Rozdział 14

647 59 0
                                    

~·~

  Całą niedzielę Zayn nie widział Nialla. Od czasu ich krótkiej wymiany zdań miał wrażenie, że jego współlokator przepadł, jak kamień w wodę. Nie rozumiał dlaczego, ale czuł coś dziwnego, kiedy w zasięgu jego wzroku nie było uroczego i trochę zbuntowanego blondyna. Brakowało mu przekomarzania z nim, jego docinek, a chyba w szczególności zwykłej obecności Horana.

  Nawet wieczorem, leżąc już w łóżku po dwudziestej trzeciej, Nialla nadal nie było. Nie wiedział, co o tym myśleć. Zdawał sobie sprawę, że Irlandczyk mógł mieć go dość. Ale nie myślał, że do tego stopnia.

  Sam nie wiedział kiedy, ale po prostu zasnął. Jedyne, co jeszcze zdążył zarejestrować, to ciche grzmoty w oddali.

*

  Kiedy Niall wszedł do pokoju, Zayn już spał. Było parę minut po północy. Cicho rozebrał się do bokserek, niezdarnie układając ubrania na otwartej walizce, stojącej nieopodal łóżka.

  Niall zaraz po rozmowie na plaży chciał uciec do swojego pokoju i zamknąć się tam. Jednak spotkał po drodze Marcelę, która z przyjaciółkami zaciągnęła go do siebie. Nie wyjaśnił otwarcie przyczyn jego stanu. Wiedział, że nikt, poza Harrym i nim samym, nie wie o tym, że Zayn jest biseksualny. A nie był na tyle wredny, żeby w ramach zemsty ogłaszać to komuś. Po prostu taki nie był i nic nie mogło tego zmienić.

  Dziewczyny zajęły się nim lepiej, niż mógł to sobie wymarzyć na ten moment. Przytulały go, pozwalały się wypłakać w ramiona i Niall ani przez chwilę nie poczuł się skrępowany czy upokorzony. Były dla niego oparciem. Gdyby nie one, spędziłby samotnie resztę wolnego dnia. A tak, dzięki dziewczynom zrozumiał pewne sprawy, które jeszcze bardziej namieszały w jego życiu.

  Grzmoty, które jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej były odległe, teraz przybierały na sile. Było to złym sygnałem dla Nialla, gdyż wiedział, że nie zaśnie. Przeklinał w sobie ten strach. Nie był w nim bezpodstawny. Każda burza przywodziła mu na myśl dziadka, który zginął w czasie lotu z Francji do Irlandii, kiedy miał niecałe dwanaście lat. Był z nim bardzo zżyty. Kochał go, może nawet bardziej, niż całą rodzinę razem wziętą. Dziadek lubił zabierać małego Nialla na ryby. Zawsze kupował mu prezenty, głównie bez okazji. Lubił rozpieszczać swojego najmłodszego wnuka, rozmawiać z nim na przeróżne tematy i doradzać mu, kiedy nie wiedział, jak postępować z dziewczynami.

  Niall jednak wiedział, że nic mu nie grozi w pensjonacie. Ale uczucie strachu zawsze brało górę nad jego podświadomością, nie pozwalając mu w spokoju zasnąć. Oddychał płytko, wzdrygając się na każdy grzmot. Leżał skulony i zawinięty w kołdrę, mając nadzieję, że burza szybko ustanie.

  - Niall? – Cichy, zachrypnięty głos, który rozległ się po pokoju sprawił, że Niall jeszcze bardziej zesztywniał. Ostatnie, czego w tej chwili potrzebował, to rozmowa z Zaynem. – Niall, jesteś tu?

  W tym momencie błyskawica przeszyła niebo, na ułamek sekundy rozświetlając pokój, w którym spali chłopcy. W przeciągu tej krótkiej chwili Zayn dostrzegł, jak ciało Irlandczyka wzdrygnęło się. Zainteresowało to bruneta. W głowie miał swoje podejrzenia, ale nie chciał w nie uwierzyć. Na paluszkach zbliżył się do łóżka współlokatora, dotykając jego ramienia w chwili, kiedy rozległ się ciężki grzmot, który aż zatłukł oknami. Niall pisnął cicho, gwałtownie odkrywając głowę. Nie był przestraszony. Był przerażony na śmierć.

  - Niall, boisz się burzy? – zapytał łagodnie Zayn, siadając na skraju. W ciemnościach nie dostrzegł nic. Słyszał tylko przyspieszony oddech Nialla, co chwilę przerwany przełknięciem śliny. Błyskawica znów przeszyła niebo i Zayn mógł zarejestrować miejsce położenia chłopaka. Siedział oparty o ścianę z kolanami podciągniętymi pod samą brodę. Oczy miał mocno zaciśnięte. – Niall, ty naprawdę się boisz.

ᴛᴀᴋᴇ ᴛʜᴇ ʀɪsᴋ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz