*Rozdział poprawiony*
Chwyciłam leżącą przede mną kartkę, zgniotłam i cisnęłam w kąt. To była już chyba setna próba napisania przeze mnie listu do męża. Chciałam pokazać mu, że żyję, ale jednocześnie nie mówić mu gdzie jestem, do tego musiałam uważać, żeby nie zawrzeć w wiadomości za dużo informacji, gdyby ta trafiła do kogoś, do kogo trafić nie powinna.
Gdybym napisała, że jestem w Rivendell, a orkowie dobraliby się do tego listu, znaleźliby mnie i zabili. Natomiast gdyby Thorin dowiedział się, że tu jestem, przyszedłby po mnie i przy okazji zabił elfy.
Te dwie opcje więc odpadały.
Gdybym tylko miała dostęp do jednego z naszych kruków, bez problemu przekazałabym ukochanemu wszystko, co potrzebowałam. Orkowie są przecież tak durni i tępi, że za nic nie domyśliliby się nawet, że ptak może coś powiedzieć, a co dopiero go zrozumieli.
Nasze ptaki przelatują nad tymi terenami niezwykle rzadko - tylko, kiedy chcemy porozumieć się z Dainem. Do Gór Szarych wykorzystują drogę o wiele bardziej na północ.
Z westchnieniem walnęłam czołem o biurko, próbując pobudzić szare komórki do działania.
Orkowie mogą myśleć, że nie żyję... a każda wiadomość ode mnie, jaka by do nich trafiła zniszczyłaby tę szansę. Tak naprawdę, to miałam tylko dwa wyjścia - albo wszyscy wiedzą, że żyję, Thorin jest wniebowzięty, a orkowie napadaliby miasteczka w poszukiwaniu mnie, albo nikt nie będzie o mnie wiedział.
Nie chciałam, żeby moja rodzina cierpiała, ale równie bardzo nie chciałam, żeby z mojej winy coś się stało moim ludziom. W takiej sytuacji druga opcja była jednak lepsza. Jeśli chciałam dla tego świata dobrze, to lepiej, żebym z niego jak na razie zniknęła... Moja 'śmierć' była w tej chwili najlepszym rozwiązaniem.
***
Jak co dzień wstałam z łóżka, przemyłam twarz, ubrałam się i podeszłam do szafy po jakiś pasek. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, w moje oczy rzuciło się czarne, włochate stworzonko na ośmiu nóżkach, siedzące na materiale jednej z sukienek.
W mgnieniu oka odskoczyłam od mebla z piskiem, chwytając w międzyczasie krzesło i wystawiając je przed siebie. Ostrożnie wycofałam się w stronę drzwi, szybko je za sobą zatrzasnęłam i oparłam się o nie plecami.
Oczywiście, że to nie był przypadek.
Zawsze dbano, by w moim pokoju nie było pająków i doskonale wiedziałam, kto wykorzystał mój strach przed nimi.
- ELLADAN I ELROHIR! JEŚLI TO WASZA SPRAWKA, TO UKATRUPIĘ WAS NA ŚMIERć! - wydarłam się ruszyłam korytarzem.
Domyśliłam się, że to była zemsta - widocznie nie spodobał im się kolor włosów, po wypiciu wina z moim małym dodatkiem.
Ponieważ przeszłam już kilka korytarzy, a dalej ich nie znalazłam, udałam się prosto do biura Elronda. Zamaszystym ruchem pchnęłam wielkie drzwi, bez problemu je otwierając i wparowałam do pomieszczenia.
- Elrondzie, jeżeli w najbliższym czasie nie opanujesz swoich synów, to przysięgam ci, że niedługo im coś zrobię! - ostrzegłam, wchodząc ciężkim krokiem do środka.
Zatrzymałam się tak szybko, jak znalazłam się w pokoju, kiedy dwójka przebywających osób gwałtownie poderwała głowy na moje nagłe wtargnięcie.
- Oł... Przeszkodziłam w czymś...? - zmieszałam się i schowałam kosmyk włosów za ucho.
- Sądzę, że skończyliśmy. - odparł uspokajająco Elrond - Mithradirze?
CZYTASZ
Forever together
FantasíaŻycie Arissy nigdy nie było nudne ani kolorowe, jednak wszystko diametralnie się zmienia kiedy spotyka Thorina. Potem poszło tak szybko - pierwszy pocałunek, wesele. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek schodki, które nieustannie się pojawiały. Czy...