-Natasza! – słyszę wołanie ojczyma z dołu.
-Co!?
-Kolacja!
-Ideeę!
Nie wiem czy niechętnie, czy z ulgą, zamykam zeszyt od polskiego. Jednak lubię słowa. Rozglądam się po swoim pokoju. Totalny koktajl. Co robią wysokie buty na półce razem z aniołkiem w kuli z brokatem od której odbija się światło rzucane przez gitarę elektryczną z wkręconymi żarówkami wiszącą na suficie? Co robią kredki i pędzle porozrzucane gdzieś w plątaninie kabli? Podchodzę obok ramek i rzucam przelotne spojrzenie postaciom na zdjęciach. Ja i Robert, ja i Wera, Weronika i jej próba przełamania strachu przed koniem, i w końcu cała klasa. Kochani idioci.
-Natasza!!! – dociera do mnie ostrzejszy głos mamy. Ma swoje lata, ale nigdy nie wyrosła z zmienności nastrojów. Jest taka, a do mnie ma o to problem. Rodzice.
-Już! – gaszę światło i zbiegam po drewnianych schodach.
W milczeniu jemy gorącą owsiankę z owocami i dodatkiem miodu. W końcu ciszę przerywa ojciec.
-Jak ci minął dzień? – zadał pytanie tym samym, monotonnym głosem, którym zadaje je już od kilku miesięcy każdego dnia. Każdego. Cholernego. Dnia.
-W porządku – mówię tym samym głosem. Wypranym z emocji. Mówię bo muszę. Bo nie mogę powiedzieć co myślę.
-Jak w szkole?
-Jak zwykle. – Dopełniam wieczornego rytuału, który ma stworzyć iluzje, jakoby był dla mnie prawdziwym tatą.
Moi rodzice rozwiedli się dwa lata temu. Po tygodniach krzyku i trzaskania drzwiami, tata po prostu wyszedł. Wyszedł i już nie wrócił. Jedynym znakiem życia jest kartka na urodziny. To był koszmar dla tej wrażliwej dziewczynki, którą byłam. Całe dnie leżałam w piasku na skrawku plaży do którego turyści docierali tak rzadko, że mogłam w spokoju uporządkować skaczące myśli. Gdy nadeszła zima włóczyłam się tylko z moim poprzednim kucykiem po okolicy. On sam wybierał drogę. Wodze zwisały luźno, apatycznie przytrzymywane przeze mnie tylko jedną ręką. Dopiero po roku zaczęłam wracać do w normalnego trybu życia. Wszystko było by dobrze, gdyby nie wprowadził się on. Mój ojczym Paweł. Mężczyzna, który kochał tylko mamę, a dla mnie zarezerwował najbardziej lodowaty skrawek serca. Czekaj. Wróć. To on ma coś takiego jak serce?
Mama wyczuła wzrastające napięcie i spróbowała zagaić milszą rozmowę. Doskonale wiedziała co myślę na temat Pawła, bo nie omieszkałam wysyczeć w jej stronę paru słów prawdy i szczerze powiedziawszy strasznie ją to bolało.
-A jak tam było na przejażdżce? Gdzie byłyście?- oparła łokcie na stole, tak fatalnie, że końcówki jej ciemnych, prostych włosów zanurzyły się w owsiance. Nie zwróciła na to nawet uwagi.
-Spoko. Wiesz, że Ventura kocha las - skłamałam. Klacz wcale nie jest amatorką leśnych ścieżek, tylko złotego, nadmorskiego piasku.
Mama nie lubi jak jeżdżę do Rewala i nie lubi też, gdy na oklep jadę na plaże. W ogóle nie lubi jak jeżdżę na plażę. Wolę jej też oszczędzić historii o szaleńczym galopie. Boi się o mnie, ale ja nie boje się o siebie. Znamy się z klaczą i z morzem za długo, żeby się bać.
W milczeniu dokończyliśmy kolację, przy akompaniamencie cichych przebojów ostatniego roku (których szczerze nie lubiłam) wydobywających swoje brzmienia z kuchennego, starego radia, od lat goszczącego na parapecie. Podziękowałam grzecznie i nie obdarzając ojczyma nawet spojrzeniem, wbiegłam po krętych schodach na górę. Nie myśląc wiele, włożyłam słuchawki do uszu i odpaliłam moją ulubioną play listę z rockowymi hitami. Od Guns N' Roses przez The Clash, Leda Zeppelina, Nirvane, The Beatels, Iggiego Popa, Pink Floyd, Queen, Metalice, The Rolling Stonesów, aż po AC/DC. I tak oto przy wrzaskach artystów i metalicznym, ciężkim brzmieniu gitar zapadłam w głęboki sen. Dziwny akompaniament do snu. Ale wcale nie trzeba być normalnym.
CZYTASZ
Love me tender
FanfictionNapisałam to jak miałam czternaście lat, ok. Fanfik o pierwszej miłości. Ukryłam się w tym świecie. Bezpieczne miejsce. Nie jest idealne, ale dalej wyjątkowe. Zapraszam czytelniku. . . Stary opis: W ich duszach grał rock'n'roll. Pojawił się w życiu...