Wszystkie te "cholery"

122 8 5
                                    

    -Co ty do cholery zrobiłaś z włosami? - Weronika spojrzała na mnie jak na dziwadło, gdy w poniedziałkowy poranek stanęłam przed nią z tekstem: "pa na to" i  rozpuściłam włosy machając przy tym głową, żeby ładnie się ułożyły. 

-Wkręciły mi się w suszarkę, wiesz? - zarzuciłam ironicznie. 

-No wiem, że obcięłaś, ale czemu? 

-Potrzebowałam jakiejś zmiany. Cholerna monotonia - oh, gdybym tylko mogła ci powiedzieć, jak bardzo w tym momencie kłamię . 

-W każdym razie, ładnie ci. Tylko dziwnie. Muszę się przyzwyczaić - dziewczyna przyglądała mi się uważnie, jakby chciała oswoić się z nowym wizerunkiem przyjaciółki. Po chwili mina jej zrzedła, zmarszczyła brwi i co? Oczywiście zauważyła te nieszczęsne świadectwa moich ostatnich grzechów, mimo, że wyblakłe już nieco i w pośpiechu przykryte fluidem. 

-Uuuu, pokaż! - doskoczyła do mnie odsuwając materiał pasiastej koszulki polo - nie mówiłaś, że kogoś znal... - nie zdążyła dokończyć, bo w chwili paniki, nieco za mocno odepchnęłam ją od siebie tak, że cofnęła się kawałek. Nie może wiedzieć. Nie ważne jak bardzo bym chciała opowiedzieć jej wszystko, to po prostu nie mogę. Takie są zasady.Nie chcę niczego popsuć po drugiej stronie, a najwyraźniej psuję coś tutaj, bo dziewczyna patrzy na mnie zdziwiona z zawodem w oczach.

-Co z tobą kurwa jest? Co się dzieje?  

-Nic się nie dzieje. Z resztą nie uwierzyła byś mi i tak - czemu ją popchnęłam? Nie powinnam była. 

-Dziwnie się ostatnio zachowujesz. Gdybyś mi powiedziała, spróbowała bym ci pomóc. Ale nie. Księżniczka pierdolona - powiedziała spokojnie z pustym spojrzeniem i odeszła.

-Hej! Przepraszam! - ale ona już zniknęła za zakrętem korytarza.

     Czasem tak bardzo żałuję, że Elvis nie może być taki, po prostu normalny. I żyć tu, zaraz obok. Bo nie ma go, gdy potrzebuję z nim porozmawiać. Bo nie mogę nawet podzielić się z przyjaciółką tym szczęściem.  Widziałam się z nim tylko raz w ten weekend. I to na chwilę. Musi trochę popracować jak wszyscy tam. Gra w barach i kawiarniach. Albo robi coś innego, jak ktoś potrzebuje przy czymś pomocy. W uszach szumi mi dzwonek na pierwszą lekcję, którą z okazji rychłego zakończenia szkoły jest próba poloneza. Idę tam i staram się nie czuć bólu. Nie mogę. Nie da się. 

    Ostatnio pewne rzeczy trochę się psują. Ale odsuwam od siebie ciągłe, natrętne myśli. Skupiam się na tych dobrych stronach świata. A problemy? Są gdzieś w tle. Przyduszane przez  szczęśliwą bańkę, w której się zamykam. Ale jednak czyhają gdzieś w krzakach, jak snajper bez ustanku mierzący wprost w moją głowę. Męczy mnie to. I nawet nie wiem z której strony do nich podejść. Więc nawet nie próbuję. A może powinnam. Naprawić chociaż odrobinę mój świat. 

    Bombardują mnie pytaniami. Wystrzelają z nich seriami jak z bombowców Trzeciej Rzeszy. Do jakiej szkoły idziesz? Liceum czy technikum? Na jaki kierunek? Myślałaś co zrobisz po szkole? Zdajesz maturę, tak? A co chcesz robić w przyszłości? - wtedy odpowiadam, że chcę być zabójcą na zlecenie, czy inną głupotę. To zwykle zamyka im usta. A co jeśli ja po prostu nie wiem?  

    Nie mówiąc już o coraz słabszych ocenach. Jestem rozkojarzona. Nawet teraz. Mylę kroki tańca. Nie mogę się skupić. Cała grupa jest poirytowana, gdy kolejny raz, przeze mnie musimy zaczynać taniec od nowa. Denerwuje mnie cała sytuacja więc przeklinam parę razy pod nosem. Kto do cholery wymyślił, że będę prowadzić poloneza? Czuję się nie na miejscu. Jakby zawieszona w czasie i przestrzeni.  Sytuacja na froncie domowym dalej taka sama. Mama dalej jest zła. Prawie nie rozmawiamy. Brakuje mi jej. Pomiędzy mną, a przyjaciółmi powstał mur. Świat staje na głowie. Najgorsze, że prawdopodobnie sama buduję ten mur układając cegłę za cegłą. 

Love me tenderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz