Rozdział 43: Nieudane negocjacje

796 37 7
                                    

Niedługo po tym, jak przybyli kompani z Esgaroth zostali gorąco powitani przez resztę, Thorin przyszedł i rozkazał szukac Arcyklejnotu, czym od razu zgasił całą radośc. Na chwilę obecną, po tym co mi zrobił ostatnio, kiedy z nim rozmawiałam, nie miałam specjalnie ochoty mu się sprzeciwiac.

Zagonił wszystkich do skarbca, a sam grzebiącym w złocie krasnoludom przyglądał się z balkonu. Już nie raz i nie dwa potknęłam się i wylądowałam w stercie złotych monet. Co chwilę  w moje oczy rzucały się pojedyncze rubiny, czy szmaragdy oraz przeróżne wyroby z klejnotów, jednak po Klejnocie Króla nie było śladu. 

- Macie coś? 

- Ani śladu!

- Szukajcie dalej - odparł lekceważąco Dębowa Tarcza - Szukajcie aż znajdziecie!

W morzu cennych kamieni siedzieliśmy już kilka godzin, ale nadal bez efektów. Widziałam, jak w pewnym momencie Thorin odwrócił się w drugą stronę, więc wykorzystałam to i wygrzebałam się spomiędzy złota, po czym weszłam po schodach na podwyższenie, gdzie stał.

- Thorin, siedzimy w tym skarbcu już pół dnia, daj im odpocząc! - krzyknęłam, mając dosyc tego wszystkiego.

Krasnolud obrócił się do mnie i obrzucił mrocznym spojrzeniem.

- Nikt stąd nie wyjdzie, dopóki Arcyklejnot się nie znajdzie - warknął.

- To nie są zwierzęta! - zdenerwowałam się - Nie mogą ciągle ci usługiwac, a ty nie możesz ich tak traktowac!

- Nie podnoś na mnie głosu! - ostrzegł, sprawiając, że niektórzy towarzysze podnieśli głowy, by zobaczyc co się dzieje.

- Staram ci się przemówic do rozumu! Skoro tak bardzo chcesz go znaleźc, to dlaczego sam nie poszukasz?!

- Jestem królem i mam od tego ludzi!

- Prawdziwy król nigdy by tak nie powiedział!

- Trzymaj język za zębami i lepiej bierz się do roboty! - krzyknął, jednak nie ruszyłam się z miejsca.

- Nie widzisz?! Nikomu nie zależy na tym kamieniu tak, jak tobie! Stajesz się jak twój dziadek!!!

- NIE JESTEM JAK MÓJ DZIADEK! - ryknął. 

Potem wszystko stało się tak szybko...

W ułamku sekundy dostałam pięścią prosto w nos z taką siłą, że musiałam się podtrzymac barierki, żeby nie upaśc na podłogę.

- Thorinie... - sapnął Bilbo, stojący niedaleko.

Dotknęłam delikatnie opuszkami bolącego miejsca, a kiedy odsunęłam je od twarzy zobaczyłam na palcach czerwoną ciecz.

Drżąc, wyprostowałam się i spojrzałam przerażona na męża.

- Masz rację... - szepnęłam chwiejnie - Nie jesteś jak Thrór...

Wzięłam głęboki wdech, starając się opanowac.

- JESTEŚ JESZCZE GORSZY NIŻ ON!!! - wydarłam się i wybiegłam korytarzem.

Pędziłam, jakby ścigało mnie stado wargów, uważając, żeby się nie wywalic, bo oczy miałam całe zalane łzami, które strumieniami spływały mi policzkach. 

Przebiegłam spory kawał i znalazłam się w mojej komnacie. Migiem zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami, starając się złapac oddech.

Nie mając siły, żeby utrzymac się na nogach, ocierając plecami o wejście, zjechałam na podłogę i podwinęłam kolana. Wpatrywałam się nieobecnie w ścianę na przeciwko.

Forever togetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz