- Zatrzymaj się!- krzyknęłam z wyraźnym zdenerwowaniem, a deszcz jak na zawołanie zaczął mocniej kropić.- Cholera Filip, możesz poczekać?
Odetchnęłam ciężko będąc zmęczona i wyczerpana, ale starałam się dalej biec za nim.
Nie miałam zielonego, ani nawet fioletowego pojęcia, co mnie znowu napadło. Zawsze chciałam w jakiś sposób pomagać ludziom, ale mogłam ograniczyć się do bycia psychologiem, a nie biegać za bipolarnym dupkiem, który stokroć razy udowodnił mi, że to nie jest tego warte.
A jednak.
- Chociaż zwolnij do cholery!
Nawet nie zauważyłam kiedy moja stopa przekręciła się boleśnie i spowodowała upadek. Pisnęłam z bólu i westchnęłam pod nosem, będąc tak cholernie zażenowana sobą.
- Wstawaj.
Uniosłam głowę do góry, a brunet wysunął do mnie dłoń z obojętnością wypisaną na twarzy.
- Nie mam czasu, pośpiesz się księżniczko.
- Co jest z tobą nie tak do chuja? Dowiem się w końcu, czy każdy dzień pracy z tobą bedzie nawracającym problemem?
Odsunęłam jego dłoń i przetarłam zdarte kolana.
- Widzę, że coś jest nie tak, nie musisz udawać, że coś cie nie zraniło i do teraz nie boli.
- Bo nie boli- odparł.- Nie jestem nikim za kogo mnie uważa twoja pochrzaniona wyobraźnia. Nie mam żadnych problemów egzystencjalnych, których uparcie we mnie szukasz. Mam wyjebane, Nina. Kompletnie wyjebane w wasze dociekanie co mi jest, co sie stało, mam wyjebane, mam ci to przeliterować? Łazisz za mną z jakąś pierdoloną nadzieją, że zaraz usiąde z tobą na jakiejś terapeutycznej kanapie i zwierzę się z wszystkich problemów mojego świata. Co ty chcesz do kurwy usłyszeć? Opowiedzieć ci co sie działo w dzieciństwie? Może wyciągniesz jakieś powiązanie czemu 7 września miałem zły humor, a 15 nie.
- Okej-westchnęłam.
- Okej?
Spojrzał na mnie nieco zdziwiony.
- Tak, okej. Nie mam siły tego ciągnąć.
I pierwszy raz w życiu najzwyczajniej w świecie odpuściłam. Wstałam, wzruszając ramionami.
- Myślisz, że wybiegłem tak, bo zobaczyłem swoją byłą? W takim razie jesteś cholernie niemądra lub naiwna. Dlaczego tak bardzo lubisz stereotypy, co? Może myślisz, ktoś go zdradził, albo on kogoś zdradził i ma traumę na całe życie, o w dodatku...
- Okej- przerwałam ruszając przez siebie, mając nadzieję, że chłopak odejdzie w drugą stronę, naprawdę w tej chwili już mnie nic nie interesowało, wiedziałam do czego ta rozmowa dąży i jak zwykle skończy się pokazaniem mi jak głupia dla niego jestem.
- Pierdolony zbieg okoliczności, a wy wszystko bierzecie na serio. Żyjecie w tym swoim świecie, gdzie mężczyzna, który nie ma ochoty opowiedzieć ci historii swojego byłego związku to musi być zdradzony przez jakaś kobietę. W świecie, którym każda sytuacja ma ukryte dno, szukacie go i w nas tego czego nie ma. Naprawdę Nina, jesteś tak tępa by wszystko do jednego sprowadzać?- zakpił.
Kroczył za mną dalej. Co za farsa, spośród tysiąca słów, które do niego powiedziałam, kiedy on nie słuchał teraz oczekiwał, że stanę w miejscu.
- Mam coś do załatwienia, nie będę tracił na ciebie znowu czasu, nie pomożesz mi do chuja zrozum to i przestań szukać we mnie powodu dlaczego taki jestem.
Przez moment pomyslałam, że widok jego byłej dziewczyny w jakiś sposób go ruszył. Może przywrócił wspomnienia.
Ale on po prostu taki był. Niszczył każdego, komu w jakiś popierdolony sposób zaczęło na nim zależeć.
I mi zależało. Był to jeden głupi destrukcyjny moment, kiedy przepadłam z wiarą, że znajdę odkupienie.
Że znajdę go.
Byłam bardziej naiwna, niż przewidywała konstytucja.
- Zbieg okoliczności, rozumiesz? Więc przestań doszukiwać się we mnie jakiś głębszych uczuć, przeżyć, cierpienia!
- Posłuchaj...
- Myślisz, że kiedyś kogoś kochałem, że kiedyś ktoś mnie przez to zranił i teraz jestem zimny? Ja po prostu taki jestem i tyle!
- Filip...
- Tak było i będzie, nie potrzebuję nikogo i nie żałuję nikogo, bo do cholery co mam żałować? Jestem zajebiście szczęśliwy i posiadałem te dobre uczucia, po prostu łatwiej mi bez nich bo ludzie... - machnął ręką i przetarł czoło.- Z resztą, nieważne, spierdalam.
I miał iść i wszystko miało wrócić do okropnej normy w której żyliśmy od pierwszego spotkania.
- Nikt cię nigdy szczerze nie pokochał, co?
Z jego ust słychać było niespokojny oddech, a ja przegryzłam wargę z trudem uświadamiając sobie, że w końcu znalazłam odpowiedź na upragnione pytanie.
- Zajmij się swoim życiem, nie mam czasu na to.
Odwrócił się na pięcie i ruszył jak burza.
A po chwili znów zawrócił wprawiając mnie w zdenerwowanie.
- A wiesz co...
- Co?- powiedziałam twardo. - Co? Bo naprawdę nie wiem po co tak zapierasz się, że mam ci dać spokój by potem wracać i mi wyrzucać.
Uniosłam głowę patrząc wprost w jego oczy.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? To idę.
Oczywiście, że nie idę, bo mija moment a jego dłoń łapie moją i zagradza możliwość jakiegokolwiek odejścia.
- Powiedz mi, czemu miałabym zostać i stać z tobą i moknąć.
- 25 maja.
Spojrzał na mnie po raz ostatni i ruszył przed siebie. Przełknęłam ślinę i opatuliłam się mocniej bluzą.
- 25 maja.
Powtarzam.
-25 maja.- zastygam.- To niemożliwe, przecież...
I wtedy wszystko się zmieniło.
~~~~~~~
CZYTASZ
caustic • Taco Hemingway
Fanfictionbyłem zmarźnięty, a ona w największą burzę stulecia złapała mnie za rękę i powiedziała, że idziemy szukać słońca.