Czemu zawsze, gdy jestem głodna moja lodówka jest pusta? To chyba odwieczne pytanie ludzkością, dobra przynajmniej moje. W holu nałożyłam pierwsze buty z brzegu, którymi okazały się białe, teraz już szare, trampki zakupione na bazarze dwa lata temu. Sama jestem zdziwiona, że przeżyły tak długo, w końcu kosztowały niecałe pięć dolarów.
Wyszłam z domu sprawdzając pięć razy czy na pewno zamknęłam drzwi. Po kilku minutach weszłam do sklepu o jakże pięknej nazwie Fox, taki dużo mniejszy walmart. Jak zwykle powitałam się z sprzedawczynią, którą widzę prawie zawsze na moich zakupach w tym miejscu.
Mogłam przewidzieć, że na bułkach się nie skończy i będę musiała nieść wszystko w rękach. Użalając się nad sobą ruszyłam do kasy, czemu nie wzięłam wózka. W skupieniu szłam przez sklep patrząc na produkty w moich dłoniach, gdy wpadłam na jakąś osobę, albo ona wpadła na mnie.
-Uważaj jak łazisz krasnalu- warknął na mnie wysoki, bardzo wysoki, blondyn.
-To ty na mnie wpadłeś pieprzona żyrafo- fuknełam patrząc na chłopaka, który jedynie przekręcił oczami na tę określenie.
-Nie mam ochoty kłócić się z jakąś księżniczką- powiedział i spróbował mnie wyminąć, nie ma tak łatwo. Zastawiłam mu drogę.
-Nie tak szybko blondi, wpadłeś na mnie to teraz to podnoś- mruknełam poważnie wskazując palcem porozrzucane po podłodze produkty. Na co chłopak zareagował śmiechem.
-Chyba sobie żartujesz- złapał mocniej batona w swojej ręce i tym razem po prostu mnie odsunął przechodząc dalej. Ja ze skwaszoną miną typowego przegrywa zaczęłam zbierać moje zakupy i ruszyłam do kasy, by do domu wrócić w niezbyt przyjemnym nastroju. Ten blondyn miał cholernie ładne oczy.
~~~~~~~~~~~~
Dobry dzień liski, wieczorem postaram się wstawić rozdział z Mikiem ^^Lisica :*