#26 - Dosyć [polhun]

1.1K 68 23
                                    

(A.N.) Może zawierać przekleństwa, tu takie ostrzeżenie. No i teksty, które mogą urazić wszelką lewicę. Nie ma to oczywiście na celu nikogo wyśmiewać, z góry przepraszam, jeśli tak wyszło. No ale jedziemy!

Elizabeta siedziała przy stole i bębniła paznokciami o blat. Została zaproszona do Polski na kawę, jednak jak to z polską gościnnością bywa, została jeszcze na obiad. No i znając Feliksa, jeszcze na podwieczorek, kolację i debatę o tematyce polityczno-filozoficzno-religijnej, zakrapianej jakimś dobrym alkoholem, zwykle wódką.

- Ile chcesz bigosu? - zapytał z kuchni blondyn. Było to pytanie retoryczne. I tak nałoży więcej, niż pomieści talerz.

- Tak nie za dużo, dziękuję.

Oczywiście ta odpowiedź da tylko taki rezultat, że będzie może, ale to MOŻE, mniej dokładki.

Chwilę później Łukasiewicz wrócił z dwoma wielkimi talerzami na prawej ręce, karafką kompotu i kubkami w lewej i sztućcami w kieszeni dżinsów.

- Opowiadaj, Elka. Co u ciebie? Bambusy nie męczą? - zapytał Polak.

- Chodzi o uchodźców? Och, oni się nawet nie próbują bawić w skok przez płotki.

Zaśmiali się przy tym zdrowo. Feliks nalał kompotu do kubka swojej przyjaciółki.

- Poza tym, to raczej nic ciekawego. Tylko Austria miał w zeszłym tygodniu jakiś napad, bo przylazł do mnie przepraszając za to, że traktował mnie jak siłę roboczą przykutą do zlewu i chce żebym do niego wróciła. Romantyk się znalazł! Pewnie znowu coś ćpał z resztą germańskiej rodzinki. - powiedział Węgierka odgarniając do tyłu włosy. - A tak odbiegając od tematu szwabów i spółki, świetny bigos.

- Dzięki. Nie ukrywam jednak, że nijak się ma do placków po węgiersku, które ostatnio zrobiłaś. Były wspaniałe! Musisz dać mi przepis. Lubię placki.

Wtedy Felek na swoje słowa prawie spadł ze śmiechu z krzesła, a Elizabeta tylko patrzyła na niego pytającym wzrokiem. Nie miała jednak odwagi zapytać o co chodzi, ostatnim razem polski Internet prawie załatwił jej wizytę w psychiatryku bądź w szpitalu na wydziale onkologicznym. Takie hity jak Poka Sowę, Gonciarz czy Kruszwil są mocniejsze od wszelkich używek czy arabskiej muzyki techno. Testowane.

- Feliks?

- Tak?

- Słuchaj, jak tam po konferencji światowej? Wiesz, nie było zbyt przyjemnie, szczególnie dla ciebie. No, dla ciebie głównie.

- Chodzi ci o to, co powiedzieli ci lewacy? - Feliks nagle posmutniał. Jak to możliwe, że człowiek tak tryskający zwykle optymizmem może w ułamek sekundy stać się taki przygaszony? Normalnie. Jednak tylko Elizabeta to rozumiała. - Kiedy mnie to w ogóle nie rusza. Po tym, co przeszedłem nie ma mowy, żebym miał mieć depresję choćby przez tydzień przez tych baranów. Pocałujta mnie w...

- Dobra, bez takiego słownictwa. - przerwała mu. - Feliks, znam cię zbyt dobrze, nie rżnij takiego kozaka. Każdy by się tym przejął.

- Ale ja nie jestem każdy!

- Feliks!

Polak tylko westchnął. Dłubał widelcem w potrawie i całkowicie się zawiesił.

- Debile... to oni zaczęli z tymi obozami koncentracyjnymi. Że to niby ja teraz jestem nazistą? Wypraszam sobie, za zbyt wielu Żydów moi ludzie poświęcali życia, żebym na coś takiego pozwalał. Idioci, mówię ci Elka, jełopy totalne. Żeby to oni chociażby mieli mu temu sensowny argument! Ale, nie... oni są na takie rzeczy zbyt zajebiści! Po co mówić prawdę, lepiej znowu zakłamywać historię. I się jeszcze Izrael odezwała! Że ona mi Jedwabnem nie wybaczy! Że Polacy od Niemców gorsi! No ją chyba Jahwe opuścił, czy w kogo ona tam wierzy! Jak Żyd mówi, że Polacy Żydów zabijali to jest... A już nawet wulgaryzmów sobie oszczędzę. Robi z siebie największą ofiarę holokaustu, jak jej nawet wtedy nie było! Rozmawiałaś ty kiedyś w z takimi na przykład Chinami?! On to mówi, że za Chrystusa to ten Naród Wybrany to był facet! Ja już sam nie wiem, czy ona to jest inna osoba zupełnie, bo to najbardziej prawdopodobne, czy ona się po prostu bawi w te wymyślne płcie! Boże, widzisz to, a nie grzmisz. Ojciec na początku kobitę i chłopa stworzył, a co mamy teraz? Chłop, kobita, kamień, helikopter szturmowy, szczoteczka do zębów, Niemiec...

- Niemiec...?

- Ano ty widziałaś kiedyś, Elka, Szkopa płci żeńskiej? To, co oni nazywają kobietą, u nas nazywałoby się marzanną, no, taką na sterydach. A i warto dodać, że marzanny się wraz z końcem zimy topi w rzece, jeszcze przed wiosenką, okresem giełdowym, co by się to jeszcze nie rozmnożyło przypadkiem.

Węgry zaśmiała się tylko. Monologi jej przyjaciela zawsze wydawały się jej na pewien sposób niezwykle fascynujące. Można to w końcu podsłuchać trochę co ciekawszej polszczyzny, bo jak tyle wieków zna Feliksa, tak wciąż tych wszystkich przekleństw i ich budowy w pełni nie opanowała. A i w ogólnej dziedzinie wszelkich kłótni również podszkolić się można, bo oprócz wojny partyzanckiej to również w tej aktywności Łukasiewiczowi nikt do pięt nie dorasta. A i on sam taką, nie raz wulgarną, wymianę zdań ukochał sobie bardziej niż Prusy samego siebie.

- Słuchaj, Ela, mam już dosyć tych ich aluzji do tego, kim ja jestem, albo kim nie jestem. Alfred na przykład już sobie sam przyznał prawo do wytykania mi wszelkich wad czy ogólnie traktowania mnie ja jedną wielką ciotę, która jedyne, co robi dla świata, to pierwsza obrywa od Rosjan. A dlaczego tak uważa? A to jest moja, kurwa, wina. - Feliks całkowicie posmutniał. Cały zapał, jaki miał wyśmiewając się z Niemek jeszcze przed minutą, nagle wyparował i zniknął gdzieś daleko. - Chciałbym móc im wszystkim powiedzieć w twarz, że wcale nie jestem tym, za kogo mnie uważają. Że wcale nie jestem rozchichotaną nastolatką z obsesją na punkcie kucyków i różu. Ale tylko to powstrzymuje mnie od dostania kompletnego świra.

- Słuchaj, Feliks. Dobrze wiesz, że... słuchaj, ty na sto procent dasz radę. Wierzę w ciebie. Nie masz co się do nich porównywać w żaden sposób, przeżyłeś niezliczoną ilość razy więcej niż oni.

- No niby tak, ale... ja po prostu nie mogę. Honor jest dla mnie zbyt ważny, by dać satysfakcję tym, którzy chcieli, żebym się załamał. Wiesz, co bym najchętniej zrobił na ostatniej konferencji? Wyszedł. Tak po prostu. Zostawił ich, niech sobie idą w chuj, ja mam ich głęboko w dupie. Ale wtedy byłbym tchórzem. Nie mógłbym żyć ze świadomością tego, jak bardzo stchórzyłem. Ostatni raz, gdy odrzuciłem honor, znienawidziła mnie osoba, z którą starałem się mieć dobre relacje... - głos mu się zachwiał.

- Litwa... - wyszeptała Węgierka. Faktycznie, cała ta sprawa z buntem Żeligowskiego nie była sprawiedliwa, nie ma tu kogo uświęcać. Jednak nie ma tu też kogo obwiniać. Nikt nie jest w stu procentach biały i czysty. - Nie zadręczaj się o to. Feliks, przecież ty już dawno wiesz, że zrobiłeś źle, nie mam ci tego za złe, reszta chyba nawet o tym nie wie. A sukinsynowi Litwie się należało. Przecież to on co chwila zrywał z tobą unię, jak tylko już nie musiał obawiać się Rosji. No i ci cali Radziwiłłowie! Poza tym, potem w ramach rewanżu urządził ci ludobójstwo. Dobrze wiesz, że nic nie jest na tym świecie czarno - białe.

Feliks tylko spojrzał na nią. Uśmiechnął się lekko i przez chwilę zawiesił na niej swoje spojrzenie.

- Elizabeto moja kochana, jesteś piękna jak Afrodyta, a przy tym silna i inteligentna. Dziękuję ci, że udając debila przed całym światem mam tu właśnie ciebie, bo w przeciwnym wypadku już dawno odszedłbym od zmysłów.

Polska wstał od stołu i pocałował Węgierkę w policzek. Skończyli akurat oboje jeść obiad, więc wziął od razu naczynia i zaniósł je do kuchni. Gdy wrócił zaczęli wspominać dawne czasy.

- Pamiętasz, jak kiedyś próbowaliśmy być razem? - zapytała szatynka.

- Chyba nam się to nigdy nie uda... Wiesz przecież jakie są czasy, polityka, bzdury... Tak jest bezpieczniej. Nie chciałbym cię stracić. - złapał ją za rękę. Wymienili uśmiechy.

Kiedyś nadejdą lepsze dni. Na sto procent.

Orle Skrzydła//APH POLAND ONE SHOTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz