Rozdział 10: Nie powinno mnie tu być

1.4K 61 12
                                    

*Rozdział poprawiony*

***

- Arissa, proszę cię, uspokój się. - błagał Thorin, trzymając mnie za ramiona.

- Nie! - wykrzyknęłam - Nie uspokoję się, dopóki nie zobaczę się z ojcem!

- To nic nie da, musisz po prostu zaczekac!

W końcu Thorinowi udało się posadzic mnie na kłodzie przy jednym z namiotów medycznych. Na całe szczęście, w końcu znalazłam mojego tatę, ale nie widziałam go jeszcze. Nie pozwolili mi wejśc do środka.

- Dwalin - odezwał się w pewnym momencie, widząc przechodzącego przyjaciela - Jakieś wieści o moim ojcu?

- Przykro mi, ale nic. - pokręcił głową wojownik - Znaleźliśmy jeszcze siedmiu, ale prawdopodobnie nie przeżyją tego.

Mój mąż westchnął głęboko.

- Dzięki... gdybyś cokolwiek wiedział, daj mi znac.

Kiedy Dwalin odszedł, objęłam ukochanego ramieniem i oparłam swoje czoło o brzeg jego głowy.

Zamiast go pocieszac, krzyczałam i szarpałam się z nim, jak jakieś dziecko, któremu nie pozwolono zjeśc deseru. Stracił dziadka, jego ojciec zaginął, a brat leżał w ciężkim stanie. Co ze mnie za żona...?

- Przepraszam... - powiedziałam cicho - Martwię się, myślę o sobie, a powinnam cię wspierac...

- Nie, nie jestem zły. - zaprzeczył - Rozumiem cię, boisz się o niego.

- Czuję się okropnie. - przyznałam, przecierając twarz dłońmi - Moja rodzina umiera, a ja nie mogę nic na to poradzic.

- Może przejdziemy do Frerina? - zaproponował - Nie sądzę, że prędko pozwolą nam wejśc.

- W porządku, chodźmy. - skinęłam głową.

Przechodząc przez wąskie dróżki między namiotami z rannymi żołnierzami, zaczynałam zdawac sobie sprawę, że nie powinno mnie tu byc. Nie dając za wygraną, kiedy mimo rad bliskich ruszyłam na wojnę, tak naprawdę nie miałam pojęcia, na co się piszę. Owszem, wyobrażałam sobie zacięte starcia pomiędzy naszymi wojskami, byłam świadoma, że nasza armia na pewno nie wróci do Dunlandu w całości, ale nie spodziewałam się tego...

Dopiero teraz jednak, zobaczyłam całe zło, jakie sprowadziła ze sobą wojna. Wszędzie słyszałam krzyki, pełno było porozrzucanych zakrwawionych materiałów. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam stan Frerina, od razu domyśliłam się, że krasnolud ma marne szanse na przeżycie. 

To mnie przerażało.

Sam fakt na oczekiwanie tego, co nieuniknione jest straszny.

Weszliśmy po cichu do środka. W powietrzu unosił się zapach, przez którego zawartośc żołądka podskakiwała mi do gardła - jakieś śmierdzące lecznicze mieszanki, krew...

Zbliżyliśmy się do prowizorycznego łóżka, na którym leżał brat Thorina. Wyglądał okropnie... gdyby nie unosząca się lekko klatka piersiowa, można by pomyślec, że jest martwy. Brązowe włosy rozrzucone były w nieładzie po poduszce, twarz cała we krwi i ziemi. Czułam, jakby przesiąknięty bordową cieczą bandaż patrzył się na mnie z szyderczym uśmiechem i szeptał: 'On umrze'.

Krasnolud uchylił powieki na odgłos naszych butów, uderzających o grunt.

- Jak się czujesz, bracie? - zapytał Thorin, kładąc dłoń na czole bruneta.

- Jakby przejechała mnie armia na koniach. - odparł chrapliwie.

- Jest może coś, co możemy dla ciebie zrobic? - odezwałam się, patrząc na niego ze zmartwieniem.

Forever togetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz