six🌹

1.2K 93 312
                                    

Od dziecka nienawidziłam rozmów, w których głównym tematem była praca.

Wiedziałam, że koniec końców będę musiała ruszyć w świat, a dzieciństwo zniknie zanim się obejrzę. Zdawałam sobie sprawę, że kiedyś nie wpuszczą mnie już na dmuchany zamek, a kiedy stanę przy automatach z różnymi zabawkami, raczej pomyślą, że to dla mojej pociechy.

Te rozmowy zabierały mi też rodzinę. Na innym tle praca pozostawała postrzegana jako dręczące telefony i niespodziewane zmiany planów przez nagłe obowiązki. Niekiedy sprawiało nawet, że dziecko same po prostu przyzwyczajało się do braku miłości.

Dziś szczególnie mocno nienawidziłam tego tematu.

- Nie będzie dobrze, ale zagramy to najlepiej jak potrafimy.

Pogładziłam ciemną sukienkę, która falbanami opadała mi na uda. Wysokie, spowalniające mnie koturny i jedyna torebka od Chanel - bezsensowny przepych.

Ale to nie sobie miałam się dzisiaj podobać.

- Będę cię trzymał, żeby wyglądało, że potrafisz na nich chodzić- zachichotałam cicho, a blondyn uśmiechnął się serdecznie.

Jego biała, wręcz nieskazitelna koszula zakryta była czarną marynarką pod którą odznaczał się zegarek od Wellingtona. Ciemne spodnie, a pod nimi również tego samego koloru sneakersy.

- Włożyłam dzisiaj wszystko, co miałam nadroższe w szafie- wzdrygnęłam się widząc miejsce naszego spotkania.- Więc to ich na pewno zadowoli.

Miłosz przegładził włosy, które w porównaniu do codzienności dzisiaj ułożone były idealnie.

- Wchodzimy- szepnęłam, chcąc przegryźć wargę, ale nie mogłam. Pierdolona, ulubiona czerwona szminka widniała na moich ustach.
Byłam pewna, że jedyne co będziemy robić w tej restauracji to pić pieprzone drogie wino, więc na pewno kosmetyk pozostanie na mnie przez cały wieczór.

Z oddali zauważyłam moją mamę, więc ścisnęłam mocniej rękę rapera i ruszyłam do stolika.

- Kochanie, jesteście idealnie!- spojrzała na zegarek, a potem na mojego towarzysza. Kiedy w jej oczach zaszalały podekscytowane kurwiki, wiedziałam, że już przeliczyła jego wartość.

- Mamo, tato to jest Janek.

Usiadłam przy stoliku, wcześniej zdejmując płaszcz i wieszając na oparciu krzesła. Po przywitaniu się podszedł do nas kelner i złożone zamówienie było takie, jak myślałam.

- Cieszymy się, że możemy pana wreszcie poznać, to już pół roku minęło.

Rozglądnęłam się szukając kogokolwiek. Jeśli Kuba mnie wystawił lub żartował to chyba się zabiję.

- Nawet ponad, ale Nina miała bardzo dużo pracy, więc szybsze spotkanie z państwem miałoby krótki przebieg, a moi pracownicy mogliby nie uszanować faktu, iż w godzinach pracy dzwonić nie zależy.

Czterdziestopięciolatka przytaknęła z uśmiechem, na razie ''mój chłopak'' idealnie trafiał w jej gusta.

- Swoją drogą, gdzie twój szef?

- Um...- zająknęłam się.- Spóźni się.

- Nina opowiadała mi, że jest pani adwokatem, zastanawiam się, czy nie podjąć się jeszcze studiów prawniczych.

Miłosz, jak boga kocham, ratujesz mi dupe.

Przy stole zaczęła się żwawa rozmowa, a rodzicielka emanowała wręcz radością opowiadając o swoim zawodzie.

caustic • Taco HemingwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz