Lustro

672 23 4
                                    

Nadszedł poniedziałek. Początek tygodnia. Przez wielu uważany za przeklęty, głównie za sprawą tego, że trzeba wybrać się do pracy po kilku dniach odpoczynku. Inaczej o tym dniu myślała Sylwia. Szykując się do pracy siedziała przed lustrem i patrzyła w swoje odbicie. Jeszcze kilka dni temu nie pomyślałaby, że w tej chwili będzie tak szczęśliwa. Patrzyła na siebie i przypomniała sobie dzień, w którym pierwszy raz miała iść na rozmowę kwalifikacyjną, siedziała w tym samym miejscu rozmyślając nad tym co powinna mówić, jak się zachować, a nawet jak ubrać. Dziś, na tym samym krześle, w tym samym domu zdała sobie sprawę, jak jej życie zmieniło się na przestrzeni tych dwóch lat. Stała się oficjalnie Panią Mecenas, ma dobrą pracę i jest... zakochana. Mimowolnie na jej twarzy zagościł uśmiech. Tyle się zmieniło, wydarzyło się tyle złego i dobrego, że ciężko w to uwierzyć. A najważniejsze jest to, że w tym całym wariactwie jest po prostu sobą, otacza się ludźmi, którzy jej pomagają i którzy ją kochają. Czego chcieć więcej. Z zamysłu wyrwał ją dzwonek do drzwi. Otworzyła je i na twarzy zagościł jej uśmiech. Po drugiej stronie stał Paweł.

- Cześć. Gotowa?

- Przecież nie musiałeś specjalnie po mnie przyjeżdżać.. Dałabym jakoś radę.

- Wiem, ale chciałem. To co jedziemy?

- Wezmę tylko torebkę.

Po kilkunastu minutach jazdy Paweł zaparkował pod kancelarią. Spojrzał na Sylwię, która patrzyła przez szybę zamyślona.

- Nad czym tak intensywnie myślisz?

- Jakoś tak się rozmarzyłam po tym weekendzie. Jakby nie wszystko do mnie dotarło. Zdałam sobie sprawę ile ostatnio się wydarzyło w moim życiu i ... sam rozumiesz, ogarnia mnie lekki szok.

- A to kompletnie niepotrzebne, w zasadzie to było do przewidzenia. W sensie to, że kiedyś nadejdzie ten piękny dzień, kiedy będziemy właśnie w tym miejscu o tym rozmawiać. Żałuje tylko, że tyle czekaliśmy. Ale było warto. - po tych słowach Paweł pocałował Sylwię. Blondynka uśmiechnęła się i rzekła:

- Dosyć tego dobrego, wracamy do pracy Panie Mecenasie.

Wchodząc do kancelarii nie spodziewała się niczego nadzwyczajnego. Weszła przed Pawłem i na chwilę zatrzymała się przed lustrem. Po raz kolejny dziś zobaczyła swoje odbicie i po raz kolejny stwierdziła, że uśmiech nie zszedł z jej twarzy. Czerwona marynarka w połączeniu z czarną obcisłą sukienką dodatkowo tworzyły obraz kobiety niezależnej i pewnej siebie, mimo że Sylwia zdawała sobie sprawę, że pod skórą kryje się w niej krucha istota, która marzy o spokoju i szczęściu. I wiedziała, że być może teraz wszystko się spełni, za sprawą człowieka, który właśnie stanął obok niej. Widziała w lustrze teraz ich oboje, gdyby mogła zatrzymałaby chwilę, aby skopiować obraz z lustra i oprawić go sobie w ramkę, bo ciągle nie mogła uwierzyć, że to wszystko na prawdę się dzieje. Spojrzeli się na siebie, uśmiechnęli i poszli do sekretariatu przywitać się z Martą.

- Cześć Martuś - powiedziała Sylwia

- Jezus Maria Sylwia! Jesteś cała?! Boże, tak się wszyscy baliśmy, dobrze że mecenas Radecki stanął na wysokości zadania i WRESZCIE zachował się tak jak powinien.

- Pani Marto, nie bardzo rozumiem..

- Aj no Panie Mecenasie, bo tak Pan krążył, krążył no i w końcu wylądował. Dopiero jak mi to Krzysiaczek wyjaśnił to mi się wszystko rozjaśniło. No na prawdę.. kto by się spodziewał, takie z Was ciche wody..

Sylwia i Paweł uśmiechnęli się tylko do siebie i nie ciągnęli już tematu, mimo że Marta jeszcze pod nosem dokańczała swoje teorie.

- Pani Marto, jest dla nas jakaś poczta?

- Tak tam na biurku niech Pan sobie weźmie.. Ale Sylwia całe szczęście, że jesteś tu dzisiaj cała i zdrowa, Boże całe szczęście.. Ale zaraz.. Tak właściwie, to gdzie Ty byłaś przez cały weekend?!

- Martuś.. na prawdę muszę się wreszcie wziąć do pracy. Potem pogadamy okej?

- No dobrze dobrze, trzymam Cię za słowo.

Oboje bardzo chcieli ulotnić się z tego pokoju i z ognia pytań Marty. Czasami lepiej mówić mniej i niektóre rzeczy pozostawić tylko w swoich wspomnieniach. Wychodząc z sekretariatu już mieli nadzieję na chwilę spokoju, ale nagle otworzyły się drzwi kancelarii i zza nich wyłonili się kolejno Iga, Marcin, Marek i... Krzysiek.

- O nie.. - pomyślał Paweł i spojrzał na Sylwię, która była tym faktem nieco przybita. Chciała wreszcie usiąść w gabinecie i w spokoju pomyśleć. A kiedy zobaczyła ten tłum, wiedziała, że jej plany legły w gruzach. Wszyscy po kolei zaczęli do niej podbiegać, przytulać i zadawać miliony pytań. Oszołomiona nie wiedziała co powiedzieć i na szczęście z opresji uratował ją Paweł.

- Posłuchajcie.. tamten wieczór był dosyć trudny dla nas wszystkich. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i jesteśmy tu w komplecie. Ale..

- Panie Mecenasie Goła Kostko dokładnie.. z ust mi Pan to wyjął. - rzekł Krzysiek - wszystko się dobrze skończyło, to najważniejsze i dodatkowo troszeczkę się pozmieniało, w sumie to tak sporo, że ho ho - po tych słowach wymienił spojrzenia z Marcinem, Markiem i Igą, która w ostateczności rzekła:

- Bardzo się wszyscy cieszymy!

- Ale z czego? - powiedziała Sylwia

- Że wreszcie się dogadaliście i przestaliście udawać - wtrącił się Marcin

Sylwia patrzyła na wszystkich po kolei i nie rozumiała co się właśnie stało. Cała kancelaria cieszy się z tego, że ona i Paweł wreszcie powiedzieli sobie co czują.

- Mecenasie, ja się cieszę, żeby nie było, bo kocham moją siostrę miłością czystą i oczywistą i jak ona jest szczęśliwa to ja też, ale żebyś Pan wiedział, że ja mam Pana na oku i jedno drobne potknięcie to ja Pana zniszczę i będzie Pan... no zniszczony.

Słowa Krzyśka wywołały uśmiech na twarzy wszystkich obecnych. Sylwia, która przed chwilą jeszcze nie wiedziała co właściwie odbywa się w murach tej kancelarii stała się bardzo szczęśliwa. W jednej chwili wszystkie troski zniknęły i liczyło się tu i teraz, to że stała obok Pawła, który tak samo zdziwiony jak ona porzucił etykietę i przyciągnął ją do siebie i pocałował. Bo skoro wszyscy tak jak oni na to czekali.. to czemu nie.

Po kilku godzinach nadszedł koniec pracy, która dzisiaj przebiegała w wyjątkowo przyjaznej atmosferze, setki uśmiechów i miłych słów zadziałały na Sylwię bardzo pozytywnie. Zbierała swoje rzeczy, kiedy do gabinetu wszedł Paweł.

- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. Wchodzisz w to w ciemno?

- No nie wiem.. Nie mam pojęcia co Ci chodzi po głowie i czy mogę Ci zaufać.

- Teraz to Ty już musisz mi zaufać - zbliżył się do niej i patrzył głęboko w oczy, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Zatem zaryzykuję. Ale pod warunkiem, że powiesz o co chodzi - zaśmiała się Sylwia.

- No dobrze.. na niespodzianki przyjdzie czas, ale dzisiaj.. z racji tego, że zaczęliśmy to wszystko w dosyć nieoczekiwany sposób i w zasadzie nie byliśmy na prawdziwej randce chciałbym Cię na nią zabrać. Co Ty na to?

- Hmm, no nie wiem. - blondynka uśmiechnęła się szeroko - Jestem na tak.

- Potrafisz trzymać w napięciu nie ma co..

- Oj Pawełku, nie narzekaj.

- Ja nie narzekam, ja się z tego cholernie cieszę.

W doskonałych nastrojach opuścili gabinet. W drodze do wyjścia Sylwia znów zatrzymała się przy lustrze i spojrzała na siebie po raz trzeci w ciągu tego dnia. I po raz kolejny była zdziwiona tym, że za każdym razem kiedy w nie spogląda widzi się coraz bardziej szczęśliwą, a powodem tego jest brunet o niebieskich oczach. Wiedziała, że lustro nie oszukuje. Odwróciła się do Pawła i z nieukrywaną radością pozwoliła zabrać się na umówioną randkę. Tak jak robią to prawdziwi zakochani.


Rozprawa o szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz