Rozdział 18

376 23 10
                                    

Wróciłam do Adama, okazało się, że nasz mały pacjent poddał się badaniom bez najmniejszego problemu. Krajewski chyba nieźle się z nim rozumiał albo znowu go przekupił obiecując zabawkę.. Czasami nie było innych metod, ważne, że ta zazwyczaj kończyła się skutecznie.

- Wszystko ok? - zapytał cichym głosem
Adam zwracając się w moją stronę

- Tak, tak, jak wyniki?

- Są w normie, nasz dzielny pacjent trzyma się naprawdę dobrze - mrugnął porozumiewawczo do chłopca

- Poproszę pielęgniarkę, żeby przewiozła go na dziecięcy - skomentowałam

Wyszliśmy z Adamem i skierowaliśmy się w stronę oddziału na który miał udać się chłopiec. Kiedy dotarliśmy pod salę okazało się, że chłopiec już na niej leżał. Widocznie pielęgniarka wykazała się sporą szybkością. Zauważył nas i pomachał do nas, od kiedy pojawił się w szpitalu pierwszy raz się uśmiechał.

- Co mu obiecałeś? - spytałam żartując

- Że go odwiedzę w domu dziecka - odpowiedział poważnie

- Jesteś pewny? Wiesz, że takim dzieciom nie powinno się składać obietnic bez pokrycia - skomentowałam

- Nie ma problemu, pojadę do niego to naprawdę fajny chłopak i bardzo mądry. Mam nadzieję, że uda mu się znaleźć rodzinę zastępcza, że ktoś się nim zaopiekuje, on tego potrzebuje - powiedział spokojnym tonem

- Od tej strony Cię nie znałam - spojrzałam czułym wzrokiem na Krajewskiego

- Bo jeszcze mało o mnie wiesz - rzucił

Wracaliśmy na Izbę przyjęć, Adam był jakby nieobecny, historia tego chłopca musiała go bardzo poruszyć.

- Gdzie Wy tak długo byliście? - powitał nas lekko zdenerwowany głos dyrektora szpitala

- Przepraszamy, ale odprowadzaliśmy pacjenta na oddział - powiedziałam w imieniu swoim i Krajewskiego

- Od kiedy to transport należy do waszych obowiązków? Myślałem, że tym zajmują się... pielęgniarki? - zapytał z ironią

- Taak, ale to był wyjątkowy pacjent - odezwał się nagle chirurg

- Wyjątkowy?

- Chłopiec z domu dziecka.. - odpowiedział cichym głosem

- Trzeba było tak od razu, rozumiem, tacy pacjenci nie są łatwi, no dobrze, ale teraz zabierajcie się do roboty, zobaczcie jaka jest kolejka przed izbą - dyrektor powiedział łagodniejszym tonem

Dzieci zawsze były dla niego ważne, lubił się z nimi spotykać, rozmawiać, często był łapany jak przechadzał się po oddziale dziecięcym i odwiedzał małych pacjentów, dlatego jego reakcja na tego chłopca nie zdziwiła mnie.

- To co ja szyję, a Ty lecisz z opatrunkami i zlecaniem badań - wydałam polecenie mojemu krótszemu stażem koledze

- Ok, ale Ty za to wypełniasz karty pacjentów - spojrzał wymownie w moim kierunku

- Niech będzie - odpowiedziałam

No nie powiem nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy, papierkowa robota to najgorsze co może spotkać chirurga, ale przyjęłam to na przysłowiową klatę i powiedziałam sobie w duchu : ,,Spokojnie Consalida nie robisz tego pierwszy ani ostatni raz".

Dzień zleciał nam szybko. Ciągle się coś działo zresztą jak to na Izbie przyjęć, mimo, że przypadki się powtarzają to jest ciekawie. Kiedy nasz dyżur dobiegł końca, padaliśmy ze zmęczenia.

Zaproponowałam jednak Adamowi abyśmy poszli zobaczyć co u tego małego chłopca. Chirurg oczywiście się ucieszył. Przez szybę zobaczyliśmy, że Kubuś (Adam opowiadał, że właśnie tak ma na imię) już śpi, przytulony do szpitalnej poduszki, miał bardzo smutny wyraz twarzy. Zrobiło mi się go naprawdę szkoda, nikt nie siedział przy jego łóżku, nikt nie trzymał go za rękę, był zupełnie sam ze swoją chorobą

Spojrzeliśmy na siebie z Adamem i wiedzieliśmy, że chcemy tego samego. Ten chłopiec musiał wyzdrowieć. Jego układ wydalniczy może wrócić do normy, a co za tym idzie może uda zamknąć mu się stomię.

- Chodź, idziemy, jesteśmy po ciężkim dyżurze, trzeba się zregenerować, jutro też jest dzień - pociągnęłam Krajewskiego w stronę wyjścia

Wyszliśmy przed szpital, odwróciłam się w jego stronę

- To musi się udać, zrobimy wszystko co w naszej mocy, słyszysz? - powiedziałam z mocą w głosie podnosząc jego podbródek tak by mógł spojrzeć na mnie

- Podejmiesz się tej operacji? - zapytał z nadzieją w głosie

- A Ty nie? - odpowiedziałam pytaniem

- Mogę, serio? - pytał z niedowierzaniem

- Możesz mi zaasystować, takiej operacji nie odpuszczę - mrugnęłam w jego stronę

Było widać, że od razu poczuł się lepiej. Usłyszałam jakiś klakson, momentalnie się odwróciłam i zobaczyłam samochód Oliwiera

- Sorry, nie chciałem przeszkadzać, ale obawiam się, że moglibyście nigdy nie skończyć.. - rzucił przez uchyloną szybę

- Masz te klucze? - zapytałam od niechcenia

- Jasne, przecież po to tu przyjechałem - powiedział

- Nie musiałeś..

- Ale chciałem zobaczyć tego doktorka przez którego nasz związek się rozpieprzył - skomentował z grozą w głosie uderzając ręką o kierownicę

- Wystarczy Oliwier, dzięki za klucze - odpowiedziałam i odeszłam w stronę Adama

- Masz z nim jakieś problemy? - zapytał z troską

- Nie, oddawał klucze do mieszkania, nie może znieść naszego widoku - powiedziałam

- A ja tam nie narzekam na widoki i nie żałuję, że wasz związek się rozpadł, wybacz

W tym momencie objął delikatnie moją twarz i pocałował mnie. Robił to niebywale. Nie narzucał zabójczego tempa. Pocałunki z nim to była przyjemność..

Przyjemność, która pewnie będzie kosztowała wiele..




Wszystkie drogi prowadzą do Ciebie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz