W sobotni poranek niewyspana ja, kubek kawy z mlekiem i niedojedzony tost z serem szliśmy mozolnym krokiem w stronę stajni. Umieram na zakwasy po 3 godzinach wrotkowania, ale warto było. W drzwiach wita mnie para ciekawskich uszu i przyjazny łeb wywieszony przez drzwi.
-Hej koninko - podaje jej kawałek marchewki jednocześnie zakładając na koński łeb bordowy kantar z równie bordowym uwiązem. Jest kasztanową blondynką, więc pasuje jej ten kolor. Ale wiecie. Ładnemu we wszystkim ładnie. Wkładam do ust resztę tosta i otwieram boks. Wyprowadzam ją na zewnątrz i przywiązuję do kółka przy ścianie. Jeszcze trochę i będzie mogła spać na pastwisku. Skrzynka ze szczotkami już tam na mnie czeka. Plastikowym zgrzebłem zdrapuje resztki błota po wczorajszym tarzaniu. Płynnymi, pociągłymi ruchami wygładzam jej sierść miękką szczotką z włosia i z błogą miną rozkoszuje się ciepłymi promieniami słońca padającymi na twarz i dotykiem miękkiej, końskiej sierści. Wiosna wybuchła nie wiadomo kiedy. W powietrzu czuć woń kwiatów, jod i pyłki, od których czasem kicham. Jest tak spokojnie. Ciszę i śpiewanie ptaków przerywa jedynie rozlegający się od czasu do czasu szum jadącego samochodu, czy daleki warkot paralotni startującej z klifu.
Właśnie czyściłam kopyta rozmyślając o wczorajszej nocy, gdy ujrzałam mamę biegnącą do mnie w podskokach, niczym mała dziewczynka. Staje przede mną uśmiechnięta od ucha do ucha wytykając mi przed twarz jakiś papier. Nawet nie zauważyła, że nie było mnie pół nocy. Była zbyt zajęta swoim dupkowatym facetem. Przynajmniej ja mogłam być w spokoju zajęta "moim", bo nie wiem tak w sumie co nas łączy. Unoszę oczy i z kopytem w dłoni omiatam wzrokiem kartkę. Z wrażenia omal nie upuszczam nogi Ventury na swoją stopę.
-Ty się dobrze czujesz w ogóle? - przez dłuższą chwilę wpatrywałam się z niedowierzaniem w ten obrazek. Poza ucieszoną mamą była na nim karta zgłoszenia uczestnika na zawody skokowe w jednej z większych Kołobrzeskich stajni z wypisanym na nim moim imieniem, nazwiskiem oraz imieniem koninki. Jak zahipnotyzowana wgapiam się pustym wzrokiem w świstek i zapisaną na nim datę. To już za miesiąc. Dobry Jezu... W końcu budzę się z letargu i wybucham swoimi gwałtownymi emocjami.
-Oszalałaś chyba, przecież wiesz, że Ventura to nie zabawka sportowa, poza tym nie umiem w te klocki i będzie tam mnóstwo innych lepszych jeźdźców ze swoimi sportowymi końmi, znaczy nie żebym wątpiła w jej potencjał tylko w moje umiejętności, poza tym nigdy nie brałam udziału w tak dużych zawodach, a ona to nawet nie wiem, więc nie wiem czy to jest dobry pomysł, da się jakoś to odwoł... - mama zatyka mi usta ręką przerywając mój słowotok wypowiedziany na jednym wydechu z prędkością, której nie powstydziłby się sam Eminem.
-Spokojnie kochanie zapisałam Cię tylko na konkurs LL i L, więc nie powinnaś mieć problemów. A poza tym przez ten miesiąc trzy razy w tygodniu będziesz mieć umówione już treningi skokowe w Rewalskiej stajni. Już wszystko pozałatwiane włącznie z transportem więc nie możesz odmówić - poczekała aż zbiorę szczękę z ziemi by mnie przytulić ze słowami - Wiem, że Ci się uda.
-Ale powinnaś spytać mnie o zdanie! - ofuknęłam ją z oskarżycielską miną i stanęłam z założonymi rękoma wpatrując się w nią surowo.
-Prawda jest taka, że gdybyś miała tutaj głos, nie zgodziłabyś się - mama wzruszyła ramionami.
-Wcale nie! Ja... Może bym to przemyślała! - spojrzała na mnie wymownie. Obydwie wiemy, że mam problem z wychodzeniem ze swojej dobrze znanej strefy komfortu do czegoś, czego nigdy nie doświadczyłam i nie znam. Dobra, faktycznie nie zgodziła bym się za nic w świecie.
-No właśnie - zdała się czytać mi w myślach - a teraz przynajmniej nie masz wyboru. Nie zapisywałabym Cię, jeśli bym nie wierzyła, że sobie poradzisz.
CZYTASZ
Love me tender
FanfictionNapisałam to jak miałam czternaście lat, ok. Fanfik o pierwszej miłości. Ukryłam się w tym świecie. Bezpieczne miejsce. Nie jest idealne, ale dalej wyjątkowe. Zapraszam czytelniku. . . Stary opis: W ich duszach grał rock'n'roll. Pojawił się w życiu...