Rozdział 4

5.7K 482 362
                                    

~Magnus~
- Prezesie... - mruknąłem, w zamyśleniu pocierając swoją brodę.

Wpatrywałem się właśnie w dwa noże leżące na kuchennym blacie przede mną. Chciałem ukroić sobie kawałek jabłka, lecz stanąłem przed bardzo ważnym wyborem pomiędzy nożem z rączką różaną, a fioletową.

Moje niezdecydowanie czasami mnie dobija. Z jednej strony różany kolor jest śliczny, kojący. Więc ze spokojem odkroił bym kawałek owocu, lecz z drugiej strony kolor fioletowy sprawia atmosferę tajemniczości, dlatego też nie wiedział bym, czy od danego noża zdobył bym większy czy mniejszy kawałek jabłka...

Próbowałem wesprzeć się w swoim kocie, który chodził po kuchni, jednak zwierzę pomagało mi tylko w czasie wyboru ubrań, a nie tego, jakim nożem mam przygotować sobie posiłek. Dość chamskie, prawda?

W końcu wywróciłem oczami i sięgnąłem dłonią w stronę różanego koloru. Jednak zatrzymałem rękę w połowie drogi, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. O! To znak.

Oderwałem więc wzrok od różanej rączki i wyciągnąłem dłoń do tej fioletowej. Znowu przerwało mi pukanie... Mam więc użyć widelca?

Moja ręka wyciągnęła się w stronę sztućca zwanego widelcem. I gdy już tknąłem opuszkami palców metalowej powłoki, te cholerne drzwi... Okey, ktoś najwyraźniej daje mi znaki, bym zrozumiał to, że jestem za gruby i starczy jedzenia na dziś.

- A ty mnie okłamałeś, gdy pytałem, czy dobrze wyglądam - spojrzałem z urazą na Prezesa Miau.

Zwierzę głośno miauknęło i znikło zza otwartymi do kuchni drzwiami. Ja natomiast westchnąłem głośno, obróciłem się na pięcie i poszedłem zobaczyć, kogo los do mnie sprowadza.

Może Ragnor? Ten zielonoskóry ciota lubi wpadać z niezapowiedzianą wizytą... A może Catarina? Cóż, ona w sumie najpierw dzwoni, by upewnić się, że jestem w domu, a nie w klubie... A może w ogóle Tessa? Dawno nie rozmawiałem z tą czarownicą.

Chwyciłem za klamkę i lekko uchyliłem drzwi, wystawiając przez szparę tylko głowę, którą przekrzywiłem. Ujrzałem, jak drobinki brokatu opadły z moich włosów.

Jak szybko otworzyłem drewnianą powłokę, tak miałem ochotę ją zatrzasnąć z hukiem, gdy ujrzałem przed sobą anielską runę na dekolcie jakiejś dziewczyny. Tak więc zrobiłem.

Zatrzasnąłem drzwi przed nosem kilku Nocnych Łowców i uśmiechnąłem się do siebie. W sumie dawno już nie bawiłem się w denerwowanie dzieci anioła... I zapomniałem, że to takie fajne.

Jednak chcąc iść do salonu z zamiarem napicia się martini i pooglądania telewizji, nie mogłem tego zrobić z powodu tego, iż Nocni Łowcy okazali się uparci. Pukanie w drzwi ponownie dobiło do moich uszu. Ehh... No niech już będzie.

- Co wy chcecie? - otworzyłem drzwi na oścież.

Zlustrowałem wzrokiem twarz pięknej Nocnej Łowczyni, której długie i ciemne włosy opadały na ramiona. Dziewczyna miała przejętą twarz, i za chwilę dowiedziałem się, co było powodem jej trosk.

Obok niej stał jakieś blondyn, który w swoich objęciach trzymał rudowłosą postać. Oddychała ciężko, a powieki co chwila unosiły się i opadały. Poza tym, za całą trójcą zauważyłem jakieś wystające strzały z kołczanu, jednak nie mogłem się długo im przyglądać.

- Magnus Bane? - czarnowłosa zwróciła na siebie moją uwagę. - Proszę, pomożesz nam? Rana nie chciała się zagoić. Jest od demona.

- Proszę - powtórzył blondyn.

Aż zdziwiłem się temu, że Nocny Łowca może czuć na raz tyle negatywnych emocji. No, w ogóle emocji. Chłopak był wystraszony, spanikowany i zawzięty jednocześnie, więc nie trudno było się nie domyślić jego uczuć do osóbki, którą trzymał w ramionach.

𝕎𝕒𝕣 𝕆𝕗 ℍ𝕖𝕒𝕣𝕥𝕤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz