Rozdział 15

791 84 162
                                    

Powrót do Słowenii zleciał wszystkim zdecydowanie szybciej. Większość skoczków była na większym lub mniejszym kacu, więc prawie przez całą drogę spali, ku radości ich trenera. Ciesząc się ze świętego spokoju, nawet nie myślał o tym, by upominać ich za picie.

Do Kranja dotarli późnym popołudniem. Dopiero wtedy wszyscy rozbudzili się i w dobrych humorach poszli przywitać rodziców, czy inne osoby, które po nich przyjechały. 

Zaraz po wyjściu z autokaru, Anže zauważył Toby'ego. Jednak nie cieszył się na jego widok tak, jak miałoby to miejsce kilka dni wcześniej. Pożegnał się z Cene, poprzez przybicie żółwika i niechętnie  ruszył w stronę blondyna, który uśmiechał się na jego widok.

— Cześć, mały – powiedział, gdy Lanišek stanął przed nim. Jednak gdy zbliżył się do niego, by go pocałować, ten gwałtownie się odsunął. Toby z niezadowoleniem zmarszczył brwi. – Co?

— Tata... – szepnął Anže, widząc stojący nieopodal samochód swojego ojca.

— Myślisz, że mnie to obchodzi? – warknął blondyn.

Lanišek spojrzał na niego zaskoczony.

— On nie może...

— Bo co? – prychnął. – Wódka – stwierdził, wyciągając rękę.

Anže otworzył plecak i wyjął butelkę, którą dał starszemu chłopakowi. 

— Masz być u mnie na noc, z towarem, bo inaczej, kurwa, pożałujesz – ostrzegł Toby i odwrócił się, idąc w swoją stronę. 

Lanišek westchnął ciężko, patrząc z wyrzutem na samochód ojca. Nie odezwał się do niego przez cały tydzień, a teraz tak po prostu przyjeżdżał, by się pochwalić, że jest cudownym ojcem. Chociaż to nie była prawda. Chłopak ruszył w jego stronę i bez słowa wsiadł do środka.

— Może tak "cześć tatusiu, dziękuję, że przyjechałeś"? – burknął mężczyzna, zdejmując okulary przeciwsłoneczne i patrząc na syna. 

— Nie musiałeś – mruknął Anže, od razu wbijając wzrok w okno.

— Zero wdzięczności. 

— Za co mam być wdzięczny? – prychnął. 

— Za to, że poświęcam ci czas. Zabieram cię właśnie na kolację urodzinową.

— Przecież nie masz urodzin. 

— Ty miałeś. 

— Dwudziestego kwietnia – chłopak spojrzał na niego z niedowierzaniem. – A jest piąty maja.

— Teraz mam czas – wzruszył ramionami mężczyzna, po czym z powrotem założył okulary i ruszył.

Anže westchnął głęboko i przez całą drogę milczał, martwiąc się tym, że Toby jest zły przez jego zachowanie. Ale gdyby pocałował go na oczach ojca, nie miałby dokąd wracać. Był tego pewien.

Dojechali w końcu do jednej z najlepszych restauracji w mieście, w środku zajęli miejsce gdzieś w głębi sali i zamówili jedzenie.

— I jak było? – spytał jego ojciec, uważnie się mu przyglądając.

— Normalnie – odparł Anže, przez cały czas trzymając odwrócony wzrok.

Bad Love || PranišekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz