— Nie wierzę, że się na to zgodziłem... — mruczy cicho Jisung, idąc tak blisko Chenle, jak tylko się da. Ten póki co nie skupia się zbytnio na przerażonym szepcie chłopaka, tylko ostrożnie wymierza kroki, aż w końcu dolicza do pięciu tysięcy. Dzięki mocno święcącej latarce mogą rozejrzeć się po okolicy, która przywołuje im na myśl najstraszniejsze horrory.
Chenle, widząc w jakiej panice znajduje się jego przyjaciel, stara się nie dać po sobie poznać, że on sam również nieco się boi. Las jest ciemny, nieznajomy i bardzo rozległy.
Chłopcy wyciągają z plecaków dwa koce, w które się zawijają, aby nieco odizolować się od chłodu, jaki panuje tej nocy. Siadają na karimacie pod grubym drzewem, którego gatunku nie znają, i opierają się plecami o pień, siedząc jak najbliżej siebie. Dzięki latarkom patrolują teren i w ciszy nasłuchują jakichkolwiek niepokojących dźwięków.
— Kiedyś chyba trafię do więzienia, serio.
— Co? Jak to? — Jisung odwraca wzrok z zarośli na blondyna, który ze skupionym wzrokiem, ledwie widocznym w ciemnościach, obserwuje okolicę, wsłuchując się w koniki polne, skaczące gdzieś w grubej, ale nieco suchej jak przystało na listopad, trawie.
— Zabiję Hyucka.
Jisung uśmiecha się lekko pod nosem, wiedząc, że chłopak żartuje. Już po chwili jednak na jego twarz wpełza niepokój, a serce przyspiesza, gdy przypomina sobie, gdzie się znajduje.
— Możesz się przytulić, jeśli będzie ci wtedy lepiej — mówi cicho Chenle, odwracając twarz w kierunku młodszego. W ciemności jednak widzi jedynie kontury jego twarzy i świecące w ciemności ładne oczy.
Jisung od razu nieco się do niego przysuwa i zawstydzony swoim zachowaniem spuszcza wzrok. Jednakże Chenle wie, że jego strach nie bierze się tylko z powodu klimatu panującego w lesie, ale i przywodzi na myśl traumatyczne wspomnienia z dnia śmierci jego mamy, która miała miejsce właśnie w lesie.
— Dziękuję, że ze mną jesteś — odzywa się nagle Jisung, gdy zegarek Chenle wskazuje już na drugą rano. Latarki zgasili już jakiś czas temu, stwierdzając, że wtedy są mniej widoczni i w razie zagrożenia, cokolwiek miałoby się stać, może uda im się pozostać niezauważonymi.
— Nie pozwoliłbym ci pójść samemu na noc do lasu — odpowiada nieco zaspany chłopak, wzruszając ramionami. Wpatruje się w gwiazdy i pełnię księżyca widoczną zza łysych koron drzew.
— Nie mówię tylko o pójściu ze mną do lasu... — Jisung zaciska mocno oczy, ale jego serce od ponad godziny, podczas której siedzą tu wtuleni w siebie, bije tak szybko, że nie jest już w stanie tego znieść. Podnosi się lekko, tym samym odsuwając się od nastolatka, który patrzy na niego w zdziwieniu. Przez tę godzinę myślał o swoich uczuciach więcej niż przez ostatnie kilka lat. Nie wie, czy wpłynął na to klimat tego miejsca, jego strach, wspomnienia, ciepło ciała Chenle czy piękno jego twarzy, słabo widocznej w ciemności. Może nie jest najpiękniejsza na świecie, ale dla Jisunga jest idealna, jak cały Chenle. Jego dobre serce też jest idealne.
CZYTASZ
𝐦𝐢𝐬𝐬𝐢𝐨𝐧𝐬 𝐢𝐧𝐜𝐨𝐦𝐩𝐚𝐭𝐢𝐛𝐥𝐞 | 𝐜𝐡𝐞𝐧𝐬𝐮𝐧𝐠
FanfictionO tym, jak czasami trudno jest kogoś zeswatać. × school au | fluff | romans | komedia | bromance × paring poboczny; nomin × beta; Yeeolliee