Verdadero

244 37 19
                                    

Sicheng i Yuta przyjaźnili się od niepamiętnych czasów. Mieszkali tuż obok siebie. Na wspólnej zabawie spędzali całe godziny, a gdy mieli już się pożegnać nie obeszło się bez płaczu. Chodzili razem do przedszkola czy też żłobka.
Po prostu byli nierozłączni.

Kiedy państwo Nakamoto przeprowadzili się na wieś, mały Sicheng tak płakał, że niebawem jego rodzina również się tam wyprowadziła. Zamieszkali w małej wiosce, otoczonej jeziorem i lasami. Siedmiolatkowie uwielbiali nielegalnie biegać po polach razem z Pimpkiem.

Pimpek to mały kundelek przygarnięty przez Yute. W czasie porannego spaceru mama chłopaka znalazła go porzuconego w rowie. Od tej chwili został stałym członkiem rodziny i towarzyszem chłopców.

Oczywiście Yuta i Sicheng chodzili razem do szkoły. Niestety Sicheng był często wyśmiewany z powodu swojej niezdarności. Podczas jednego takiego ataku, Yute zamknięto w schowku sprzątaczki aby nie mógł pomóc. Chińczyk płakał, a bezradny Yuta razem z nim.

Na szczęście był jesze Taeyong - starszy brat Sichenga. Taeyong lubił Yute. Cieszył się, że jego brat ma wspaniałego przyjaciela, który zawsze mu pomoże.
Teraz Taeyong pomógł Sichengowi.
Obronił go przed dręczycielami, dopilnując aby nigdy nie staneli mu na drodze. Chłopak pojął wtedy, że chce być taki jak Taeyong. Taeyong stał się dla niego wzorem.

Lata mijały i chłopcy dorastali.
W wieku jedenastu lat stało się coś co zmieniło ich życie.

Październik, jesień. Noc staje się coraz dłuższa. Pomalowane na ciepłe barwy liście powoli spadają z cieńkich gałęzi drzew.
Wszystkie te i inne rzeczy powodują charakterystyczny nastrój.

W piątki po szkole Sicheng i Yuta wychodzili na długi spacer po lesie.
To była ich taka mała tradycja.
Teraz nie było inaczej.
Dwójka jedenastolatków spacerujących z pieskiem po lesie, rozmawiających o ulubionych grach i przyglądających się pięknie jesieni.

Ułamek sekundy. Sicheng leży na ziemi. Pies szczeka. Yuta wpada w panike. Auto jedzie dalej. Jakby nic się nie stało.

Japończyk nie wiedział co robić. Niby miał w szkole te wszystkie zajęcia ,ale czuł jakby wiadomości wyparowały z jego głowy. Sicheng mógł zaraz umrzeć, nie on mógł już nie żyć.  Po chwili trochę się opanował. Roztrzęsioną ręką wyciągnał z kieszeni telefon i wybrał pierwszy lepszy numer.

Taeyong przyjedź szybko do lasu. Sicheng umiera.

Po 5 minutach przyjechała karetka z Taeyongiem. Dobrze, że on chociaż po nią zadzwonił.
Yuta nic nie zrobił. Bał się pomóc. Mógł jeszcze bardziej  wszystko zepsuć.
Przecież miał tylko jedenaście lat.
Karetka z półmartwym Sichengiem  odjechała. Starszy kazał Yucie zostać i odprowadzić Pimpka. Dodał też, że głowa do góry. Nic z nim nie będzie.

Tym razem nie miał racji.
Sicheng zapadł w śpiączke. Dla wszystkich był to ciężki czas. Japończyk nie mógł przestać myśleć o przyjacielu. Kiedy tylko zamykał oczy widział martwego Donga. Spał bardzo mało, zaniedbywał nauke, dręczyły go okropne koszmary.

Przez pierwsze dwa miesiące nie tracono nadzieji. W sali chińczyka zawsze było pełno. Zakazywano myśleć o złych rzeczach. Czekano na ten wielki dzień. Stan chłopaka był bardzo dobry. Lekarze przysięgali, że to nie będzie trwało długo.
Yuta liczył dni.
Później przestał.

6 lat, 6 lat w śpiączce był jego jedyny przyjaciel. Nadzieja z dnia na dzień malała. Yuta nie potrafił normalnie funkcjonować. Liczne wizyty u psychologa nie przynosiły trwałych efektów.
Mówili mu aby zapomniał o Sichengu
.
Gdyby tylko tak się dało.

Życie śpiącego mogło skończyć się w każdej chwili - ta informacja przekazana przez lekarza wstrząsnęła dwoma rodzinami. Znowu wszyscy spotykali się przy chłopaku by chociaż trochę przy nim pobyć. Taeyong opowiadał mu jak to bez niego jest smutno i jakie życie jest piękne. Pani Dong prosiła kapłanów o modły. Starano się rozglośnić sprawę.

Japończyk wagarował. Rodzice wiedząc w jakiej jest sytuacji nie prowadzili go nachalnie do szkoły. Cały dzień spał. Wieczorami zawsze przyjeżdzał taksówką do szpitala. Siedział całą noc przy Sichengu i wpatrując się w jego spokojną twarz, łkając pod nosem, prosił go aby się obudził.

Dla niego.

Zbliżał się wschód słońca. Kolejny raz Yuta opuszczał sale przyjaciela. Nim odszedł pocałował jego czoło i delikatnie się uśmiechnął. Wyszedł ze szpitala jak nigdy spokojny. Miał wyjątkowo dobre przeczucia.

Dong Sicheng nie żyje.

Zakończył swój żywot chwilę po odwiedzinach pana Nakamoto Yuty.

Natychmiast, po otrzymaniu takiego telefonu, wszyscy zebrali się po raz ostatni do chłopaka. Leżał przykryty szarą płachtą.
Kiedy pani Dong podeszła i odsłoniła jego twarz wybuchła histerycznym płaczem. Jej mąż starał się ją uspokoić, ale w jego oczach też było widać łzy. Nie mineła chwila a wszyscy albo płakali, albo starali się ukryć napływające łzy do oczu.

Yuta stał spokojnie.
Oczywiście nie był szczęśliwy, jednak nie czuł potrzeby wylewania łez.

Kiedy wszyscy wyszli on uśmiechnął się delikatnie, pogładził jego policzek i powiedział...

Ciekawe o czym tak długo śniłeś Sichenggie

             

                                 End

.
Przeprszam za mój beznadziejny charakter pisma. Szczerze go nienawidzę.
Z tego też powodu bałam się pisać tego rozdziału. Nie jest chyba taki zły.
Myśle, że zostało w tym wszystko wyjaśnione i moja idea zrozumiana.
Kończe tego fika.

Chciałabym też Wam podziękować za wszystkie gwiazdki, wyświetlenia czy inne takie. Jakby komuś się chciało napisać co sądzi o tym czymś to proszzz

Yo

wakey - wakeyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz