Część 2 - Tom

80 6 0
                                    


Potworna nuda była na tych spotkankach u profesora Slughorna, ale i tak na nie chodziłem, bo byłem jego ulubieńcem, a facet mógł mi się jeszcze przydać. No dobrze. Chodziłem tam także z innego powodu. Konkretnie jednej osoby. Dziewczyny.

- Ach, Tom. Czekaliśmy na ciebie. - Uśmiechnął się przyjaźnie Slughorn, gdy wślizgnąłem się do sali. Inni członkowie klubu ślimaka już siedzieli przy okrągłym stole, a mnie zostało ,,zaszczytne'' miejsce obok profesora. Szybko odnalazłem Jenny. Siedziała prawie naprzeciw mnie i uśmiechała się pod nosem. Wyglądała tak ładnie, jak zazwyczaj i poczułem kwitnące na szyi rumieńce. Poprawiłem kołnierzyk szaty.

- Przepraszam, panie profesorze. - Krzywo odwzajemniłem uśmiech, zajmując krzesło. Stół jak zwykle uginał się od jedzenia, ale poza Slughornem nikt sobie go nie nakładał.

- Ależ nic nie szkodzi - machnął ręką, upychając w usta sporą ilość ziemniaków. - Ważne, że się pojawiłeś. Mam coś do ogłoszenia. - Przełknął jedzenie i poklepał się po brzuchu. - Starsi uczniowie pewnie już domyślają się, o co chodzi. - Puścił oko do barczystego siódmoklasisty, który blado się uśmiechnął. - Tak, tak, moi młodzi. Zbliża się Boże Narodzenie, a to oznacza... bal.

Chyba każdy siódmoklasista w tym momencie zakrztusił się tym, co aktualnie pił. Znów zerknąłem na Jenny. Śmiała się do mnie. Slughorn zaklaskał w dłonie.

- Piętnastego grudnia punktualnie o siedemnastej. Możecie ze sobą przyprowadzić partnerów, a nawet zachęcałbym do tego. - Znów mrugnął okiem, wywołując tym razem rumieńce na policzkach dziewczyn. Jenny skromnie spuściła wzrok na stół, ale również wydawała się podniecona. Poczułem szybsze bicie serca. Oczywiście nie było tak, że byłem nieśmiały. Ale ja i ona mieliśmy niepisaną umowę o nieodzywaniu się do siebie. Tylko patrzyliśmy.

-No, Tom - nagle Slughorn mocno klepnął mnie w plecy. - Tylko się nam nie spóźnij. I przyprowadź jakąś damę. Prawda, Jenny?

Zaśmiałem się pod nosem, a Jenny zrobiła się cała różowa, mruknęła coś niewyraźnie i zaczęła duszkiem pić swoją lemoniadę. Bardzo chciałem ją zaprosić, ale to nie było takie łatwe. Byłem bożyszczem w Hogwarcie. Jakby to wyglądało, gdyby jeden z najpopularniejszych chłopaków (a raczej najpopularniejszy) zaprosiłby na przyjęcie jakąś szarą puchonkę? Musiałem dbać o szacunek moich kolegów i nie było to trudne przez większość czasu. Prócz tego przypadku.

Był listopad i został miesiąc do balu. A ja nie zaprosiłem Jenny przez następne cztery tygodnie, budząc się codziennie z koszmarnymi wyrzutami sumienia i z takimi samymi zasypiając.

Zanim NIM się stałem - Tom RiddleWhere stories live. Discover now