Rozdział 6

583 73 119
                                    

Chwilę przed jedenastą Anže wyszedł z domu Prevców i wolnym krokiem udał się w kierunku swojego własnego. Na zewnątrz było ciepło, więc postanowił, że wróci pieszo. I tak nigdzie mu się nie spieszyło.

Całą drogę szedł ze zwieszoną głową, zastanawiając się, czy w domu zastanie ojca. Z każdym kolejnym krokiem, myśl o stanięciu z nim twarzą w twarz coraz bardziej go stresowała, dlatego zanim otworzył drzwi wejściowe, wziął głęboki wdech, by opanować zdenerwowanie.

W środku było pusto. Jak zawsze. Nawet Any nie było nigdzie słychać. Anže uważnie rozglądał się po każdym pomieszczeniu, szukając czegoś, co mogłoby być czymś w rodzaju prezentu urodzinowego od ojca, ale nic takiego nie znalazł. Poszedł więc do swojego pokoju. Tam też było pusto.

Oczywiście, że zapomniał. Czego ja się w ogóle spodziewałem. - pomyślał, kładąc się na łóżku i biorąc w dłoń ramkę ze zdjęciem, przedstawiającym jego z matką. Był wtedy taki szczęśliwy i beztroski. Zupełnie jak... Prevc.

Zazdrościł mu bardzo. Miał kochającą rodzinę. Troskliwą matkę, ojca, który zachowywał się jak normalny ojciec, rodzeństwo, z którym mógł się bawić, rozmawiać i wygłupiać. On nie miał nikogo. Tylko gosposia co jakiś czas wymieniała z nim kilka zdań.

Nawet teraz, w dniu swoich urodzin był samotny. Nawet Ana nie złożyła mu życzeń, bo najprawdopodobniej wzięła wolne.

Miał pomysł na spędzenie tego dnia. I choć nie był to szczyt jego marzeń, uznał, że to lepsze, niż siedzenie samemu w domu.

Wstał powoli, poszedł pod prysznic, pod którym spędził prawie godzinę, bo najzwyczajniej w świecie nigdzie mu się nie spieszyło, a potem przebrał się jakieś lepsze rzeczy. To znaczy jeansy i białą koszulkę. To był dla niego szczyt elegancji.

Do plecaka spakował kilka butelek wódki, którą trzymał pod łóżkiem i poszedł do gabinetu ojca. Tam uważał, by nic nie ruszyć. Pamiętał, gdy ostatnio przestawił jedną teczkę z dokumentami. Tatuś od razu wiedział, że synek ruszał jego rzeczy i tego dnia nie było zbyt wesoło.

Dlatego tym razem był ostrożny i delikatnie otworzył ostatnią szufladę biurka. Z samego tyłu schowanych było kilka woreczków z białym proszkiem. Z obliczeń Anže wyszło, że w tym tygodniu była to amfetamina. Wziął trzy, i chociaż podejrzewał, że jego ojciec się zorientuje, pozwolił sobie na to. W końcu miał urodziny.

Przed wyjściem z domu zjadł na szybko kilka kanapek i poszedł dobrze znaną mu ścieżką w stronę domu Toby'ego. Nie był pewien, gdzie mają się spotkać tym razem, więc najpierw udał się do lasu, tam, gdzie przeważnie wszyscy siedzieli. Nie było tam nikogo. Nie spiesząc się ani trochę, usiadł na chwilę na skałkach i westchnął głęboko, zastanawiając się nad tym, co poprzedniego dnia powiedział mu Cene.

"Niszczysz sobie życie" - powtarzał do znudzenia w myślach, za każdym razem mając wrażenie, że w głosie Prevca, podczas wypowiadania tych słów słyszał smutek i coś w rodzaju troski. Ale czy to było możliwe? Żeby ktoś taki jak Cene mógł się troszczyć o kogoś takiego jak on? Przejmować się nim? A może zwyczajnie litował się nad chłopakiem, który nie radzi sobie ani w szkole, ani w życiu.

Wyciągnął telefon i zobaczył powiadomienie z Facebooka. Miał zostać zabrany na zgrupowanie młodzieżowej kadry w skokach. Chociaż po cichu na to liczył, a wszystkim wokół powtarzał, że na pewno zostanie powołany, był tą informacja zaskoczony. Spojrzał na inne nazwiska z listy.

"Prevc. Oczywiście, że Prevc. I ten drugi przyjeb".

Schował telefon i wstał, a następnie poszedł do Toby'ego.

Bad Love || PranišekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz