, ale chciałam mieć to już za sobą. Rozwinęłam go jednym ruchem i przeczytałam zawartość.
Zawsze krok przed Tobą.

CZYTASZ
Jungkook
Fiksi PenggemarStandardowy imagine, w którym dziewczyna się tnie. Nic specjalnego. Po drugim rozdziale jest bardziej ogarnięte. Okładkę zrobiła: @to_wcale_nie_ja