Niewinność

122 8 6
                                    

    To takie dziwne, gdy sobie to uświadamiasz. Leżysz tu, jednocześnie wiedząc jak bardzo jest to nierzeczywiste. Z jednej strony miotając się z jednej myśli do drugiej, przypominasz sobie te wszystkie dziwne rzeczy, które w teorii nie powinny się zdarzyć, a z drugiej strony z błogim spokojem przyjmujesz świadomość ciężaru ręki chłopaka w Twojej talii. Nie wiesz czy to naturalne i normalne, czy już dostałaś na głowę. Może leżysz w śpiączce, a to wszystko jest tylko pięknym złudzeniem? Może to tylko senne marzenie, czy ktoś dosypał Ci czegoś o podejrzanym składzie do drinka, którego nigdy nie piłaś? Nie wiesz tego. Nie masz pojęcia, a jednak jesteś tak spokojna. Jeśli to sen, to nie chcesz się z niego wybudzać. Chcesz tu leżeć chociażby i do końca świata. Choć dla mieszkających tu ludzi świat już się skończył. To chore, ale harmonijne. Ma pewien rodzaj ładu. 

    Chyba jest jeszcze wcześnie, bo słońce dopiero powoli wdziera się do pomieszczenia, a ptaki, których wbrew pozorom jest tu całkiem sporo, rozpoczynają właśnie dzień kolejnym koncertem. Czy wschody i zachody są tu inne? Tak myślę. Światło poranka jest jakby spowite mgłą, lekko niebieskie i chłodnawe. Smaga swoimi lazurowymi promieniami mury i ulice, by po chwili przybrać normalną barwę i temperaturę, serwując przy okazji teatr cieni. A zachody? One też są inne. Niebo zwykle jest co najwyżej różowe, fioletowe, czy pomarańczowe. Tutaj zdaje się płonąć nieraz iście ognistą czerwienią. A księżyc? Może dwa razy większy. Spowija noc bladym, przejrzystym światłem, w którym możesz dostrzec każdy szczegół twarzy kochanka. Chciałabym budzić się tak dzień przy dniu.

-Wiesz, że jesteś moja? - wyszeptał mi do ucha.

-No brawo Sherlocku - odwróciłam się w jego stronę i ucałowawszy jego czoło pogładziłam dłonią szczękę z dwudniowym, drapiącym zarostem. 

-Teraz już tak naprawdę.

-Mam cię przedstawić mamie? - uśmiechnęłam się sarkastycznie.

-Chyba by zeszła na zawał... - przez chwilę w milczeniu bawiłam się kasztanową grzywką.

-Nie układaj ich dzisiaj. Lubię Cię tak bez niczego - uśmiechnął się chytrze przygryzając wargę  i chwycił mnie mocno w talii, na co wyczuwając podtekst parsknęłam śmiechem i dałam mu szybkiego całusa. 

-Wiem, że lubisz mnie bez niczego - ma mnie, cholera. 

    Bez ostrzeżenia, gwałtownie wstał i przez chwilę stał nade mną z poważną miną strzelając cicho palcami. Ułożyłam się na boku, oparłam głowę na dłoni i z przyjemnością wodziłam wzrokiem po pięknym ciele. Nie do końca rozumiem współczesny kult jak najbardziej muskularnego ciała. Nie rozumiem prężących się kolesi o rozmiarach goryla, gdy patrzę na esencję mężczyzny stojącego przede mną. Umięśnionego, ale nie nabitego do granic możliwości.  Zdrowego, silnego i niewyobrażalnie seksownego, ale jednak z pewną dozą łagodności i uroku.  Wygląda jakby go Michał Anioł dłutem haratał.  Tak idealnego w swojej nie - perfekcji. 

    Przez chwilę w zamyśleniu obracał na palcu złoty sygnet, aż w końcu pochylił się nade mną i bez trudu podniósł mnie z łóżka razem z tkaniną, którą byłam okryta. Byłam jeszcze zbyt zaspana, by się sprzeciwiać, więc po prostu oparłam głowę na jego piersi i pozwoliłam się nieść przez korytarz, w którym jeszcze nie byłam. Zamknęłam oczy i skupiłam się po prostu na jego ruchach, dotyku i obłędnym zapachu skóry. Postawił mnie na ziemi przed jednymi z wielu drzwi. Otworzył je i gestem zaprosił do środka. Pod bosymi stopami wyczuwałam chłód kafelków, a Elvis zamknął za nami drzwi. Nieco leniwie ogarniałam wzrokiem niesamowite, złote wykończenia, barokowe lampy i  lustra okalające wielką wannę, do której już lała się gorąca woda. 

  Chłopak, aż dziwnie milczący i poważny, podszedł do mnie i założywszy mi włosy za ucho, przejechał nieśpiesznie palcem od szyi aż po ramię, zsuwając ze mnie tym samym  ramiączko koszuli. Odchyliłam głowę, a on składał delikatne pocałunki na linii swojego dotyku, wskutek czego przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. Ja sama byłam dziwnie spokojna i bez choćby cienia wstydu pozwoliłam koszuli zsunąć się ze mnie całkowicie i opaść na podłogę. Nie spuszczał ze mnie enigmatycznego, nieco nieodgadnionego wzroku, gdy stawałam przed nim taka, jaką stworzył mnie Pan. Bicie mojego serca stopniowo przyśpieszało i mimo, że starałam się po sobie tego nie poznać, w końcu w jednym z luster zobaczyłam swoje oblicze z delikatnymi rumieńcami na policzkach.

Love me tenderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz