Nawiedzający mnie jegomość przyklęknął po mojej prawej stronie, z łatwością zatrzymał huśtawkę i zbliżył twarz do mojej. Serce uderzało w żebra z taką siłą, jakby chciało za wszelką cenę wyrwać się na zewnątrz i przy okazji ochlapać ciemną posoką wszystko do o koła. Był tak blisko, że muskał wargami moje ucho.
-Kimś kogo potrzebujesz - wyszeptał cicho, prawie bezgłośnie, tak jakby wstydził się to powiedzieć.
-Dlaczego miałabym cię potrzebować? - obróciłam twarz w jego stronę tak, że dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Uliczne lampy oświetlały ciepłym światłem jedynie połowę jego pięknego lica. Nie było na nim prawie żadnej skazy poza kilkoma drobnymi bliznami na prawym policzku dostrzegalnymi jedynie z odległości kilku centymetrów. To trochę tak jakby Bóg stworzył go do tego aby tak wyglądał, ale mam przeczucie, że nie tylko do tego. Ale przy tworzeniu go nie było chyba mowy o znikaniu i pojawianiu się w najmniej oczekiwanych momentach.
-Ale co mnie? Bo jestem twoim przyjacielem idiotko i beze mnie byś zginęła. Dlaczego w ogóle zadajesz takie pytania? - Uświadomiłam sobie, że zamiast w stalowoszare oczy patrzę na tak dobrze znaną twarz Roberta bujającego się miarowo na huśtawce, jakiś metr obok.
-Yy co? A nie, sory to taki emm... tekst piosenki i mi się przypomniało - odpowiedziałam dość nieskładnie i nie przemyślanie, nawet nie miałam pojęcia, co to miało znaczyć, po prostu byłam taka otępiała, po czym zbaraniała rozejrzałam się za osobą która zaledwie sekundę temu była tak blisko.
-Umm, okey, niech ci będzie? - odpowiedział i zaczął bujać się dalej. Telefon w mojej kieszeni zagrał znajomą melodię. Odebrałam, by w słuchawce usłyszeć głos Pawła oznajmiającego, że czeka na mnie pod budynkiem kina.
-To ja się zbieram misiaki. Siemka wszystkim. - rozesłałam buziaki na odległość wymachując przy tym dramatycznie rękoma i szybkim krokiem udałam się w stronę samochodu.
Z rozmachem otworzyłam drzwi i zmęczona padłam na siedzenie samochodu, notabene o mało nie uderzając się w moją dostatecznie zmaltretowaną łepetynę. Lubię nasze auto. To dość duży opel vectra z szarą karoserią i z ładnym, szerokim tyłem. Fotele są wygodne, a deska rozdzielcza i drzwi ciekawie wykończone elementami imitującymi ciemne drewno.
-Jak film? - spytał dziwnym głosem. Miał potargane włosy, pomiętą koszulę, a wzrok błądził po ciemnym wnętrzu.
-Fajny - odpowiedziałam wymijająco i zapięłam pasy. Ruszył zdecydowanie za szybko. Znaczy zawsze jeździł szybko i gwałtownie ale nie aż tak. Nasze auto sunęło w zabudowanym z prędkością 90 km/h. Odbijaliśmy się od krawężnika by wjechać na środek jezdni i z powrotem. Bełkotał coś o złych kierowcach. Połowa samochodu była na poboczu.
-Paweł zatrzymaj się! Natychmiast! - trzymałam się kurczowo siedzenia i modliłam się by nas nie zabił. Mięśnie mojego ciała były napięte do granic możliwości.
-Aa czemuu t nyby, hę? - z przerażeniem stwierdziłam, że jest kompletnie pijany. Nigdy się tak nie zachowywał a teraz mam obawę że nie dowiezie mnie całej do domu.
-Chcę wysiąść. Zatrzymaj się teraz. - powiedziałam pewnym i zdecydowanym tonem, żeby zobaczył, że nie żartuję.
--No dopsze księżniczko. Dla ciebie szysko. - Zahamował gwałtownie na środku drogi tak, że prawie uderzyłam głową o deskę, co gdyby nie pasy było by nieuniknione. Wysiadłam z samochodu byle tylko być jak najdalej od tego człowieka. Nie zdążyłam nawet zamknąć drzwi a ten facet, który niby jest moim tatą, ruszył z miejsca by zaraz potem prawie uderzyć w drzewo po przeciwnej stronie drogi. Moje drzwi zatrzasnął opór powietrza. Miałam przeczucie, że coś jest nie tak, ale to był dla mnie po prostu szok.
CZYTASZ
Love me tender
FanfictionNapisałam to jak miałam czternaście lat, ok. Fanfik o pierwszej miłości. Ukryłam się w tym świecie. Bezpieczne miejsce. Nie jest idealne, ale dalej wyjątkowe. Zapraszam czytelniku. . . Stary opis: W ich duszach grał rock'n'roll. Pojawił się w życiu...