Wojna rozgrzała w całej Warszawie. Moje miasto. Moje biedne miasto. Płonie, by odzyskać upragnioną wolność. Czułem się silny. Znów żyję. Gdy złapałem za stena nie pohamowałem uśmiechu. Nareszcie zagram na nosie Ludwigowi i Ivanowi. Uwolnię się od nich, jeszcze tylko dwa, góra trzy dni. Damy radę. Trzeba wierzyć. Za Boga i za honor. Za moje ziemie, bezczelnie mi odebrane. Niech patrzą. Oto powstaję, kolejny już raz.
***
Właśnie walczyłem na barykadzie. Karabin wygrywał melodie, coraz to nowsze, wymyślniejsze. Wojna to chyba wspaniała kompozytorka. Gra na tylu instrumentach. Szkoda, że jej symfonie często oznaczają przecięcie nici życia wielu osób, niewinnych, bezbronnych, tych, którzy tylko chcieli wolności. W bolesny sposób każdy się o tym przekonywał, nie ważne, ile miał lat. Pierwszy raz boli okropnie, jednak następne wcale nie mniej. Ten, kto rozpętuje wojnę, jest potworem. Ten, kto rozpętuje ją w imię własnej ideologii i dla władzy, bogactwa i zachcianek - jeszcze większym.
Wiele moich towarzyszy broni padło, jednak wciąż utrzymywaliśmy barykadę. Dostałem w ramię. Krzyknąłem z bólu, który mnie przeszywał. Wtedy podbiegła do mnie chuda dziewczynka w błękitnej sukience. Miała dwa rozpadające się szatynowe warkocze, delikatną buźkę, jednak brudną od pyłu i z kilkoma zadrapaniami. Miała chyba trzynaście lat. Wzięła mnie pod pachy, i na klęczkach, ciągnęła mnie pod ścianę kamienicy w kąt. Posadziła mnie tam, odgarnęła niesforne kosmyki włosów z bladej twarzy i zaczęła grzebać w swojej dużej, podniszczonej torbie. Zdjęła ze mnie delikatnie moją panterkę. Wyjęła manierkę z czystą wodą i z zadziwiającą szybkością obmywała moją ranę.
- Jak się nazywasz? - spytałem się tej dziewczynki.
- Maria. - odpowiedziała cicho. - Ty musisz być Feliks. Wiem. Znam cię. Jesteś Polską, tak?
Pokiwałem głową. W takim razie dziewczyna była harcerką. Oni mnie znali, szczególnie ci z Warszawy. Chodziłem nie raz na ich zbiórki, jeździłem na obozy. Z kilkoma się nawet zapoznałem, ale mnie kojarzyli wszyscy.
- Sanitariuszka, co? - uśmiechnąłem się do niej dziarsko. To chyba dodało jej otuchy, bo ona sama się nieco rozpromieniła i pokiwała głową.
- Tak, pistoletu mi chyba jeszcze nie dadzą... - odpowiedziała. - Trochę zaboli. - Wyjęła sterylne szczypce i precyzyjnie namierzyła kulę i wyjęła z mojego ramienia. Syknąłem. Bolało jak cholera. Marysia wyciągnęła bandaż i opatrywała moją ranę. Robiła to naprawdę dobrze. Przez moją głowę przeszła myśl, że ostatnimi czasy musiała nabrać w tym niezwykłej wprawy. Zrobiło mi się przykro. Musiała zostawić dziecięce zabawy i poświęcić się walce o wolność. Walce o mnie.
- Boisz się? - zapytałem. - No wiesz... Tej całej okropnej wojny...
- Chciałabym powiedzieć, że nie, że się nie boję, ale ja chyba nie jestem tak odważna. Mimo tego jednak idę, nawet, jeśli czeka mnie pewna śmierć.
Zdziwiło mnie to. Przecież ona jest taka młodziutka, już myśli o takich rzeczach? Żebym to ja był zawsze taki uważny i roztropny...
- Wiesz, właśnie w tym tkwi twoja odwaga. Tylko głupiec największy udawałby teraz bohatera. - powiedziałem.
- W takim razie nie mam pojęcia, jak bardzo musiałby być ten ktoś ułomny. Przecież tu nie chodzi o medale.
- A o co tobie chodzi?
- Mi? O wolność, o Boga, Honor i Ojczyznę, o Dziś, Jutro i Pojutrze*.
CZYTASZ
Orle Skrzydła//APH POLAND ONE SHOTS
FanfictionOne Shoty oraz Drabble z Felkiem. Będzie tu łącznie 100 Drabbli, One Shotów i Headcannonów, a czas mam na to do 11 listopada. 100 lat od odzyskania niepodległości po zaborach mówi samo za siebie, nie? Robię to również z takiego powodu, że chcę się...