Zaginiony [Percabeth]

1K 61 5
                                    


Ten shot jest kontynuacją zaginięcia o które prosiło bardzo dużo osób, a napisałam go ze względu na moje urodzinki. Także życzę miłego czytania i liczę na gwiazdki.

Percy jeszcze bardziej ugiął się pod ciężarem nieba. Za pierwszym razem zdawało się znacznie lżejsze niż teraz. Może dlatego, że wtedy robił to dla Ann, a każda rzecz robiona dla Mądralińskiej ma jakby znacznie więcej sensu. Nawet jeśli jest to wskoczenie do Tartaru. Z nią wszystko ma jakby więcej sensu. Ale teraz jej tutaj nie było. Był sam, ale wierzył, że ona go odnajdzie. Naprawdę w to wierzył. Inaczej po prostu by to puścił, ale życie nauczyło go, że zawsze, ale to zawsze trzeba walczyć do końca.

Sklepienie stawało się jednak coraz cięższe. Ręce zaczęły mu się trząść, a plecy odmawiać posłuszeństwa. Przed oczami miał mroczki. Jeśli Ann i cała załoga miała go uratować musieli się pospieszyć. Do tego chwilowe ataki śmiechu u Atlasa nie pomagały mu, w ogóle.

Na szczęście nauczył się już, że w najgorszych chwilach trzeba modlić się do jakiegoś boga. Zrobił to już wczoraj mając nadzieję, że Hekate przekazała wiadomość jego dziewczynie. Niestety musiał poprzestać na nadzei. Jeśli istnieje bogini nadzei (a zapewne istnieje) chyba uparła się, że zostanie z nim do jego ostatniego dnia. Percy'ego jednak najbardziej przerażała myśl, że ten dzień jest już bardzo blisko, dlatego Nadzieja jest z nim ciągle. A jeśli ni zobaczy już Annabeth? Jeśli tak myśli Nadzieja musiała już go opuścić, co oznaczało najgorsze.

Wyobraził sobie, że kręci głową, bo nie miał już na to siły. Nie mógł się teraz poddać. Pokonał już raz Atlasa, pokonał już wszystkie potwory. Nie umrze w tak ktetyński sposób! Nie może tego zrobić Annabeth.

Spróbował nie myśleć o bólu, tylko o tym co by zrobiła na jego miejscu Ann. Zapewne kazała by mu pomyśleć. Tylko, że to ona powinna to robić. Kurde, dlaczego zawsze on? Zebrał wszystko do kupy i postanowił urzyć jedynego podstępu jaki przyszedł mu do głowy. O ile da radę mówić, co nie było takie oczywiste.

— Hej Atkasku! — powiedział ledwie słyszalnym głosem. Tytan jednak miał dobry słuch. Przyciągnął się dwa razy i podszedł do niego.

— Co tam herosku? Jednak chcesz mnie przeprosić za twoje wczorajsze zachowanie? — spytał sarkastycznie i znowu zaśmiał się syderczo.

— Chyba jednak nie — warknął za co dostał dwa razy w twarz. Zachwiał się i o mało nie przewrócił.

— Więc po co zakłucasz mój czas? — spytał mocno zintegrowany jego zachowaniem.

— Chcę Ci tylko powiedzieć, że jestem od Ciebie lepszy — westchnął starając się udawać obojętność.

— Co?! — uburzył się.

— Patrz jakie mam mięśnie — mówiąc to starał się to pokazać.

— Phy — przychnął — Patrz na moje!

Napiął mięśnie tak, że jedna z jego rąk była większa od całego Percy'ego. Chłopak przełknął śline. Ten potwór naprawdę go przerażał. Ale już go kiedyś pokonał. Teraz też musi dać radę.

— Phy — przychnął próbując naśladować jego głos — Tak to każdy potrafi.

— To niby, jak mam to zrobić? — szczerze zdziwił się Atlas.

— No jak to jak? — znów próbował udawać zdziwienie — w tej samej pozycji co ja.

Atlas szybko wykonał jego polecenie i po chwili pokazał Jacksonowi swój biceps, którym byłby w stanie zmieść go z powierzchni. Chłopak postanowił posunąć się jeszcze dalej.

— Phy — znowu prychnął — tak to każdy potrafi. Trzeba jeszcze trzymać niebo.

Głupi tytan bez dłuższego zastanowienia wziął od niego niebo i już chciał powielić prezentacje swojego ciała, kiedy zrozumiał co zrobił. Percy resztką sił odturlał się od niego i pierwszy raz od wielu na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaje uśmiechu.

— Nie! — wrzasnął wściekły tytan patrząc na niego z nienawiścią.

— Będziesz miał przynajmniej czas na ćwiczenia — zauważył trafnie próbując rozluźnić zdrętwiałe plecy i uspokoić drrzenie rąk.

W tym momencie do sali wbiegła Annabeth, a za nią cała ekipa Argo II. Od razu wtulił się w swoją dziewczynę nie mogąc uwierzyć, że naprawdę się udało. W głowie podziękował Nadziei, że jednak go nie opuściła i obiecał sobie w duchu, że kiedy tylko wrócą do obozu złoży jej największą ofiarę jaką będzie mógł. Nawet jeśli taka bogini nie istnieje.

— Tęskniłam Glonomóżdżku — szepnęła mu jego ukochana na uchu.

— Ja za tobą też Mądralińska — odpowiedział ledwo słyszalnie, ale był pewny, że wszyscy wiedzą o co mu chodzi.

— Teraz możecie się pocałować — zkwitował Leo, a oni nie zwracając uwagi na wściekłego tytana klnącego z tyłu po starogrecku, zrobili to.

***

706 słów.
Chyba kolejnej części już nie będzie i mam nadzieję, że będziecie usatysfakcjonowany tym zakończeniem. Napisałam to w godzinę. W urodziny wszystko wychodzi i mam świetny humor, więc tylko dzisiaj oddaje każdą gwiazdkę, komentarz i FOLLOW.
Do następnego!

One shoty || Olimpijscy HerosiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz