Otóż dostałam wezwanie. Miałam się zjawić w Londynie w polskiej ambasadzie. Przez prawie całą wojnę walczyłam w lesie, jako partyzantka, zostałam zrzucona jako Cichociemna, więc miłą odmianą była taka podróż. Inna sprawa, że po ostatnich przeżyciach musiałam sobie jakoś odreagować, tak jak kiedyś narzekałam na wyjeżdżanie w delegację, tak teraz po latach ciągłej walki była to dla mnie wręcz przyjemność. Tak właśnie znalazłam się tutaj, w chyba najbardziej deszczowym mieście świata, bez zbędnego marudzenia czy przeciągania, w nawet dobrym humorze.
Weszłam do wielkiego budynku, ostatecznie, po długim rozmyślaniu, bez pukania (w końcu to moja ambasada, nie?) i skierowałam się do umówionej sali. Oczekiwał tam na mnie Arthur, bo jakżeby inaczej, ale co mnie nieco zdziwiło, również Alfred. Zielonooki zachowywał, standardowo, poważną twarz bez żadnych emocji, natomiast drugi mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie i jakoś tak... pocieszająco? Nie wiem. Ja z przyzwyczajenia poprawiłam na sobie za duży, poprzecierany, w kilku miejscach porwany i pokrwawiony męski mundur i, co miałam w zwyczaju, uśmiechnęłam się zadziornie.
- Serwus, chłopaki! - przywitałam się pogodnie.
- Siema, dude! - zawołał Ameryka i przybił mi piątkę. Już za Kościuszki zdążyłam przyzwyczaić się do jego dziwacznych gestów i w sumie jako jedna z niewielu nie gromiłam co za nie wzrokiem.
- Witaj Polsko, musimy poważnie porozmawiać. - oznajmił Anglia podając mi dyplomatycznie rękę. - Usiądź. - wskazał mi krzesło. On sam usiadł za biurkiem, a Ameryka na biurku. Brytyjczyk posłał młodszemu tylko wkurzone, przepraszam, zdegustowane, spojrzenie, jednak ten sobie z tego nic nie zrobił.
- Dobrze, w takim razie, zaczynajmy. - odrzekłam.
- Świetnie. - zaczął Arthur. - Nie wiem, czy zostałaś powiadomiona o ostatniej konferencji brytyjsko-amerykańsko-rosyjskiej w Jałcie. Wiesz coś może na ten temat?
Niezwykle mnie to zaciekawiło. Musiała odbyć się strasznie niedawno, ponieważ jestem zawsze dobrze poinformowana. Fakt, do lasu wiadomości z frontów nie dochodzą błyskawicznie, ale jestem Cichociemną i zawsze jestem w miarę możliwości doedukowana, jeśli chodzi o najświeższe nowinki. A jeśli to jest takie ważne, by ściągnąć mnie aż do Londynu, to chyba powinnam o tym wiedzieć. Czy na tym spotkaniu wydarzyło się coś niezwykłego? Zżerała mnie ciekawość, ale również ogromny niepokój. Wojna już chyba skończona, nie może się to nagle jakoś drastycznie zmienić, sytuacja na frontach nie zmienia się z dnia na dzień. Prawda?
- Niestety, nic na ten temat nie wiem, jednak z chęcią się dowiem. Chyba mi powiecie, prawda?
- Oczywiście, że ci powiemy. - odrzekł Alfred. Jednak coś zmieniło się w jego głosie. Ostatnio takiego dziwnego tonu użył podczas swojej wojny o niepodległość. Już wiedziałam, że coś jest nie tak. - Otóż, od razu mówię, że postanowiliśmy dla ciebie i twojego narodu jak najlepiej. - Starałam się jak mogłam, by w moich oczach nie było widać strachu. Jednak denerwowałam się, czułam, że coś wisi w powietrzu. - Jestem bohaterem, nie popełniam złych decyzji! - dodał chłopak nieco niepewnie, szczególnie jak na niego.
- Widzisz, Felicjo... - powiedział Anglia monotonnie. - Wojna zmierza mu ostatecznemu końcowi. Wszyscy się z tego cieszą. Każdy kraj, nawet ci, którzy w niej nie uczestniczyli. Myślę, że ty tym bardziej. Widzisz doskonale jak wyglądasz ty, twoje państwo i w ogóle. Musisz się odbudować, odpocząć, potrzebujesz pomocy i te sprawy. Na pewno tak jak my nie chcesz przedłużać tego konfliktu, zależy nam na pokoju. Pokój jest bardzo ważny dla każdego. Powiedz, nie masz najmniejszej ochoty na następną wojnę, my to doskonale rozumiemy i widzimy. Walka jest skończona, nie będziemy jej kontynuować, tym bardziej, że druga strona również tego nie chce.
CZYTASZ
Orle Skrzydła//APH POLAND ONE SHOTS
FanfictionOne Shoty oraz Drabble z Felkiem. Będzie tu łącznie 100 Drabbli, One Shotów i Headcannonów, a czas mam na to do 11 listopada. 100 lat od odzyskania niepodległości po zaborach mówi samo za siebie, nie? Robię to również z takiego powodu, że chcę się...