Rozdział 31

532 25 4
                                    

Perspektywa Shinny

Każdy dzień rozłąki przynosi więcej tęsknoty. Czuwając przy łóżku szpitalnym swojego dziecka we znaki daje się ogrom niemocy i bólu. Moja iskra szaleje z rozpaczy, kiedy mija rok, odkąd Aria padła na ziemię od strzału przywódcy decepticonów. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wraz z Moonblade'm nie mieliśmy zbyt wiele czasu, by nadrobić stracone lata. 
Tej nocy ponownie śniłam o Arii. W moich snach mówiła, że powinniśmy lecieć razem z autobotami na Ziemię i wspólnie przepędzić armię Mrocznych Żołnierzy. To dziwne, ale intuicja podpowiada mi, iż w czasie naszego pobytu na ziemistej planecie obudzi się, iż uda nam się znaleźć 'lekarstwo' na jej stan. 
- Nadal nie jestem przekonany co do naszej wyprawy. - szaro-granatowy mech przerwał ciszę i odłożył kawałek materiału nasączonego lakierem.
- W obowiązku autobotów jest służyć swemu przywódcy i bronić swojej frakcji. - wyrecytowałam regułkę, robiąc na przekór swemu rozmówcy.
- Shinny, na Ziemii nie jesteśmy proszonymi gośćmi, a w takiej sytuacji powinniśmy być przy swoim dziecku. - Moonblade wyjaśnił krótko. 

- Nie możesz się wycofać, kiedy już podjęliśmy decyzję. - wyciągnęłam asa z rękawa, tym samym kończąc dyskusję. W odpowiedzi bot przewrócił optykami.

- Ach, moja Shinny... Twoje zdecydowanie jest jednym z powodów, za który cię kocham. - dodał po chwili z uśmiechem na twarzy. Gdybyśmy byli pod wpływem chloroformy, zapewne moje policzki oblałby rumieniec.
Kiedy to spakowaliśmy wszystkie niezbędne rzeczy do podróży, opuściliśmy naszą rezydencję. Towarzyszący mi autobot transformował się i wyjechał na ulicę, poczyniłam więc dokładnie to samo. Wschodzące słońce powoli eliminowało wszechobecny mrok, a miliony chmur sekunda po sekundzie rozpraszały się po całym niebie, tym samym tworząc bajeczny krajobraz. Całe miasto leniwie budziło się do życia, a my w międzyczasie rozpędzaliśmy się coraz bardziej. Wiedziałam, iż bazę autobotów zawitamy w mgnieniu optyki, aczkolwiek postanowiłam włączyć radio, by chociaż przez parę chwil posłuchać wiadomości. Jak to dobrze mieć połączenie z Ziemią!

- Przedstawiciele popularnej stacji telewizyjnej odpierają zarzuty korupcji! - usłyszawszy głos reportera przełączyłam stacje. 

Niestety nie udawało się mi znaleźć nic ciekawego. Nim się obejrzałam, znaleźliśmy się na terenie bazy. Przekroczyliśmy potężne, żelazne bariery wyruszając w podróż życia. 
Niemalże od razu, tuż po transformacji me optyki napotkały na rzędy robotów z logiem autobotów na blasze. Optimus, zauważywszy nas rozpogodził się jeszcze bardziej. Wieczną dumę i powagę, choć na moment zastąpił uśmiechem pełnym życzliwości.
- Moonblade i Shinny Slayer, zawsze można na was liczyć! - przywódca przywitał nas uprzejmie, odpowiedzieliśmy więc w ten sam sposób. Wraz ze swoim mężem ustaliśmy w drugim rzędzie, zaraz obok zbrojmistrza, Ironhide.
- Jak samopoczucie, mistrzu Slayer? - odezwał się nie do mnie, wcześniej wspomniany mech.
- Równowaga przede wszystkim. - odparł drugi bot, przecząc swym czynom. Wolę nie przypominać, jak zachowywał się jeszcze godzinę temu... Postanowiłam posłuchać tego, co ma do powiedzenia Prime.
- Czy wszystkie autoboty są obecne? - zapytał czerwono-granatowy robot, wodząc wzrokiem po wszystkich.

- Zdaje się, że nie ma Smokescreen'a. - odparł zwiadowca, zwany inaczej Bumblebee.

- Już biegnę! - usłyszeliśmy w oddali zmęczony głos. Wszyscy, jak jeden mąż odwróciliśmy się, by ujrzeć właściciela głosu; jak się okazało, był to zaginiony Smoke.
- Zawsze musisz coś sknocić! - skarciła bota Arcee, kiedy już ustał przy niej w szeregu. 
- Ale i tak byłoby tutaj nudno beze mnie. - rzekł, śmiejąc się, lecz dla femme nie było do śmiechu w tamtej chwili.
- Autoboty! - przerwał tę dyskusję Optimus. - Tego dnia przychodzi nam ponownie wyruszać w galaktyczną podróż. Cieszy mnie fakt, że zawsze jesteście w formie - nie musieliśmy szczególnie się przygotowywać. Mirage, Ironhide, wam jesteśmy również wdzięczni za broń. Nieznane są nam zamiary decepticonów, ich przybycie na ziemistą planetę jest owiane tajemnicą, dlatego część z was musi pozostać na Cybertronie, by czuwać.
- Kupicie mi tablicę z Kalifornii?! - przerwał Jazz tę, jakże ważną chwilę. Długo nie trzeba było czekać na oburzenie innych.
- Och, Primusie... - westchnął Prime. - Tak, dostaniesz pamiątkę ze stanu Kalifornia. - odrzekł, powodując u szarego mecha dziecięcą radość. - Ale teraz słuchaj uważnie... 
- Ajaj, kapitanie! - krzyknął, robiąc na przekór przywódcy. Ten tylko pacnął się metalową ręką w czoło, kręcąc głową.

- Grupo Beta, liczę na waszą odpowiedzialność. - Optimus wrócił do tematu, upominając młodego autobota i resztę grupy. 
- Tak, tak... - do akcji ponownie wkroczył nieokrzesany Jazz. - Będziemy ostrożni, bla bla bla. Zero wybuchów w pracowni Ratcheta, to już wiem. - mówił, irytując wszystkich dookoła. - Możecie już spadać, nic nie zepsuję, naprawdę! - zapewniał, lecz prawda i tak byłaby zupełnie inna.

- Oj, Jazz... - przywódca zaczął kręcić głową. - Co z ciebie wyrośnie? - zadał pytanie retoryczne.

- Dziecko równie denerwujące, co Smokescreen! - warknęła rozdrażniona Arcee.

- Hej! Staram się, jak mogę! - bronił się niebiesko-biały* robot, kończąc wszelakie spory. 
- Z mojej strony to wszystko. Dostałem komunikat o kapsułach gotowych do lotu. Teraz macie czas na pożegnanie się, jeśli tego potrzebujecie. - odrzekł dowódca, po czym każdy zaczął się żegnać. 

Zaczęłam wzrokiem szukać swojego małżonka. Nie zdziwił mnie fakt, iż stał pośród młodszych od siebie autobotów, jednocześnie przechwalając się swoimi umiejętnościami. Postanowiłam przerwać ten wywód.

- Blade, rozmawiałeś z Ratchetem o stanie naszej córki? - spytałam mecha będącego w swym żywiole. W odpowiedzi pokręcił głową, z czego nie byłam ani trochę zadowolona. Westchnęłam i udałam się w stronę medyka, stojącego wraz z Jolt'em.
- Witaj Ratchet, czy możemy pomówić? - zwróciłam na siebie uwagę zielono-żółtego bota. Ten pokiwał głową, odeszliśmy zatem na bok.

- Czym mogę służyć? - spytał uprzejmie.

- Czy stan Arii się poprawił? - zadałam niepewnie pytanie, gdyż spodziewałam się odpowiedzi przeczącej.
- Od jakiegoś czasu jej iskra pompuje więcej energonomu do przewodów, co mnie bardzo niepokoi. W tym celu Jolt zwiększył dawkę leków, z nadzieją, iż to pomoże. Będzie czuwał nad waszą córką. - wyjaśnił, lecz ja nadal mało rozumiałam. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć.
- Moje dziecko, tak bardzo tęsknię... - poczułam, jak moje optyki napełniają się słoną cieczą.

- W jej procesorze dzieje się wiele: natłok myśli, wiele wspomnień, mnóstwo osób i ona sama. Jest już u kresu tego wszystkiego, lecz nie wiadomo, kiedy się obudzi. - odparł robot, smucąc mnie jeszcze bardziej. Ze względu na dobre maniery podziękowałam mu i odeszłam.

Spojrzałam na cztery, ogromne 'statki' kosmiczne. Grupa Alfa, czyli ta, która została powołana do lotu na Ziemię miała lecieć właśnie takimi kapsułami, by rozbić się przy czterech różnych stanach. Największa z nich leci w kierunku Texasu, pozostałe zmierzają do: Kalifornii, Arizony i Nowego Meksyku. Widząc, iż wszystkie roboty rozchodzą się w swoje strony skierowałam się do drugiego statku. Zdążyłam spostrzec, iż razem ze mną podąża Moonblade, Drift i paru Wreckers'ów.
- Jak chodzisz, łamago?! - w pewnym momencie wrzasnął Bulkhead do zbrojmistrza. Ten zmierzył go ironicznym spojrzeniem.
- Stawiam kroki adekwatne do swej budowy ciała, pączusiu. - odpowiedział uszczypliwie. Widząc, że Wrecker szykuje się do ataku na jego osobę, szybko złapał za jego rękę, wykręcając ją. - Nie strasz. - dodał, śmiejąc się.
Przysłuchując się poczynaniom młodszych od siebie botów, przed moimi optykami stanął obraz dwójki dzieci ganiających po podwórku. Boty, ukazane w mojej wyobraźni miały blachy w barwach mięty i szarości,oraz biegały po trawniku, próbując wzajemnie zabrać sobie piłkę. W tamtym momencie doznałam uczucia déjà vu.

'- Jestem szybsza, nie złapiesz mnie! - krzyknęła mała femme, pokazując swemu towarzyszowi kolorową piłkę.

- Mam moc niewidzialności! Mogę się teleportować i nawet nie zauważysz, kiedy stracisz swój skarb! - odpowiedział jej mały robot, śmiejąc się w głos.

Fembotka tylko zaśmiała się i śpiewając biegła dalej. Niestety, nim się obejrzała, zabawka została jej odebrana.
- Rapid, oddaj! -  wołała.'

Otrząsnęłam się z amoku, kiedy Blade potrząsnął moimi ramionami. Zaprowadził mnie do kapsuły, lecz cały czas myślałam o sytuacji, która miała sytuację chwilę temu. W jednym z tych botów rozpoznałam właśnie Arię. A Rapid? O Primusie... Czy to oznacza, że on naprawdę żyje?

___________

Nie mam pojęcia, jaki kolor blachy ma Smokescreen, dlatego oznaczyłam tę wypowiedź gwiazdką. Szczerze, nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału, ale w ramach pocieszenia mogę zdradzić, że jest zapowiedzią wielu ważnych wydarzeń.
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. Jesteście niesamowici, niech Primus ma was w opiece, hahah <3

[niedokończona] Człowiek wśród robotów - TransformersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz