seventeenth//life|7/8.09.2018

375 31 4
                                    

      To co napisał w zeszycie przeznaczonym na notatki postanowił spełnić. Wyprosił Adriana i przyszedł do Krzyśka, co normalnie oznacza: otworzył okno i stanął na parapecie.

      Chłopak mieszka na szóstym piętrze bloku w Londynie, nie trudne było zabić się z takiej wysokości. Wystarczyło odpowiednio upaść.

      Łzy spływały mu po policzkach już od prawie trzech godzin, a nie było widać, aby miały przestać. Oczy miał już całe czerwone, a granatowe tęczówki traciły swój dawny blask.

      Ciel nie wyglądał już jak szczęśliwy chłopiec z zaledwie czterech lat wcześniej.

      Za tamtych czasów był wiecznie uśmiechniętym dzieckiem, ze szczęśliwą rodziną i życiem. Był pełen energii i kochał ten świat. Jego cera była mleczna, jego oczy żywe, a włosy silne, grube i gęste. Był pełno-żywym chłopcem.

      Kochał wygłupiać się z psem, całe miasto go kochało! Niektórzy nawet nazywali go "najszczęśliwszym dzieckiem Londynu".

      Wszystko jednak zaczęło się walić w dzień śmierci jego kochających, miłych, wesołych i najlepszych na świecie rodziców. Na dodatek był to dzień jego urodzin.

      Dokładnie czternastego grudnia dwa tysiące trzynastego roku, małżeństwo Phantomhive zorganizowało imprezę w najdroższej restauracji w Londynie z okazji dziesiątych urodzin ich jedynego syna. Urodziny miały być dla chłopca najlepsze ze wszystkich.

      Kiedy jednak byli w drodze na przyjęcie zdarzyło się coś strasznego. Padał śnieg z deszczem, co typowe w grudniowy wieczór w Wielkiej Brytanii. Dziesięciolatek wypatrywał wesoło przez okno, kiedy usłyszał pisk opon i poczuł niemałe turbulencje w aucie. Ostatnie co pamięta to krzyk taty i pisk mamy. Ciel stracił przytomność.

     Ocknął się w szpitalu w bardzo ciężkim stanie, jednak nie to go obchodziło. Spróbował wstać jednak poczuł nasilający się ból przeszywający jego ciało. Pielęgniarka natychmiastowo podbiegła i powstrzymała go przed postawieniem się do pozycji siedzącej.

      — Musisz leżeć, chłopcze. Spokojnie, już wszystko dobrze. — rzekła spokojnie kobieta.

      — Co się stało..? — cicho zapytał chłopiec ledwo mówiąc


      — Miałeś wypadek, wiesz? Na szczęście nic ci się nie stało. — uśmiechnęła się.

      — A gdzie.. rodzice..? — rozejrzał się po sali. Pielęgniarka spochmurniała i spuściła wzrok na dół.

      — Twoi rodzice.. nie mieli już tyle szczęścia co ty.. — odparła smutno.

      W małym Cielu coś pękło. Zaczął płakać, nie umiał pogodzić się z tym, że w dzień urodzin stracił rodziców i sam o mało co nie zginął. W tej chwili nie liczyło się dla niego życie, chciał dołączyć do rodziców, tylko o tym marzył.

      W szpitalu zjechała się cała rodzina, aby pocieszyć małego Phantomhive'a. To nic nie dawało. Chłopiec chciał umrzeć.

      Od tamtego dnia Ciel pragnął śmierci, ale bał się popełnić samobójstwo. To go przerastało, więc żył dalej. Mając trzynaście lat, zaczął się powoli godzić ze śmiercią rodziców i tym, że żyje dalej. Zaczął chodzić do nowej szkoły, a całe dnie spędzał z kuzynką Lizzy.

      Właśnie.. Zaczął chodzić do nowej szkoły... To tam zniszczono go ponownie, jednak z poczwórnie większą siłą.

      Ciel był młodszy od całej klasy o rok, gdyż wcześniej miał nauczanie domowe i aktualnie znajdował się na ich poziomie. Mile go przyjęli, ze wszystkimi się dogadywał i miał wielu przyjaciół.

      Jak to nastolatek, zakochał się. Jednak nie tak jak większość osób.. Otóż zakochał się w tej samej płci, a jego obiektem westchnień był jego najlepszy przyjaciel Alois.

      Z dnia na dzień spędzali ze sobą coraz więcej czasu i byli ze sobą coraz bliżej. Tylko on wiedział o tragedii rodzinnej Phantomhive'ów i o tym, że Ciel jest sierotą. Nie przeszkadzało mu to, nadal byli najlepszymi przyjaciółmi pod słońcem.

      Jednak tego jednego dnia, dokładnie czternastego grudnia dwa tysiące siedemnastego roku, były to czternaste urodziny chłopaka, jego najlepszy przyjaciel, w którym się podkochiwał oznajmił mu:

      — To koniec naszej przyjaźni. Nienawidzę cię, mały skurwielu.

      W Cielu coś pękło, po raz kolejny. Tylko, że tym razem było to dwa, a nawet trzy razy mocniej. Wtedy pojawiły się pierwsze rany na ciele młodego Phantomhive'a.

      Jednak granatowooki nie chciał tego zakończyć. Za bardzo kochał Aloisa. Nadal za nim chodził, nawiązywał do zabawnych momentach w ich życiu, nie odpuszczał.

      — MOŻESZ MNIE JUŻ KURWA ZOSTAWIĆ?! — wykrzyczał pewnego dnia blondyn kiedy już nie wytrzymywał — MAM DOŚĆ KURWA. NIENAWIDZĘ CIĘ, A TY NADAL ZA MNĄ CHODZISZ! CO?! NIE PODOBAŁ SIĘ PREZENT NA URODZINY?! NIE, TO NIE BYŁ ŻART! MAŁO CI?! DOBRA, JAK CHCESZ! — byli akurat na stołówce, Alois stanął na jednym stole, przyłożył ręce do ust i zaczął krzyczeć — UWAGA! UWAGA! DROGA SZKOŁO W LONDYNIE! MAM DLA WAS BARDZO WAŻNY KOMUNIKAT! OTÓŻ JAKŻE WAM ZNANY CIEL PHANTOMHIVE JEST SIEROTĄ! NIE MA RODZICÓW I WYCHOWYWANY JEST PRZEZ CIOTKĘ! DZIĘKUJĘ ZA WYSŁUCHANIE! — zszedł ze stołu.

      W oczach Ciela zebrały się łzy, nie wiedział co ma zrobić. Złowrogie spojrzenia uczniów utkwiły na chłopaku, a przerażające szepty krzyżowały go tępymi gwoździami.

      Tamtego dnia, szczęśliwy chłopiec opisany na początku zamienił się w chłopca, który pragnie zginąć, jest uzależniony od używek, wygląda jakby już był umarły i posiada wiele ran ciętych na ciele.

      Tej nocy, z siódmego na ósmego września dwa tysiące osiemnastego roku jego żywot miał się zakończyć. Wiał nieduży wiatr, który rozwiewał mu włosy. Stał na parapecie gotów do skoku.

      — Trzy, dwa, jeden.. — odliczył dla otuchy, po czym przechylił się w stronę podwórka.

      Ostatnie co słyszał to dźwięk syren karetek oraz policji.

ᴄᴀɴ ʏᴏᴜ ғᴇᴇʟ ᴍʏ ʜᴇᴀʀᴛ? / ᴄɪᴇʟᴏɪsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz