Plany na przyszłość [Percabeth]

1K 53 5
                                    

Na zamówienie user66558667

— Tak! — wrzasneła Annabeth na całe gardło chcąc odtańczyć taniec szczęścia na samym środku obozu. Jej rodzeństwo z domku Ateny popatrzyło na nią, jak na wariatkę, ale ona miała to gdzieś. Jeszcze raz przeczytała list od ojca, aby upewnić się, że wzrok jej nie myli. Napewno jej nie mylił. Wybiegła z szóstki, aby jak najszybciej przekazać radosną informację Percy'emu.

Znalazła go dosyć szybko, ponieważ tak jak myślała wracał właśnie z zajęć szermierki. Podbiegła do niego od tyłu, aby zrobić ku niespodziankę i zakryła mu oczy swoimi dłońmi.

— Zgadnij, kto to? — zaśmiała się wtulając się w szyję chłopaka.

— Zastanówmy się Mądralińska... może Leo — zażartował za co dostał w ucho.

— Mam dla ciebie świetną informacje — wypaliła, ponieważ nie była wstanie dłużej dusić tego w sobie.

— Już się boję

— Ojciec załatwi nam mieszkanie i po wakacjach możemy się tam wprowadzić — wypaliła jednym tchem i rzuciła się na jego szyję.

— To... super — wypalił po chwili zastanowienia poważnym głosem.

— Nie cieszysz się Glonomóżdżku? — spytała bardzo zdziwiona jego reakcją.

— Cieszę się, ale po prostu jestem zmęczony — odpowiedział niezbyt przekonującym głosem.

— Napewno? — spytała stając przed nim i zaplatając na piersi ręce — Powiedz mi...

— Jestem zmęczony, okej! — krzyknął na nią po czym odbiegł w kierunku domku Posejdona.

Annabeth chwilę stała w miejscu zdziwiona zachowaniem swojego chłopaka poczym ruszyła za nim w kierunku trójki. Kiedy doszła do odpowiedniego miejsca zajrzała do środka przez szybę. Nie lubiła podsłuchiwać, ale to była wyjątkowa sytuacja. Musiała się dowiedzieć co się dzieję z jej chłopakiem.

Rozmawiał z kimś, rozmawiał z kimś przez iryfon. Annabeth potrzebowała trochę czasu, żeby zrozumieć, że kobieta z chustą na głowie i podkrążony oczami to Sally. Postarała się wsłuchać w rozmowę.

— Przyjadę mamo i to nie jest propozycja — stwierdził bardzo cicho, ale stanowczo Percy zaplatając ręce na klatce.

— Nie trzeba skarbie — głos Sally bardzo się zmienił. Był taki, jakby zmęczony, tylko bardzo mocno zmęczony. Blondynka bardziej jej się przyjrzała. Miała na sobie jakąś dziwną za dużą piżame i leżała w łóżku, którego pościej była w tym zielonkawym kolorze. Serce córki Ateny zabiło szybciej. Dopiero teraz1 zrozumiała, że Sally jest w szpitalu, a ta chusta na głowie nie świadczy o niczym dobrym. — Powinieneś spędzić więcej czasu z Annabeth po tym wszystkim co razem przeszliście. Nie powinniście się znów rozstawać po to zawsze wróży coś złego.

— Z tym to się akurat z tobą zgadzam — stwierdził Jackson po chwili zastanowienia przez którą zapewne szukał dobrego rozwiązania. — To może przyjedziemy oboje? Chociaż nie. Ona mówiła, że dostała jakieś mieszkanie od ojca i chcę się tam wprowadzić...

Annabeth zapiekły oczy. To prawda, że chciała zamieszkać w nowym mieszkaniu, ale tylko dlatego, żeby wreszcie byli razem, na zawsze. Chciała tam wbieć i skopać syna Posejdona, ale najgorsze było to, że powiedział samą prawdę, ale w tym kontekście zabrzmiało to tak, jakby nie chciała jechać od chorej Sally, bo ma lepsze rzeczy do roboty. A tak przecież nie było.

— No właśnie. Poza tym kogo tam obchodzi taka staruszka, jak ja...

— Nie mów tak! — przerwał jej Percy lekko podenrewowany jej zachowaniem — Mnie zależy. Poza tym Annabeth to mądra dziewczyna, a dużym mieście na pewno sobie poradzi.

Tym razem Chase nie próbowała nawet ukryć łez. Percy nie wspomniał o tym, że jej na pewno też zależy. A zależało. Czy ona naprawdę zaczęła zmieniać się w egoistycznego potwora?

— Masz rację, Annabeth to silna dziewczyna, ale nie możesz jej zostawić na zbyt długo...

— Wiem, że chcesz postawić na swoim, ale każdy syn jedzie do swojej matki przed jej chemioterapią — tutaj zrobił pauze, jakby zrozumienie tych słów sprawiało mu jeszcze trudność. Annabeth wybuchła strasznym płaczem. Przestała wpatrzywać się w szybę i usiadła obok domku z podkulonymi nogami. Dlaczego w takich sprawach nie mogła się mylić? Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej? Dlaczego nie była wsparciem dla Percy'ego? Dlaczego zmieniała się w takiego potwora.

Matka z synem nieświadoma widowni kontynuowała wcześniejszą rozmowę.

— Temat uważam za zamknięty mamusiu. Bądź silna i...

— Muszę kończyć Percy, lekarz idzie — przerwała mu i zerwała połączenie.

— Pamiętaj, że cię kocham — dokończył swoją poprzednią wypowiedź Jackson i z lekka zmartwiony faktem, że to mogła być ich ostatnia rozmowa opadł na łóżku. Po chwili musiał się jednak z niego podnieść, ponieważ wzywalili na obiad, a on był strasznie głodny po długich treningach. Wyszedł z domku całkowicie nieświadomy osoby, która za nim czeka.

Od razu dostrzegł swoją dziewczynę, która cicho popłakiwała przy drzwiach domku. Bardzo zdziwił go ten widok, ponieważ jeszcze parę minut temu wydział ją skaczącą ze szczęścia. Uklęknął obok niej i zwrócił się do niej:

— Co się stało Mądralińską...

— Przepraszam Percy — przerwała mu i jednocześnie rzuciła się na jego szyję. On lekko zdziwiony, ale odwzajemnił uścisk.

— Za... za co? — spytał po chwili.

— Za to jak się zachowałam w tak trudnej dla ciebie sytuacji, nie powinnam być taka samolubna, nie powinnam być potworem...

— Czyli słyszałaś — spytał smutno i wbił wzrok w ziemie tym samym odsuwając się lekko od niej. — Chciałem Ci to powiedzieć, ale jakoś nie było okazji...

— Hej, nie tłumacz mi się — po raz kolejny przerwała mu i podniosła jego twarz tak, aby patrzył na nią — Obiecuje Ci, że razem z tego wyjdziemy i już nie będę samolubna. A jutro rano jedziemy do twojej mamy i cytując ciebie to nie jest propozycja!

Po tych słowach przytulili się i obojgu spadł kamień z serca.

***

857 słów
Mam nadzieję, że się wam spodoba i spożycie w końcu jakieś zamówienie, bo nie wiem co pisać.

One shoty || Olimpijscy HerosiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz