8. Mój Defekt

397 53 15
                                        

Miriam Pov's

Leżałam w łóżku i czytałam książkę o nowym oprogramowaniu które ma wejść na rynek w przyszłym roku. Litery rozmazywały mi się przed oczami. Gdzie są moje cholerne okulary, kiedy ich potrzebuje?

Podniosłam się z łóżka i poniosłam swoje ciało do biurka. Było zimno, pieprzona jesień. Chwyciłam potrzebny mi przedmiot i już szłam do łóżka, kiedy usłyszałam hałas dobiegający z dołu. Na początku myślałam, że to tata jak zwykle coś przewrócił. Więc to zignorowałam ale hałas nie ustawał tylko się nasilał. Przestraszyłam się i chwyciłam za swój stary kij bejsbolowy. Tata chciał mi wmówić, że będę dobrym graczem. Niestety.

Ruszyłam ostrożnie w dół. Ojciec jak zwykle spał tak mocno, że nic nie słyszał. Podeszłam do drzwi i lekko je pchnęłam, wzięłam zamach a mój kij zatrzymał się przed twarzą ( a raczej tym co z tej twarzy zostało) Connora. Przełożyłam dłoń do ust. Wyglądał jak wrak. Złapałam go w ostatniej chwili. Upadał.

– Boże, Connor kto ci to zrobił?! – powiedziałam szeptem. Jakby ojciec to zobaczył to pewnie zabroniłby mu pomóc.

Nagle cały żal ze mnie uleciał. Już nie byłam na niego zła. Wszystko odpłynęło w niepamięć a miejsce złości zastąpiła troska i strach o jego życie.

Connor wyjąkał coś ale nie byłam w stanie tego zrozumieć. Uszkodzony przekaźnik. Wyglądał też, jakby kompletnie nie usłyszał tego co mówiłam. Chwyciłam go pod ramiona i zaczęłam ciągnąć w stronę schodów. Nie był wcale lekki ale liczyła się każda sekunda. Przeniesienie go po schodach było męczarnią. Nie tylko dla niego ale też dla mnie. Starałam się nie obudzić ojca i jednoczenie nie uszkodzić bardziej i tak już rannego Connora.

Kiedy byłam już w pokoju, pchnęłam go na łóżko a sama udałam się do garażu gdzie znajdowały się części zamienne które dostałam od Cyber Life, żeby ćwiczyć. Chociaż raz Kamski zrobił coś dobrego, dając mi ten zestaw.

Ruszyłam ze wszystkim na górę i o mało co nie wpadłam na ojca. Szedł do lodówki. Stanęłam w kącie i wstrzymałam oddech. Gdyby zobaczył mnie z pudłem części do androidów, napewno zacząłby coś podejrzewać. Kiedy wyjął z lodówki to co miał wyjąć, udał się do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Ruszyłam biegiem przez salon i wbiegłam po schodach na górę. Pchnęłam nogą drzwi i już byłam w swoim pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, na wszelki wypadek.

Connor leżał w tej samej pozycji w której go zostawiłam. Niebieska krew rozpływała się po mojej pościeli. Na ten moment miałam jednak ważniejsze rzeczy na głowie niż niebieska kołdra. Rzuciłam rzeczy na łóżko przy jego głowie i usiadłam na nim okrakiem. Mogło to wyglądać jednoznacznie ale tak było mi wygodniej. Obserwował mnie.

Otworzyłam panel na jego klatce piersiowej i przystąpiłam do dokładnych oględzin. Kilka kabli się odłączyło, poza tym niektóre organy były zgniecione. Starałam się robić wszystko bardzo delikatnie, naturalnie wiedziałam, że Connor nie czuje tego co robię. Zwyczajnie dla mnie była to operacja a pacjent nie powinien cierpieć.

Gdy zajęłam się jego klatką piersiową, przystąpiłam do naprawy głowy. Panel słuchowy był doszczętnie zniszczony, tak samo jak struny głosowe. Napastnicy nie mieli dla niego litości. Jak można być takim potworem? Przecież Connor jest najmniej konfliktowym Androidem pod słońcem. Pewnie byli to ci fanatycy wyeliminowania androidów. Ludzie są gorsi od maszyn.

Powtykałam wszystkie kabelki na swoje miejsce i podłączyłam mu kroplówkę z niebieską krwią. Stracił jej bardzo dużo.
Nie wiem co by z nim było gdyby czekał trochę dłużej. Biedny Connor.

Spojrzałam na jego twarz. Zrobiła się spokojniejsza, wszystkie oznaki przemocy zostały zniwelowane. Odpoczywał.

Zaczęłam dokładnie badać jego mimikę. Był doskonały. Wszystko miało idealne proporcje. Piękne brązowe oczy były lekko uchylone. Otaczały je gęste czarne rzęsy. Zgrabny nos i jego idealnie skrojone usta. Były lekko otwarte. Czarne gęste włosy, opadły pasmami na jego twarz. Nie mogłam się powstrzymać i przejechałam dłonią po jego gładkiej twarzy. Nawet się nie poruszył, tylko patrzył. Nie wyglądał jak maszyna. Dla mnie był człowiekiem.

Usłyszałam pikanie, sygnalizujące, że krew została dostarczona do każdej części ciała. Poziom został wyrównany. Connor był już sprawny.Odczepiłam kroplówkę od jego ramienia.

Connor podniósł się tak gwałtownie, że prawie upadłam z jego bioder. W ostatniej chwili złapał mnie za boki i przyciągnął do siebie. Wszystko we mnie podskoczyło gdy znalazł się tak blisko. Czułam, że serce wyskoczy mi zaraz z piersi.

Nie zamierzał zmieniać pozycji. Trwał przytulony do mnie a ja siedziałam na nim. Moje dłonie powędrowały na jego kark a przerwa która była między nami, została ostatecznie zamknięta. Byliśmy jednością. Wdychałam jego zapach. Tak, on miał swój zapach. Jak każdy człowiek. Zapach Connora uzależniał.

– dziękuje – powiedział w moje włosy. Powtarzał to kilka razy a ja gładziłam jego nagie plecy. Jego miękka skóra koiła nerwy które towarzyszyły mi gdy pojawił się w progu moich drzwi.

Ale coś było nie tak. Androidy nie ukazywały tak bliskich uczuć. Stało się coś czego nie mogłam przewidzieć. Connor który miał chwytać defekty, sam zaczął się w niego zmieniać. Connor stawał się defektem na moich oczach.

– powiedz mi co się stało – mruknęłam kiedy odsunęłam się od niego na tyle by nasze twarze znajdowały się blisko siebie. Patrzył mi prosto w oczy a ja topiłam się pod siłą uczuć w jego spojrzeniu. Cierpiał.

– napadli mnie kiedy wracałem od twojego ojca. Miriam, przepraszam, że byłem taki oschły.

Widziałam jak przez chwile jego spojrzenie pomknęło w innym kierunku. Czymś się zadręczał. Coś nie dawało mu spokoju.

– nie chodzi mi o to. Domyśliłam się, że ktoś cię napadł – uśmiechnęłam się lekko. Oddał uśmiech. Czułam jak rysuje palcem kółka na moich biodrach.

– chciałem się z tobą spotkać. Wysłałem ci wiadomość ale odpowiedź jaką od ciebie otrzymałem była jednoznaczna. Myślałem, że mnie nienawidzisz. – spojrzał na moje dłonie które spoczęły na jego piersi, bawiłam się końcówką jego krawata. – to twój ojciec mi odpowiedział.. – dodał. Było mu głupio. Nie chciał wydać mojego taty. Był doskonały. Niewiadomo Jak mój ojciec go gnębił, on zawsze nadstawiał drugi policzek.

To dlatego ojciec był taki miły. Udawał dobrego tatusia, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia. Tablet w kuchni.. zwyczajnie go wziął i zaczął wypisywać głupstwa. Nawet nie wiedziałam, że Connor coś do mnie napisał. A ojciec bardzo dobrze o tym wiedział i nic mi nie powiedział po tym co zrobił. Zachowywał się jakby nic się nie stało a ja mu głupia ufałam. Myślałam, że był taki dobry bo coś się zmienia a on zwyczajnie chciał się oczyścić z tego co zrobił. W tym momencie nienawidziłam go.

– jak on mógł? Myślałam, że mogę mu ufać a on... – nie zdążyłam dokończyć bo Connor złapał mój polik w swoją dłoń, tym samym zmuszając mnie bym na niego spojrzała. Po moim ciele przeszła kolejna fala przyjemnych dreszczy gdy jego skóra dotknęła mojej.

– on się o ciebie martwi, Miriam – odparł i pogładził swoim palcem moją skórę. Coś w środku mnie przeskoczyło. Ten dotyk był rozpraszający ale chciałam go więcej.

– On martwi się tylko o swój interes.

Spojrzałam znów w jego oczy i w bezruchu chłonęłam wzrokiem każdy centymetr jego twarzy. Jego oczy były jak narkotyk. Ich czerń zapraszała.

Nagle przyciągnął mnie do siebie a jego usta spoczęły na moich. Poczułam jak fajerwerki wybuchają w mojej głowie. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej a on trzymał mnie jakby nie chciał bym odeszła, już nigdy.

Mój defekt.

⭕️⭕️⭕️

Just MachineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz