Rozdział 11

5.2K 415 242
                                    

Dedykacja dla @Natalia51400 💪💖💪💜😏🔥

~Alec~
Szliśmy jeszcze lasem około dziesięciu minut, dopóki Magnus się nie zatrzymał, a z nim i ja. Nie miałem pojęcia, czy czarownik przypadkiem nie widzi w ciemnościach. Cóż, było to bardzo prawdopodobne. Ciekawe, jakie jest jego znamię...

Zamrugałem kilkakrotnie oczami, gdy oślepił mnie jakiś blask. Stawiam na magię Magnusa, bo zdążyłem zauważyć, jak machnął ręką, z której posypały się błękitne iskierki. Nawet ładnie to wyglądało...

Gdy się rozejrzałem, zauważyłem to, co stworzył Bane. Nad nami unosiły się stada jasnych świetlików, a na pniach drzew, które nas otaczały znalazły się pochodnie, z których emanował błękitny ogień. Już nie było ciemno. Natomiast przed nami znajdowała się okrągła, mała polana, gdzie nie było drzew. Zamiast tego w jej środku ustawiona była kusząca tarcza.

Okey, cała sceneria była dość... Musiałem przyznać chociaż w myślach... Że romantyczna.

~Magnus~
Z uśmiechem wpatrywałem się w Alexandra, który nie przestawał się rozglądać. Światła ognia i świetlików, które stworzyłem, pięknie odbijały się w jego oczach. Wyglądał jak zaciekawione dziecko. I jednocześnie chyba o czymś zapomniał, bo wciąż trzymał moją rękę...

Wykrakałem. Jestem idiotą.

- Już nie jest ciemno - powiedział po dłuższej chwili Nocny Łowca i zabrał swoją rękę.

Zrobiło mi się zimno.

- Ehh, jesteś bezduszny...

Zdaję się, że Alexander mnie nie słuchał, bo po prostu ruszył przed siebie w skupieniu. Zatrzymał się za kilka metrów, wziął w ręce swój łuk i strzały, i zaczął naciągać broń.

Nie mogłem powstrzymać się jednak od czegoś, co zrobiłem za chwilę... Mam nadzieję, że przez to nie zginę, nadziany na grot strzały Alexandra, którego reakcji jestem bardzo ciekawy...

Szybko podreptałem do skupionego Nocnego Łowcy. Akurat celował w tarczę, jednocześnie rozszerzając nieco swoje nogi, bądź napinając mięśnie brzucha i rąk. Na twarzy malowało się wyłącznie zaangażowanie i spokój.

Zanim zatrzymałem się kilka metrów od Alexandra, po drodze musnąłem ustami jego policzek. Strzała od razu została wypuszczona z głośnym świstem przecinającym powietrze.

Zatrzymałem się pod drzewem. Nad moją głową żarzył się niebieski płomień, a ja spojrzałem w kierunku tarczy. Nie zauważyłem w niej wystającej strzały. Za to znalazła się ona w pniu drzewa.

Kiedy spojrzałem na Alexandra, miałem ochotę zacząć piszczeć. Ciągle był w tej samej pozycji, sztywny, wręcz zestresowany, co chwila otwierał i zamykał usta. Lecz nie tylko to spowodowało moje zadowolenie. Pierwszy raz zauważyłem rumieńce Alexandra Lightwooda.

Pokrywające większość twarzy, róż przeistaczał się w czerwień, ilekroć Łowca zerkał na mnie kątem oka, ale za sekundę wracał spojrzeniem przed siebie, w miejsce, gdzie miała się znaleźć strzała, a tego nie zrobiła.

- Przepraszam, skarbie - zachichotałem uroczo. - Nie wiedziałem, że umiem aż tak odwracać uwagę. Oh, znaczy wiedziałem, ale nie wiedziałem, że ty też będziesz moją ofiarą.

- N-nienawidzę cię... - oznajmił chłopak.

Za moment równie zaskoczony co ja, wytrzeszczył oczy, gdy zorientował się, że jego język się zająknął. On się jąka?!

~Alec~
To po prostu niemożliwe, żebym się jąkał. Niemożliwe, żebym czuł, że pieką mnie policzki. Niemożliwe, żebym zaczął się wstydzić. Magnus najwyraźniej rzucił na mnie jakieś idiotyczne zaklęcie.

𝕎𝕒𝕣 𝕆𝕗 ℍ𝕖𝕒𝕣𝕥𝕤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz