Głęboki dół i trumna. Sypiący śnieg i chłód. Stałam nad krawędzią i patrzyłam jak najważniejsza osoba w moim życiu odchodzi, umyka przez palce niczym mgła. Serce pękało mi na miliony kawałków, głowa bolała od piętrzących się pytań a oczy piekły od płaczu. Prościej ujmując, miałam dość. Dość ciągłej walki, dość cierpienia i braku rezultatów. Gdy tylko jedna rzecz się udawała, druga musiała się spieprzyć. Myślałam, że jestem silna, że dam radę spojrzeć w te ciemne oczy ostatni raz i odejść, zrozumieć to jakoś ale nie potrafiłam. Chciałam żeby to wszystko dobiegło końca, żebym już nie musiała uczestniczyć w tym chorym przedstawieniu, żeby kurtyna raz a dobrze opadła i nikt nie czekał na bis, lecz to było tylko bezsensowne myślenie. Stwierdzenie tchórza. Nigdy nie czułam się tak samotna. Tak opuszczona i załamana. Cała moja duma odeszła, została zakopana razem z trumną.
Kilka osób kręciło się po cmentarzu na przedmieściach. Było ciemno a z oddali było słuchać odgłosy Detroit. Ludzi którzy spędzali święta razem, śpiewali kolędy, wymieniali się prezentami. Ogłuszający hałas reklam i bicie dzwonów w kościele a ja byłam tutaj. Przemarznięta i załamana. Czemu akurat teraz? Czemu w momencie kiedy tak bardzo cię potrzebuję? Nie mogłam zrozumieć. Nie chciałam rozumieć. Nie chciałam tu być, przeżywać tego kolejny raz. Mój brat a teraz ona...
— Tak bardzo cię kocham mamo, tak bardzo.... — łzy zalały moją twarz i zaczęłam się dławić. — Czemu ty? Byłaś najlepszym co spotkało mnie w życiu. Nigdy nikt tak bardzo mnie nie kochał. N-nie docenił mnie. — upadłam na kolana a zimny śnieg zaczął przywierać do mojego płaszcza.
— Zabije ich rozumiesz? Zabije wszystkich! — zaczęłam wrzeszczeć. W mojej głowie pojawił się obraz matki z dziurą postrzałową w piersi, leżącą w kuchni wśród odłamków stłuczonej szyby. Krew zaczęła we mnie wrzeć. Miałam gdzieś, że krzyczę. Teraz nie liczyło się nic. Za wiele spadło na moje barki. Zbyt wiele ode mnie wymagano. Histeryczny płacz nie kończył się. Moje ciało trzęsło się z zimna i wycieńczenia. Mimo to brnęłam w te drogę która do niczego nie prowadziła, poddawałam się. Czarne łapska strachu wciągały mnie w przepaść, ostre pazury raniły moją skórę i umysł. Chwytały za kostki. Nie mogłam się wydostać z czarnych odmętów rozpaczy.
— Uspokój się, skarbie proszę cię. Nie pomożesz jej już. — usłyszałam znajomy niski głos. Mój ojciec objął moje smukłe ciało i pomógł wstać. Tata. Tak dawno go nie widziałam a przyczyną naszego zejścia okazał się pogrzeb mamy. Życie płatało mi potworne figle.
— T-tato j-ja nie dam rady... Jestem sama— powiedziałam i mocniej go uścisnęłam. Łzy ściekały po jego kurtce zostawiając ciemne plamy, parowały na zimnie. Chłód smagał moją twarz niczym bat. Słona ciesz zostawiła smugi na polikach i spływała pod płaszcz.
— Nie jesteś sama. — Usłyszałam głos Marcusa. Android wyłonił się z ciemności. Długi płaszcz i kaptur sprawiły, że trudno było go rozpoznać. Na chwilę zastygłam w bezruchu. Nie mógł się tak afiszować. Ścigali go a jednak przyszedł tu, do grobu mojej matki. Przyszedł by dodać mi otuchy. Mój drogi Marcus. Gdy pojawił się w moim życiu wszystko się zmieniło.
— Pomogłaś nam. Jesteś jedną z nas. — dodał i zauważyłam jak za nim wychodzą kolejne postacie. Cmentarz zaczął wydawać się coraz mniejszy. Zbliżyła się do nas cała zgraja zakapturzonych androidów. Stanęli wokół grobu i zdjęli kaptury. Zrobiło mi się cieplej. Narażali się na niebezpieczeństwo przychodząc tutaj a jednak przybyli. Stali tu i ich spojrzenia były utkwione we mnie, pełne współczucia i wsparcia, choć tak naprawdę nawet nie znali mojej mamy.
— Twoja matka nieraz mi pomogła. Nigdy nie narzekała na trudności jakich jej przysporzyłem. Była cudowną kobietą. Kochałem ją, jak własną matkę której sam nigdy nie miałem. — powiedział przyjaciel a moje serce urosło dziesięciokrotnie, chociaż bolało.
CZYTASZ
Just Machine
FanfictionW świecie technologii, gdzie maszyny usługują ludziom, narasta bunt. Androidy chcą swoich praw. Czy w tym wszystkim znajdzie się miejsce na uczucie? Czy maszyna może kochać? Jeśli tak, to jakie będą tego konsekwencje?