9. Widocznie nikt nie nauczył go chodzić na smyczy.

11.4K 929 475
                                    

#withoutplansff

Mistie

Idziemy obok siebie powoli, nic nie mówiąc. Któryś z piesków czasami wyrywa się do przodu, gdy zauważa jakiś patyk albo drzewo godne obsikania.

— Spuściłbym je na chwilę ze smyczy — odzywa się Shawn, a ja patrzę na niego.

— Uciekną.

— To będziemy je łapać.

— Nie, lepiej zostańmy przy smyczach.

— Okej, jak chcesz nudziaro — prycha, a ja marszczę brwi, ale nie komentuję tego, co mówi. Nie mam siły się z nim kłócić. — Są kochane.

— Tak. Co chwila odwracają się, jakby się bały, że uciekliśmy.

— Takie pieski wielu rzeczy się boją. Mój też jest ze schroniska. Ale jest już stary, przebywa właśnie w klinice, po kolejnej operacji. Rodzice chcą go uśpić, a ja nie wyobrażam sobie życia bez niego. Razem dorastaliśmy. Oni tego nie rozumieją, bo to nie do nich przychodził i nie do nich się przytulał codziennie — mówi, uśmiechając się słabo, a mi mięknie serce. 

— Przykro mi.

— Daj spokój. Nie może ci być przykro, Mistie.

— Dlaczego?

— Bo nie współczuje się ludziom, którzy cię zranili.

— Nie współczuję ci. Przykro mi z powodu pieska. Poza tym, luz, jeszcze nie raz w życiu się na kimś przejadę.

— Możesz na mnie, żaden problem.

Wyczuwam w jego słowach podtekst i wywracam oczami. A zaczynało się robić miło. Nie odpowiadam na jego słowa, a on nie próbuje kontynuować rozmowy. Może to i lepiej. Przynajmniej nie będzie miał szansy na kolejne upokorzenie mnie.

Wracamy do schroniska prawie trzy i pół godziny później. Najchętniej chodziłabym z nimi jeszcze, ale zaczyna robić się ciemno, a jutro mam test z historii, na który nic nie umiem.

— Chyba daliśmy radę, co nie? — pytam cicho, a on kiwa głową.

— O, jesteście. Mama się bała, że je porwaliście. — W jednym z kojców stoi młody chłopak. Opiera się o łopatę, uśmiechając się przyjaźnie. Jest bardzo podobny do pani Amandy. Wychodzi z klatki, zdejmując rękawice z rąk. Rzuca je na ziemię. — Podałbym wam ręce, ale trzymacie smycze. Dajcie je, zamknę je.

Bierze ode mnie Fifi, która nie jest zbyt zadowolona z tego, że musi już wrócić do kojca. Kucam obok Eleny, głaszcząc ją za uszkiem. Jest naprawdę urocza. Ma długie, puchate uszka, dość długą sierść i czarny, uroczy nosek. Jest przecudowna. Wygląda jak mały karmelek.

— Ktoś tu się chyba zakochał — śmieje się chłopak, który z pomocą Shawna zdążył już zamknąć tamte dwa pieski. Bierze ją na ręce, głaszcząc po główce. — To Golden Retriever, jest zaczipowana. Wyrzucono ją trochę nieumyślnie. Jej właściciele mają sprawę w sądzie i odpowiedzą za to, co zrobili. A my szukamy jej domu. Jestem Erick.

— Mistie. — Uśmiecham się, głaszcząc pieska po pyszczku. Jest taka cudowna.

— Mistie, mam cię podrzucić, czy wrócisz sama? — pyta Shawn, przerywając mi miłą chwilę.

Wywracam oczyma i wstaję na proste nogi. Erick wkłada Elenę do kojca.

— Chce ci się mnie podwozić? Naprawdę? — unoszę brwi, a on wzrusza ramionami.

— Nie kłóciliśmy się dzisiaj za bardzo, skończmy miło ten dzień. Jeśli nie chcesz, żaden problem, możesz wracać na nogach.

— Nie, masz rację. Do jutra! — macham do blondyna, który odpowiada mi szerokim uśmiechem.

Without Plans | Shawn Mendes Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz