Niebieskie motyl [Kalina x Grover]

935 29 10
                                    

Na zamówienie user66558667

Kalina po raz setny rozejrzała się zorientowana po polanie. Grover powinien się pojawić i to już dawno. Satyr nie miał w zwyczaju się spóźniać. A nawet jeśli trwało to tylko chwilę, bo potrzebował znaleźć jakąś puszkę. Albo by ją uprzedził. Jedno było pewne - nie spóźnił by się 25 minut tak po prostu.

Kalina była zdezorientowana. Iść i go poszukać, powiedzieć komuś, że zniknął, czy po prostu cierpliwie na niego poczekać. Po dłuższej chwili zastanowienia wybrała, w jej domniemaniu, najmądrzejszą opcje - wybranie się w poszukiwania satyra.

Postanowiła przygotować plan. Najpierw obejść całą polanę, a dopiero potem zapuszczać się w dalsze części obozu. Nimfa nie przepadała za nimi. Wolała tereny naturalne, a najgorszym domkiem była dziewiątka z której nawet na jej polanie czasami było czuć zapach spalenizny z tworzonych przez dzieci Hefajstosa maszyn. Szczerze ich nienawidziła.

Zresztą nie przepadała za żadnym z herosów. Nawet ten cały Percy Jackson, według niej, nie był tam jakiś wspaniały. Oczywiście, że go lubiła. W końcu był najlepszym przyjacielem jej chłopaka, ale poza tym... nie, nie potrafiła go nazwać swoim przyjacielem.

Obejście całej polany nie okazało się proste, zdecydowanie. Chodząc między kolejnymi krzakami miała wrażenie, że powoli zmieniają się w niekończący się labirynt bez wyjścia. Powoli traciła jakąkolwiek nadzieję.

Po jakiejś godzinie jej cel o dziwo się odnalazł. Grover samotnie siedział przy jednym z krzaków zbierając jakieś owoce. Powróciła dwa razy głową, a potem dobrowolnie się uśmiechnęła. Cieszyła się, że nic mu nie jest i w tej chwili nie była się wstanie na niego gniewać.

Podeszła do niego od tyłu i wykorzystując fakt, że jej niewidział zakryła mu oczy.

— Zgadnij kto to? — spytała,  a nim zdąrzył coś odpowiedzieć zaczęła mówić dalej — Ktoś z kim na spotkanie spóźniłeś się o ponad godzinę, bo... zbierałeś malinki?

— Wybacz skarbie — zaczął i wstał przez co Kalina musiała odsunąć ręce z jego oczu — Ale pacz jakie są piękne.

Pokazał jej owoce, które leżały na jednym z liści.

— Piękne, piękne, ale nie mogliśmy pozbierać ich razem?   — spytała ciągle nie przekonana.

— Sęk w tym, że nie — westchnął i uklęknął przed listkiem z owocami. — Nie spróbujesz nawet?

Niezbyt przekonana usiadła obok niego i wzięła do ust jedną maline. Były całkiem niezłe, ale ciągle nie rozumiała bo co to wszytko.

— Zjedz więcej — polecił, więc niezbyt przekonana zaczęła zajadać się owocami. W pełnym momencie z resztki malin wyleciał piękny, niebieski motyl, trzymający coś małego. Kalinie zajęło chwilę nim zdarzyła zidentyfikować przedmiot.

— A więc, chyba już wiesz —  zaczął ciężkie Grover, a nimfa, dopiero po chwili zrozumiała, że klęczy na jednym kolanie. — Nie wiem, czy u was to się tak robi, ale postanowiłem spróbować. A więc najdroższa, wyjdziesz za mnie.

— Taaa..Taaak — powiedziała przerywając przez samotne łzy, które spłynęły po jej policzku. Po tych słowach przytulili się i zabrali za dalsze jedzenie malinek.

Tym czasem niebieski motyl, odfrunął na bezpieczną odległość. Znalazł Hazel, Annabeth i Percy'ego, którzy rzecz jasna cały czas niepewnie na niego czekali.

— Świetnie się zpisałeś, Frank — pochwaliła go Hazel chwilę po tym, jak zmienił się w człowieka.

— Dzięki, ale nigdy więcej siedzenia godzinami w malinach i noszenia cholernie ciężkich pierścionków — prychnął.

— Ej, Hekate załatwiła jeden z najbardziej lekkich na tym świecie...

— Chyba, nie dla motyla.

***

523 słowa
Trochę krótko, ale nawet słodko. Mam nadzieję, że się spodoba ❤

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 13, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

One shoty || Olimpijscy HerosiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz