Rozdział 18: Starcie z żywiołem i wspomnienia z Morii

1.4K 56 4
                                    

*Rozdział poprawiony*

Trzy dni po opuszczeniu Hobbitonu wyjechaliśmy poza ostatnie zabudowania i znaleźliśmy się już na pustych, niezamieszkałych terenach. Na nasze nieszczęście wczoraj wieczorem zaczęło potężnie padać. Mieliśmy nadzieję, że przez noc ta ulewa się uspokoi, jednak następnego ranka woda dalej kapała z nieba. 

Martwiłam się nieco, bo według niewielkiej mapy, którą wzięliśmy by bezbłędnie wyprowadzić kompanię z Shire, czekała nas przeprawa przez rzekę. Oczywiście w tym miejscu mostu nie było, znajdował się paręnaście stai na północ, bo tam położona była mała mieścinka, na tamten moment będąca najbliższymi zabudowaniami. 

Z powodu intensywnych opadów ziemia ugniatała się pod kopytami kuców obarczonych ciężkimi bagażami. Zmarszczyłam brwi, kiedy zobaczyłam przed nami spienioną wodę rzeki, która widocznie wezbrała po całej nocy deszczu. 

- Musimy przedostać się na drugą stronę. - odezwał się Thorin głośnym głosem - Pójdę pierwszy, wszyscy za mną, pojedynczo.

- Mamy jeszcze jednego kucyka. - zauważyłam - Ten, który nosi część rzeczy, ale nikt na nim nie jeździ, jak go przeprowadzimy?

- Ja mogę! - Kili chętnie podniósł rękę - Daisy da sobie sama radę, prawda, Daisy? - zwrócił się do swojego kuca, który zarżał cicho w zgodzie.

- W porządku. - kiwnęłam głową.

Z niepokojem obserwowałam, jak mój ukochany wprowadza swojego wierzchowca do rwącej wody. Bungo niechętnie, ale posłuchał rozkazów swojego jeźdźca i powoli zanurzył kopyta w rzece. Widziałam, że poziom wody sięgał kucykowi nieco powyżej brzucha, więc trzeba było podnieść nogi, by nie wykąpać swoich butów.

- Są tu kamienie, położone trochę wyżej niż dno. - usłyszałam, jak Thorin próbuje przekrzyczeć szum nurtu - Można po nich przejść, ale są bardzo śliskie.

Kiedy krasnolud znalazł się już na przeciwległym brzegu, ruszyłam jego śladem. Ithil szedł tą samą dróżką, co kucyk mojego męża. Nie widziałam jednak dna, więc nie mogłam wiedzieć, czy stąpa po bezpiecznych kamieniach. 

W pewnym momencie ścisnęłam kurczowo uzdę, czując, że kopyto zsunęło mu się ze śliskiego kamienia pod wodą. Przesunęłam się nieco wraz z siodłem na lewą stronę, ale przycisnęłam mocno łydki do boków ogiera, więc nie spadłam. Kucyk prychnął niespokojnie, ale ruszył dalej.

- W porządku. - uspokoiłam go, gładząc po szyi - Noro lim, Ithil.

Wypuściłam powietrze, nawet nie widząc, że wstrzymałam oddech, kiedy znalazłam się już na stabilnym gruncie. Następnie szła Daisy, która mimo braku jeźdźca dała sobie świetnie radę i po chwili czekała już  z nami na drugim brzegu. Óin i Glóin przeszli następni, po nich Bofur, Balin i Fili, a następnie szedł Kili na naszym bagażowym kucyku. Ktoś musiał na nim siedzieć podczas przejścia przez rzekę, bo był bardzo płochliwy.

- Delta! - zagwizdałam, chcąc zachęcić wystraszonego kuca do wejścia do rzeki.

- W porządku, ciociu! Mam wszystko pod kontrolą! - odkrzyknął mi Kili.

Wykorzystując chwilę, którą zagwarantowała mi przeprawa pozostałych towarzyszy przez rzekę, zsiadłam z Ithila i spróbowałam poprawić siodło, które podczas potknięcia w wodzie nieco się przekrzywiło.

Chwilę po tym, jak zaczęłam majstrować przy pasku, trzymającym siedzenie na jego miejscu, usłyszałam paniczne rżenie kuca, krzyk mojego siostrzeńca oraz potężny plusk wody. Błyskawicznie odwróciłam się w kierunku odgłosu.

Forever togetherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz