Rozdział 1

1K 84 73
                                    

Wbrew przeciwieństwie do większości rówieśników, Cene uwielbiał poranki. Mama nie musiała budzić go dobre pół godziny, jak Domena. Wystarczył jej głos, by średni z braci stał już na nogach. Zawsze pierwszy zajmował łazienkę, gdzie powoli doprowadzał się do stanu, w którym mógł swobodnie wyjść z domu. Po piętnastu minutach zazwyczaj zaczynał dobijać się Peter, krzycząc, że bratu i tak nic nie pomoże na jego brzydotę. Również jako pierwszy z rodzeństwa szedł na śniadanie, kuszony zapachem jego ulubionych naleśników, które mama przeważnie przygotowywała. Usiadł przy stole, na przeciwko swojego taty, który, jak zwykle przed wyjściem do pracy, pił jeszcze kawę, zaczytując się w aktualnej gazecie. 

— Coś nowego? – spytał, w tym czasie nakładając sobie naleśnika.

Polał go syropem klonowym i zaczął powoli jeść. Jednak skupiony był na ojcu, czekając na jego odpowiedź. Ten najpierw odpowiedział mu głębokim westchnieniem, po czym podniósł wzrok znad gazety na syna. 

— Firma Laniška kolejny miesiąc odnosi rekordowe dochody – odparł, biorąc kolejny łyk kawy. – Takie kwoty nie są możliwe przy podatkach, jakie musi od tego odprowadzać. Cholerny oszust. Jestem pewien, że nie działa zgodnie z prawem. Dlaczego nikt jeszcze tego nie sprawdził?

— Albo ma po prostu do tego rękę – powiedziała żona i musnęła jego skroń. Położyła przed nim talerz z jego ulubionymi tostami i usiadła obok. Mężczyzna jedynie przewrócił oczami. Wiedział jak jest, przecież sam miał firmę, rachunki, podatki i inne rzeczy do zapłaty. Poza tym jego salon nie był gorszy od Lanišków, więc miał porównanie. Coś ewidentnie było nie tak. 

— Jego syn chodzi ze mną do klasy – przypomniał Cene. – I patrząc na jego towarzystwo i zachowanie, to nic mnie nie zdziwi. Pewnie wyniósł to z domu.

— Mówicie o Anže? – spytał Peter, wchodząc do jadalni. 

Zajął miejsce obok młodszego brata i wziął swoją porcję. 

— Widziałem go kilka razy na treningu. Dziwny jest, ale skacze nie najgorzej. Mógłbyś się od niego uczyć – dodał, patrząc na niego z wrednym uśmiechem. 

— Jak się dowiem, w których krzakach leży pijany, to zacznę pobierać u niego nauki – odparł ironicznie Cene.

— Lepiej się do niego nie zbliżaj – skrzywił się ojciec chłopaków.  

— Spokojnie tato, kijem go nie tknę – zaśmiał się młodszy z nich i wstał powoli od stołu. – Ja już będę się zbierał do szkoły – oznajmił i wziął jeszcze tost, z talerza ojca. 

Widząc jego oburzoną minę, uśmiechnął się niewinnie, wziął plecak i wyszedł z domu. Do szkoły miał zaledwie piętnaście minut drogi, dlatego szedł na pieszo.

Był kwietniowy, ciepły poranek i Cene czuł, że ciężko będzie zepsuć ten dzień. Nawet świadomość, że za dwa miesiące matura, nie przeszkadzała mu. Inni żyli w wiecznym stresie, a on wiedział, że da sobie radę i nie przejmował się tym. Dochodząc do budynku, zauważył czarnego mercedesa z przyciemnianymi szybami, z którego właśnie wysiadał Anže, jak zwykle z ponurą miną i spojrzeniem, które gdyby mogło, na pewno zabiłoby wielu ludzi. "Oczywiście, że tatuś cię podwozi, przecież autobus to dla ciebie ujma na honorze" - pomyślał Prevc, przewracając oczami i przyspieszając kroku, by jak najszybciej oddalić się i od samochodu i od Laniška.  

Wszedł do szkoły i po tym, jak przywitał się z przyjaciółmi, wspólnie zaczęli wspominać weekend, który wszyscy razem spędzili nad wodą. Rozmowa ucichła, gdy zobaczyli Anže przechodzącego obok, jak zwykle z dumnie uniesioną głową. Na każdym kroku musiał okazywać innym swoją wyższość. Podszedł do szafek, gdzie stali jego "koledzy". A właściwie chłopacy, którzy obgadują go za plecami, ale trzymali z nim, bo był bogaty. Przybił z nimi piątki i zaczął rozmawiać o tym, jak bardzo upił się na imprezie w sobotę. Cene przewrócił oczami, słysząc to.

Bad Love || PranišekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz