We wtorek nie zobaczyłam nikogo gdy szłam przez szkolny korytarz.
W środę nikt nie zaczepił mnie, gdy z nudów po szkole przechadzałam się z Klarą po mieście.
A w czwartek, z kolei nikt nie siedział przy stole obok mnie, gdy w radio leciała znajoma piosenka.
Piętek. To już się robi dziwne. A najdziwniejsze jest to, że brakuje mi tej pociesznej mordki.
Już prawie straciłam całą nadzieję na rychłe przybycie szarookiego widma, gdy idąc ze szkoły w jakże piękne, piątkowe popołudnie poczułam ciężar ręki obejmującej moje ramiona.
-Tęskniłaś?
-Chciałbyś - uśmiechnęłam się szatańsko pod nosem i nie wiedzieć czemu uniosłam prawą rękę i pozwoliłam by nasze palce się splotły.
-Żywi nie są w Twoim guście? -zapytał z wyraźną ironią w głosie. Szliśmy w słońcu równym krokiem, we wspólnym rytmie.
-Czemu pytasz? - odwróciłam twarz w stronę jego pogodnego profilu o bladej cerze.
-Widziałem przez okno jak ten chudy blondynek się do ciebie umizgiwał - Arek. A co to za słowo w ogóle. Umizgiwać. Śmiesznie brzmi.
-I kto tu kogo szpieguje? - powiedziałam z udawaną pretensją w głosie.
-Ooops...Chyba wychodzi na to, że ja - zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocnej.
Zaskakujący jest fakt jak swobodnie czuję się w jego towarzystwie, mimo, że powinno być chyba ciut niezręcznie i dziwnie. Mam jeszcze tyle rzeczy o które chcę spytać, a skoro nie pozwolił mi myszkować po internecie, a chcę dotrzymać obietnicy, to mam nadzieję, że ma jeszcze w planach spędzenie ze mną dużo czasu. Po prostu czekam, aż ludzie zaczną uważać mnie za wariatkę mówiącą do siebie.
-Słuchaj. Chciałbym ci coś pokazać, ale nie wiem czy pozwolisz się gdzieś zabrać? - spojrzał na mnie przeuroczym, błagalnym wzrokiem od którego chciało mi się śmiać.
-Hmm. Martwy koleś o nadprzyrodzonych mocach nie wiadomo skąd umiejący polski proponuje porwanie. Brzmi totalnie legitnie! - jak ja uwielbiam się z nim droczyć.
-Nie daj się prosić, bo będę zmuszony Cię porwać - powiedział całkiem poważnie, a mnie przeszły ciary.
-Ciekawe jak chcesz to... - nie zdążyłam dokończyć bo Elvis znienacka przerzucił mnie sobie przez prawe ramię i poczułam się jak księżniczka. Kojarzycie tę scenę ze Shreka 1? No właśnie.
-Puszczaj mnie głąbie! - nie mogłam przestać się śmiać.
-Chciałaś to masz - stwierdził radośnie i równym marszem ruszył przez ostatnią prostą do domu. Gdy piszczałam, żeby postawił mnie na ziemie, ten tylko klepnął mnie w opięty w jeansy tyłek i zaczął śmiać się jeszcze bardziej. Z jednej strony, byłam niemal pewna, że mnie nie upuści, ale z drugiej takie zwisanie głową w dół, jest nieco przerażające.
-Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? - popchnęłam go zadziornie, gdy w końcu raczył postawić mnie na ziemie.
-Ale porwanie wyglądało przekonująco? Bo nie mam wprawy za bardzo. Zwykle nie musiałem porywać dziewcząt - wyglądał rozbrajająco w tej sportowej marynarce.
-Powiedzmy, że tak - uśmiechnęłam się do niego i ten założył mi kosmyk włosów za ucho.
-Bądź gotowa o 22 w swoim pokoju. Szykuję coś specjalnego.
CZYTASZ
Love me tender
FanfictionNapisałam to jak miałam czternaście lat, ok. Fanfik o pierwszej miłości. Ukryłam się w tym świecie. Bezpieczne miejsce. Nie jest idealne, ale dalej wyjątkowe. Zapraszam czytelniku. . . Stary opis: W ich duszach grał rock'n'roll. Pojawił się w życiu...