*Rozdział poprawiony*
***
- Sami nie damy rady.
- Thorinie...
- Potrzebujemy pomocy!
- Moja pani...
- Jesteście potomkami Durina, czy nie?! - podniosłam się na swoim miejscu - To jest obowiązek!
- Moja pani, rozumiem twój punkt widzenia, ale jestem pewien, że mój pan powiedziałby 'nie'. - odezwał się ostrożnie wysłannik z Dunladu.
Z pięciu krasnoludzkich królestw zjawili się sami wysłannicy swoich władców, jedynie Dain i ja z Thorinem osobiście reprezentowaliśmy nasze domy. Tak się akurat złożyło, że kuzyn Thorina przebywał akurat całkiem niedaleko Ered Luin, kiedy rozeszły się wieści o spotkaniu.
- Przykro mi, Arissa, ale ja również jestem na nie. - dorzucił Dain.
Reszta zgromadzonych zaczęła pomrukiwać podobne rzeczy. Moja cierpliwość zdawała się kończyć.
- 'Nie'... - wyśmiałam - 'Nie'?! Jesteśmy krasnoludami, to jest nasz dom!
- Wasz dom, Arissa. - trącił władca Żelaznych Wzgórz - Tak samo, jak wasza misja.
Podniosłam z niedowierzaniem brwi.
- Ach, tak. - pokiwałam głową - A czego mieszkańcy pomagali wam w najazdach orków? Poza waszymi miastami, czego mieszkańcy zginęli w obronie Żelaznych Wzgórz?!
- Orkowie to nie Smaug! - Dain też wstał - Jeden jego ruch i jest po nas! Tu nic nie wskóra nawet dziesięciotysięczna armia!
- Przynajmniej mając twoje wsparcie zyskalibyśmy większe szanse! Bez twoich krasnoludów ile nas będzie? Piętnaście osób!? I tak mamy pokonać smoka?!
- Wiesz, że uważam, iż nie powinniście nawet próbować! - podniósł głos - Możliwe, że nie dotrzecie żywi do Góry!
- A kto z was pomyślał może o tych, którzy zginęli w ataku smoka? Ten gad leży na ich grobie ponad sto siedemdziesiąt lat, trzeba położyć temu kres!
- Czy naprawdę nikt oprócz nas nie byłby w stanie oddać życia za wolność ojczyzny dla naszych ludzi?! - dołączył się Thorin.
Zebrani odwrócili wzrok. Wysłannikom ciężko było mówić w imieniu ich panów i podejmować na ich miejscu decyzje, ale liczyłam, że chociażby Dain jako bliższy z krewnych nas wesprze.
- Już powiedziałem, jaka jest moja decyzja w tej sprawie. - odezwał się władca Żelaznych Wzgórz - Przykro mi, ale nie pomożemy wam.
Przełknęłam ślinę i wypuściłam rozczarowana powietrze.
- Dobrze. - mruknęłam - Ale to nie mnie będzie głupio, kiedy nasza wyprawa się powiedzie! - warknęłam przez ramię, po czym wyszłam z sali, zatrzaskując za sobą drzwi wejściowe.
Skierowałam się do pokoju, który razem z mężem dostałam na noc i usiadłam na łóżku, wpatrując się beznamiętnie w drewnianą ścianę na przeciwko. Mój ukochany doszedł do mnie po paru minutach. Usiadł obok i objął mnie pocieszająco ramieniem.
- Przykro mi, że się nie udało. - powiedziałam cicho - Wiem, że ci na tym zależy...
- Spodziewałem się tego. Jak widać, nie każdy ma marzenia takie jak my. - odparł tym samym tonem głosu.
Oparłam głowę o jego ramię z westchnieniem.
- Może mamy jeszcze jakieś szanse... - odezwałam się - Może nam się jeszcze udać...
- Odnoszę wrażenie, że nie za bardzo w to wierzysz. - posłał mi znaczące spojrzenie.
- Ja... ja nie... ehhh, sama nie wiem. - schowałam twarz w dłoniach - Przepraszam, naprawdę próbuję uwierzyć, ale to jest nie możliwe.
- A jednak idziesz z nami. - zauważył - Mimo tego, że jesteś pewna, iż poniesiemy klęskę i tam zginiemy.
- Lepiej spróbować i ponieść klęskę niż nie próbować wcale. - uśmiechnęłam się półgębkiem - Poza tym, jeśli mamy tam zginąć, zginiemy razem.
***
- Wiesz, gdzie idziemy? - zapytałam po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny.
- Tak, doskonale wiem, gdzie idziemy. - odparł zirytowany Thorin.
- Na pewno? Mam wrażenie, że już tutaj byliśmy.
Do Shire dotarliśmy bezbłędnie. Idealnie znaleźliśmy się na miejscu w ustalonym dniu, ale zgubiliśmy się już w samym Hobbitonie, a do tego zaczęło jeszcze trochę padać. Kuce zostawiliśmy przy pobliskiej karczmie, a dalej szliśmy pieszo, co dodatkowo nas spowalniało.
- Zgubiliśmy się, zdajesz sobie z tego sprawę? - zwróciłam się do męża.
- Ciężko nie zdawać sobie z tego sprawy, kiedy co chwilę mi to wypominasz. - mruknął - Nie moja wina, że te ich domki wyglądają tak samo.
- Na drzwiach miał być znak. - przypomniałam - Wiesz jaki?
- Krasnoludzka runa. Tyle mi Gandalf powiedział.
- Bardzo pomocne. - prychnęłam - Jak zaraz nie znajdziemy tej przeklętej norki, przysięgam na Valarów, uduszę tego czarodzieja!
- Czekaj... tędy chyba jeszcze szliśmy. - powiedział w końcu, wskazując ręką na ścieżkę, prowadzącą na czubek wzniesienia.
- Dobra, chodź. I tak już bardziej zgubić się chyba nie możemy. - westchnęłam.
Zgodnie z sugestią krasnoluda podążyliśmy drogą na górę. Ku mojej radości doszły nasz głośne śpiewy z jednej z norek. Zaraz potem na zielonych drzwiach ujrzeliśmy świecącą, błękitną runę i z oddechem pełnym ulgi weszliśmy przez furtkę, a potem schodkami pod drzwi.
Gdy Thorin zapukał potężnie w drewniane wejście, śpiewy ucichły, a do naszych uszu dotarły kroki. Po kliknięciu zamka drzwi się otworzyły, a my przenieśliśmy wzrok na wnętrze, gdzie czekała nasza wierna kompania.
CZYTASZ
Forever together
FantasyŻycie Arissy nigdy nie było nudne ani kolorowe, jednak wszystko diametralnie się zmienia kiedy spotyka Thorina. Potem poszło tak szybko - pierwszy pocałunek, wesele. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek schodki, które nieustannie się pojawiały. Czy...