Dom Chenle na święta to zdecydowanie jedna z najcudowniejszych rzeczy, jakie mógł w swoim młodym życiu zobaczyć Jisung. Wszystko jest jak zawsze pięknie ozdobione lampkami wiszącymi w oknach, na drzwiach porozwieszane są wianki, a w powietrzu unosi się zapach pysznego jedzenia. Z salonu słychać też wesołe głosy i śmiechy, co świadczy o tym, że wszyscy, albo chociaż większość, już na pewno siedzi wspólnie przy stole, oczekując spóźnionej dwójki.
Jisung czuje się wyjątkowo nieśmiało, choć zawsze świąteczna kolacja budziła w nim jedynie pozytywne odczucia. Od poprzedniej wieczerzy jednak sporo się wydarzyło, a on wciąż nie potrafi spojrzeć choćby na dłuższą chwilę na Chenle, który bierze od niego kurtkę i wiesza ją na jednym z wieszaków. Po nim również widać pewną niezręczność, której nie potrafi ukryć, przez co peszy młodszego jeszcze bardziej.
Dlatego też bez słowa wkraczają do salonu, gdzie wzrok wszystkich od razu się na nich kieruje, a zewsząd słychać głośne powitania dwudziestu członków rodziny Zhong, którzy z radością witają i blondyna, i jego przyjaciela, którego tak dobrze znają. Ich otwartość nieco pomaga Jisungowi, który wciąż w środku cały drży i w końcu po przywitaniu się ze wszystkimi, siada na wolnym miejscu. Po chwili siada i Chenle, zajmując miejsce obok niego. Przez chwilę zerkają na siebie, aby znów szybko odwrócić wzrok, patrząc gdzieś w przestrzeń.
— Och, spóźnialscy już są. Jisung! Tak się cieszę, że przyszedłeś! — Z kuchni przychodzi w końcu pani domu i ściska mocno chłopaka, jakby nie widziała go całą wieczność, a nie miesiąc. — Naprawdę myślałam, że w tym roku cię z nami nie będzie! Matko kochana, ale zmarzłeś, biedaku. — Dopiero teraz zauważa jego czerwone poliki i drgawki, które nim targają pomimo tego, że znajduje się już w ciepłym pomieszczeniu. Chenle na ten widok nawet nie chce myśleć, ile musiał stać sam na tym zimnie. — Zaraz zrobię ci herbatki.
— Cieszę się, że... że jednak udało mi się tu przyjść. Przepraszam za kłopot.
— Och, nie wygłupiaj się.
Chenle wbija wzrok w swój talerz, a na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu, który zwraca uwagę Jisunga. Gdy jednak Chenle unosi na niego wzrok, ten swoim ucieka na dwuletniego chłopca siedzącego na kolanach brata pana Zhonga. Niezbyt lubi dzieci, ale już woli gapić się na nie, niż złapać kontakt wzrokowy z chłopakiem, od którego trzymał się z dala cały miesiąc, a teraz jak gdyby nigdy nic może obok niego siedzieć.
Pani Zhong wraca w końcu z kuchni z dużym kubkiem ciemnej herbaty i stawia przed Jisungiem, który uśmiecha się z wdzięcznością, obtaczając naczynie swoimi dłońmi.
Rodzice Chenle ku oczekiwaniu wszystkich w końcu rozpoczynają oficjalnie kolację. Mimo że to ważny dla nich religijnie czas, nie trzymają się ustalonych norm. Traktują święta bardziej jako okazję do okazania miłości rodzinie, z którą mogą wspólnie zasiąść przy stole. Uwielbiają co roku przygotowywać nowe potrawy, które i tak szybko znikają z talerzy.
CZYTASZ
𝐦𝐢𝐬𝐬𝐢𝐨𝐧𝐬 𝐢𝐧𝐜𝐨𝐦𝐩𝐚𝐭𝐢𝐛𝐥𝐞 | 𝐜𝐡𝐞𝐧𝐬𝐮𝐧𝐠
FanfictionO tym, jak czasami trudno jest kogoś zeswatać. × school au | fluff | romans | komedia | bromance × paring poboczny; nomin × beta; Yeeolliee