Rozdział 15: Narada i przybycie do Bag End

1.3K 56 5
                                    

*Rozdział poprawiony*

***

- Sami nie damy rady.

- Thorinie...

- Potrzebujemy pomocy!

- Moja pani...

- Jesteście potomkami Durina, czy nie?! - podniosłam się na swoim miejscu - To jest obowiązek!

- Moja pani, rozumiem twój punkt widzenia, ale jestem pewien, że mój pan powiedziałby 'nie'. - odezwał się ostrożnie wysłannik z Dunladu.

Z pięciu krasnoludzkich królestw zjawili się sami wysłannicy swoich władców, jedynie Dain i ja z Thorinem osobiście reprezentowaliśmy nasze domy. Tak się akurat złożyło, że kuzyn Thorina przebywał akurat całkiem niedaleko Ered Luin, kiedy rozeszły się wieści o spotkaniu.

- Przykro mi, Arissa, ale ja również jestem na nie. - dorzucił Dain.

Reszta zgromadzonych zaczęła pomrukiwać podobne rzeczy. Moja cierpliwość zdawała się kończyć.

- 'Nie'... - wyśmiałam - 'Nie'?! Jesteśmy krasnoludami, to jest nasz dom! 

- Wasz dom, Arissa. - trącił władca Żelaznych Wzgórz - Tak samo, jak wasza misja.

Podniosłam z niedowierzaniem brwi.

- Ach, tak. - pokiwałam głową - A czego mieszkańcy pomagali wam w najazdach orków? Poza waszymi miastami, czego mieszkańcy zginęli w obronie Żelaznych Wzgórz?!

- Orkowie to nie Smaug! - Dain też wstał - Jeden jego ruch i jest po nas! Tu nic nie wskóra nawet dziesięciotysięczna armia!

- Przynajmniej mając twoje wsparcie zyskalibyśmy większe szanse! Bez twoich krasnoludów ile nas będzie? Piętnaście osób!? I tak mamy pokonać smoka?!

- Wiesz, że uważam, iż nie powinniście nawet próbować! - podniósł głos - Możliwe, że nie dotrzecie żywi do Góry!

- A kto z was pomyślał może o tych, którzy zginęli w ataku smoka? Ten gad leży na ich grobie ponad sto siedemdziesiąt lat, trzeba położyć temu kres!

- Czy naprawdę nikt oprócz nas nie byłby w stanie oddać życia za wolność ojczyzny dla  naszych ludzi?! - dołączył się Thorin.

Zebrani odwrócili wzrok. Wysłannikom ciężko było mówić w imieniu ich panów i podejmować na ich miejscu decyzje, ale liczyłam, że chociażby Dain jako bliższy z krewnych nas wesprze.

- Już powiedziałem, jaka jest moja decyzja w tej sprawie.  - odezwał się władca Żelaznych Wzgórz - Przykro mi, ale nie pomożemy wam.

Przełknęłam ślinę i wypuściłam rozczarowana powietrze.

- Dobrze. - mruknęłam - Ale to nie mnie będzie głupio, kiedy nasza wyprawa się powiedzie! - warknęłam przez ramię, po czym wyszłam z sali, zatrzaskując za sobą drzwi wejściowe.

Skierowałam się do pokoju, który razem z mężem dostałam na noc i usiadłam na łóżku, wpatrując się beznamiętnie w drewnianą ścianę na przeciwko. Mój ukochany doszedł do mnie po paru minutach. Usiadł obok i objął mnie pocieszająco ramieniem.

- Przykro mi, że się nie udało. - powiedziałam cicho - Wiem, że ci na tym zależy...

- Spodziewałem się tego. Jak widać, nie każdy ma marzenia takie jak my. - odparł tym samym tonem głosu.

Oparłam głowę o jego ramię z westchnieniem.

- Może mamy jeszcze jakieś szanse... - odezwałam się - Może nam się jeszcze udać...

- Odnoszę wrażenie, że nie za bardzo w to wierzysz. - posłał mi znaczące spojrzenie.

- Ja... ja nie... ehhh, sama nie wiem. - schowałam twarz w dłoniach - Przepraszam, naprawdę próbuję uwierzyć, ale to jest nie możliwe.

- A jednak idziesz z nami. - zauważył - Mimo tego, że jesteś pewna, iż poniesiemy klęskę i tam zginiemy.

- Lepiej spróbować i ponieść klęskę niż nie próbować wcale. - uśmiechnęłam się półgębkiem - Poza tym, jeśli mamy tam zginąć, zginiemy razem. 

***

- Wiesz, gdzie idziemy? - zapytałam po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny.

- Tak, doskonale wiem, gdzie idziemy. - odparł zirytowany Thorin.

- Na pewno? Mam wrażenie, że już tutaj byliśmy.

Do Shire dotarliśmy bezbłędnie. Idealnie znaleźliśmy się na miejscu w ustalonym dniu, ale zgubiliśmy się już w samym Hobbitonie, a do tego zaczęło jeszcze trochę padać. Kuce zostawiliśmy przy pobliskiej karczmie, a dalej szliśmy pieszo, co dodatkowo nas spowalniało.

- Zgubiliśmy się, zdajesz sobie z tego sprawę? - zwróciłam się do męża.

- Ciężko nie zdawać sobie z tego sprawy, kiedy co chwilę mi to wypominasz. - mruknął - Nie moja wina, że te ich domki wyglądają tak samo.

- Na drzwiach miał być znak. - przypomniałam - Wiesz jaki?

- Krasnoludzka runa. Tyle mi Gandalf powiedział.

- Bardzo pomocne. - prychnęłam - Jak zaraz nie znajdziemy tej przeklętej norki, przysięgam na Valarów, uduszę tego czarodzieja!

- Czekaj... tędy chyba jeszcze szliśmy. - powiedział w końcu, wskazując ręką na ścieżkę, prowadzącą na czubek wzniesienia.

- Dobra, chodź. I tak już bardziej zgubić się chyba nie możemy. - westchnęłam.

Zgodnie z sugestią krasnoluda podążyliśmy drogą na górę. Ku mojej radości doszły nasz głośne śpiewy z jednej z norek. Zaraz potem na zielonych drzwiach ujrzeliśmy świecącą, błękitną runę i z oddechem pełnym ulgi weszliśmy przez furtkę, a potem schodkami pod drzwi.

Gdy Thorin zapukał potężnie w drewniane wejście, śpiewy ucichły, a do naszych uszu dotarły kroki. Po kliknięciu zamka drzwi się otworzyły, a my przenieśliśmy wzrok na wnętrze, gdzie czekała nasza wierna kompania.










Forever togetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz