- Camz - jęczy cicho, wypychając biodra w moją stronę. Zagryzam mocno wargę, spoglądając jej w oczy i łapię pewniej jej członka.
- Pokieruj mną - szepczę jej do ucha, przygryzając je lekko. Dziewczyna waha się chwilę, ale ostatecznie owija swoją dłoń wokół mojej, zaciskając ją odrobinę mocniej na penisie. Nie czekając ani chwili dłużej, wpijam się w jej usta i przybliżam się do niej.
Członek drży delikatnie, dlatego zaczynam poruszać ręką w górę i w dół. Lauren odrywa się ode mnie, biorąc głębokie oddechy i opiera się plecami o ścianę. Uśmiecha się na to, a jej dłoń przyspiesza nasze ruchy. Pochylam się do przodu, przylegając ustami do szyi szatynki, którą liżę wolno i od czasu do czasu przygryzam.
- Kotku - skomle cicho, wciskając się bardziej w moją dłoń i wprawia również biodra w ruch. Obejmuję ją wolną ręką za kark i przytulam się do jej boku, zaciskając mocniej palce. - Dochodzę - syczy, a biała ciecz tryska prosto na moje prawe biodro. Wtulam zielonooką mocno w siebie, bo jej ciało drży i ledwo stoi na nogach.
Wplątuję jedną dłoń w jej włosy, przeczesując je delikatnie i czule całując jej czoło. Szatynka oddycha szybko, mrucząc przy tym cicho i układa ręce na mojej talii. Odchylam się lekko do tyłu, spoglądając jej prosto w oczy.
- Dziękuję, Camzi - szepcze w moje usta, całując mnie. Niemal natychmiast oddaję pocałunek, ciągnąc za jej włosy.
- Nie ma za co, kochanie - chichoczę, zjeżdżając palcami na jej policzek. Muskam go, posyłając kobiecie uśmiech. - Możemy już wyjść? Woda zrobiła się zimna.
Zielonooka przytakuje i otwiera kabinę, sięgając po ręczniki. Zakręcam kran i wychodzę za dziewczyną, otulając się puchowym materiałem.
- Jesteś głodna? - wyciera szybko swoje ciało, patrząc na mnie z troską.
- Tak - uśmiecham się lekko. - A możemy zostać tak do końca dnia? Strasznie gorąco dzisiaj.
- Um... Jasne - drapie się w kark, przełykając ślinę. W duchu śmieję się z jej reakcji i idę do pokoju, kręcąc biodrami. Jauregui od razu zbiega na dół do kuchni, a ja kładę się na łóżku.
- Jauregui nie wie, co straciła - sunie palcami po mojej szczęce. - Oj, naprawdę nie wie - uśmiecha się. - Wyłożyła całe pięćdziesiąt tysięcy za twoją cnotę.
- Zostaw mnie! - jęczę przerażona. Kulę się pod jego ostrym spojrzeniem, a jego dłoń po raz kolejny ląduje na moim policzku.
- Gdybyś tylko nie była moją córką... - wzrusza ramionami. - Ale ja nie gwałcę swoich - śmieje się. - Pewnie Jauregui zrobi to lepiej.
- Nic nie wiesz - płaczę cicho. - Ona mnie kocha! Nigdy by tego nie zrobiła.
- Nie znasz jej - literuje oddzielnie każde słowo, śmiejąc mi się w twarz. - Nie bądź taka, Cami. Nie broń tej suki. Kłamie ci jak tylko może.
- Lauren mnie kocha - spuszczam głowę. - Ona tak, ty nie!
- Jestem twoim ojcem, Camila. Chcę dla ciebie jak najlepiej - przytula mnie mocno do siebie, na co się wzdrygam i spinam. - Teraz jesteś bardzo bezpieczna.
Staram się wyrwać mężczyźnie, miotając się po podłodze. Ten w końcu mnie puszcza, a uderzając moim ciałem o chłodną ścianę.
- Ty mała, suko! - krzyczy, uderzając mnie raz po raz. - Jeszcze tego pożałujesz!
Rozrywa moją koszulkę, związując moje nadgarstki. Chwilę później zakleja mi usta taśmą, uśmiechając się szyderczo. Krzyczę, lecz to tylko potęguje jego agresję i zadaje mocniejsze uderzenia.
- Będziesz błagać mnie o śmierć, szmato - pluje mnie w twarz. - Nawet później Jauregui cię nie uratuje.
- Lauren! - krzyczę, podnosząc się gwałtownie, a zimna dłoń dziewczyny wybudza mnie z krótkiego snu.
CZYTASZ
Riddle 1: Zakochana w bokserze & Riddle 2: Zakochana w milionerce | Camren FF |✅
Fanfic#108 w lesbian - 10.05.2018 r. Lauren Jauregui potrafi bić się najlepiej ze wszystkich. Ludzie postrzegają ją jako zimną sukę bez uczuć. Dziewczyna ukrywa wiele tajemnic i potajemnie podkochuje się w brunetce, spotykanej codziennie na ulicy. Sądzi...