Rozdział 34

4.2K 334 163
                                    

~Alec~
Otworzyłem oczy i od razu przeszkodą w normalnym widzeniu okazało się jasne, promienne światło, bezwstydnie padające na łóżko z okna. Chamstwo słońca z rana nie zna granic. Szczególnie wtedy, gdy ma się dzień wolny. Ale na szczęście może znajdować się obok nas osoba, co błyszczy równie jak ta podniebna gwiazda, a z jej obecności jesteśmy jak najbardziej zadowoleni. W moim przypadku jest to gwiazda imieniem Magnus Bane.

Na moje spierzchnięte przez noc usta mimowolnie wpłynął aprobujący uśmiech, kiedy przypomniałem sobie przez mgłę wczorajsze wydarzenia. Głupie teksty głupiego Magnusa, które mimo wszystko - podobały mi się. Bezpośrednie czyny czarownika gdy w sekundę powiększył moją koszulkę i wcisnął się do niej. Cicha obietnica cierpliwości i wyrozumiałości, podczas upartego trzymania swoich rąk przy sobie i nie dotykania mnie. To było urocze z jego strony. I mówiło mi o tym, że czarownikowi jednak na mnie zależy.

I w końcu wspólne położenie się do łóżka, i nawet podczas senności - nie zaprzestanie zaciętej i niezwykle interesującej rozmowy o przyszłym śniadaniu. Czyli dzisiejszym.

- Skarbeńku...

Podparłem się na jednym łokciu i spojrzałem w bok, na twarz Magnusa. Oczy były zamknięte i delikatne, pod nosem krył się minimalnie widoczny uśmiech, a idealnie kształtne brwi czasami się do siebie zbliżały. Ciekawe o czym mężczyzna śni. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że na mojej jednej ręce leży właśnie ciało śpiącego Magnusa, którego noga owinięta jest wokół mojej. Ręka Bane'a natomiast spoczywała na mojej klatce piersiowej, a jeden z palców zachaczył o kołnierz koszulki i niewyczuwalnie - ale jednak - ciągnął ją w dół. Mógłbym budzić się w takich pozycjach...

- Ragnor... Kochanie... - mruczał przez sen Magnus, powolnymi ruchami się we mnie wtulajac. Chwila... Ja napewno dobrze usłyszałem?

Co za Ragnor? I jakie kochanie?!

- Skarbie najdroższy... Daj buziaka... Ragnorku...

Tia... Zrozumiałem. Czyli Magnus ma jakiegoś kochanka... Poczułem bolesne i zimne ukłucie w sercu. Więc dlaczego całował się ze mną? Dlaczego to mnie przytulał, i co gorsza dawał do zrozumienia, że mu na mnie zależy? Skoro już kogoś ma...?

Jednak nie miałem ochoty udusić Magnusa, a raczej siebie. Za swoją naiwność i wzrastającą ufność, po jakichś miłych słówkach odebranych od drugiej strony. Jestem idiotą. Nabrałem się na gierki Podziemnego. W sumie - mogłem się tego spodziewać i być na to przygotowany. Tylko, że właśnie nie byłem. Cholera jasna, dlaczego to tak boli...?

Pomyślałem, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie zwykłe opuszczenie mieszkania Magnusa Bane'a. Poradzę sobie z magią. Już dawno temu przekonałem się że smutek i ogromne rozczarowanie sprawia, że nie mam na nic sił i wszystko jest mi obojętne, trudno mnie zdenerwować. Czyli idealny bagaż na powrót do Instytutu, co zamierzałem zaraz zrobić... A mogłem nie ufać Podziemnym.

***
~Magnus~
Otworzyłem oczy gdy moje ciało obudziło się do życia. Od razu poczułem na ustach rozbawiony i delikatny uśmiech. W głowie przelatywały mi bliskie wspomnienia ze snu, który obecny był w moim umyśle tej nocy. Ciekawego snu. Byłem tam ja, Ragnor i Alexander, stojący wśród latających ryb. Chyba byliśmy pod wodą, w królestwie syren. Cóż, napewno było niebiesko.

Obok mnie stał przystojny Nocny Łowca. Obejmowałem go w pasie, wjeżdżałem dłonią pod materiał czarnej koszulki i rozpływałem się, podczas czułych pocałunków, które chłopak składał na mojej szyi. A przed nami stał Ragnor. Nie wiem dlaczego to robiłem, ale nazywałem go swoim kochaniem bądź innymi, miłosnymi określeniami. Chyba mówiłem tak tylko dlatego, że widziałem iż rozbawia to mojego chłopaka, a Ragnora malowniczo obrzydza. Tak, to był udany sen. I nagle wróciłem do rzeczywistości...

𝕎𝕒𝕣 𝕆𝕗 ℍ𝕖𝕒𝕣𝕥𝕤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz